niedziela, 27 grudnia 2009

Czy wiesz, że marksiści przewidzieli ten kryzys?

Szczególnie na początku załamania na rynkach, ale także i teraz wiele osób przypisuje sobie to, że udało im się przewidzieć obecny kryzys. Istnieje jednak ktoś, komu udało się go przewidzieć już 90 lat temu! Zaskakujące? A co jeśli powiem Ci, że był to znany marksista!

Dookoła słyszymy, że kryzys powoli się kończy i jeszcze kilka miesięcy (może rok lub dwa) i wszystko wróci do normy. Zastanówmy się jednak, czy udało się nam wyciągnąć wnioski z tego co się działo. Czy rządy potrafią zidentyfikować źródła kryzysów i odpowiednio z nimi walczyć a nie tylko zaleczać objawi?

Ponad 80 lat temu wybitny rosyjski ekonomista prof. Mikołaj Kondratiew opisał i uzasadnił w badaniach teoretycznych istnienie Wielkich (45-60 letnich) Cykli ekonomicznych (tzw. cykli Kondratiewa). Są to okresy w których globalne rezerwy głównych ‘wartości’ materialnych są uzupełniane. Według Kondratiewa każdy cykl ma fazę wzrostu i spadku, a wahania w cyklu oparte są na mechanizmie akumulacji, koncentracji, rozproszenia i dewaluacji kapitału, jako kluczowym czynniku rozwoju gospodarki.

Każda kolejna faza wynika z akumulacji czynników w fazie ją poprzedzającej. Jednak każdy nowy cykl rozwija się w nowych warunkach historycznych, przy nowym poziomie rozwoju sił wytwórczych. Kondratiewowi udało się przebadać tylko dwa i pół Wielkiego Cyklu i zaprzestał swoich badań w momencie wzrostowym trzeciego cyklu, a wyniki badań ogłaszane w 1926 roku, były już w trakcie fazy spadkowej (tak przepowiedział Wielki Kryzys).

Można się spierać w jaki sposób wyznaczać kolejne fazy kryzysu. Jedni uważają, że podstawą są wskaźniki gospodarki realnej, tj. produkcja, dynamika zatrudnienia czy działalność inwestycyjna. Inni kierują swoje badania ku wskaźnikom finansowym, w tym dynamice na rynku akcji i obligacji czy dynamice stóp zwrotu. Dodatkowo w wyniku postępu technologicznego długość cyklu skróciła się z 55-60 lat do ok. 45. Oba podejścia wskazują jednak na rok 2000 jako ten, w którym zaczyna się kolejny okres spadkowy.

Według zwolenników tej teorii, obecna liberalna polityka gospodarcza doprowadzi tylko do dużej inflacji i spekulacji, a gospodarka wróci do normy dopiero po ‘pozbyciu’ się nadmiernie zgromadzonego kapitału. Będzie to możliwe w wyniku znacznej dewaluacji w czasie nieuniknionej i długotrwałej recesji. W związku z tym obecny kryzys to tylko przygrywka do tego, co czeka nas w najbliższych latach, a najniższy punkt obecnego piątego cyklu prognozowany jest na lata 2012/2015.

Fazy cyklu:
I. wzrostowa: od późnych 1780 – wczesnych 1790 do 1810 - 1817
spaskowa: 1810 – 1817 do 1844 – 1851
II. wzrostowa: 1844 – 1851 do 1870 - 1875
spaskowa: 1870 - 1875 do 1890 – 1896
III. wzrostowa: 1890 – 1896 do 1914 - 1920
spaskowa: 1914 - 1920 do 1936 – 1940
IV. wzrostowa: 1936 – 1940 do 1966 - 1971
spaskowa: 1966 - 1971 do 1980 – 1985
V. wzrostowa: 1980 – 1985 do 2000 - 2007
spaskowa: 2000 - 2007 do 2015 – 2025 (prognoza)
VI. wzrostowa: 2015 – 2025 do 2035 – 2045 (prognoza)

Być może cię zaskoczę, ale Kondratiew był maksistą. Jednak za swoją anty-sowiecką działalność został osadzony w więzieniu i zgładzony, gdyż jego teoria została uznana za sabotaż planów pięcioletnich dla sowieckiej gospodarki (która miała tylko rosnąć a nie spadać zgodnie z cyklem). Tylko czas pokaże czy miał rację, ale trzeba przyznać jedno – zaprognozować ten kryzys 80 lat temu to nie lada wyczyn!

Artykuł zainspirowany tą stroną.

piątek, 4 września 2009

Eurobank obniżył oprocentowanie!


Ostatnio trochę zaniedbałem bloga, ale mam nadzieję że uda mi się teraz do niego wrócić. Dla tych którzy jeszcze nie wiedzą eurobank obniżył właśnie oprocentowanie konta oszczędnościowego z 6,06% na 5,7%!!

Widać, że powoli banki nie chcą przepłacać za depozyty. Szkoda!

poniedziałek, 15 czerwca 2009

Czy Łotwa będzie drugą Argentyną?

Wysokie zadłużenie zagraniczne, rosnący deficyt budżetowy finansowany głównie kapitałem zagranicznym, rozgrzany rynek kredytowy, pogorszenie się sytuacji makroekonomicznej… Taki opis spokojnie pasuje do Argentyny z końca lat 90. ubiegłego stulecia jak i obecnej sytuacji Łotwy. Czy na naszych oczach dojdzie do bankructwa tego kraju?

Już pisałem o tym, że państwa Bałtyckie przeżywają teraz ogromny kryzys, po wielu latach prosperity. Jeszcze niedawno rozwijały się w tempie ponad 10% rocznie, a teraz czeka je spadek ponad 15% a może nawet 20% !!! Ich obywatelom nie ma czego zazdrościć, a najgorsza sytuacja jest na Łotwie.

Skandynawskie banki przez swoją pazerność nadmiernie rozgrzały koniunkturę. Łatwo dostępny kredyt spowodował, że niespotykana dotąd konsumpcja przyczyniała się do wzrostu gospodarczego. Rosły pensje, rosły ceny nieruchomości a ludzi było stać na coraz więcej… Szczególnie, że bliska akcesja do strefy euro zachęcała do zapożyczania się w tej walucie. Żyć nie umierać.

Jak zwykle jednak – to co dobre szybko się kończy i na Łotwę zawitał kryzys. Koniunktura gospodarcza załamała się. Banki szybko ograniczyły dostępność kredytu. Sytuację pogarsza powiązanie kursu łata (łotewskiej waluty) z euro w ramach tzw. mechanizmu ERM2. Już kiedyś pisałem o tym, że najlepszym rozwiązaniem byłaby pewnie dewaluacja łata, ale to spowodowałoby, że większość Łotyszy nagle przestałoby być stać na spłatę kredytów denominowanych w walutach obcych (tak jak w Polsce wzrosły raty kredytów walutowych z powodu wzrostu kursów).

Jednym słowem spowodowałoby to, że kraj musiałby ogłosić bankructwo, a budowane przez tyle lat bogactwo w jednej chwili straciłoby na wartości. Ludzie straciliby oszczędności całego życia. Jednym słowem czekałoby ich to, co zdarzyło się na koniec lat 90. w Argentynie.

Dla tych, którzy chcieliby zobaczyć film o rodzinie z Argentyny, która straciła wszystko w czasie tamtego kryzysu polecam film: "Zwyczajna rodzina".

czwartek, 11 czerwca 2009

Najlepsze miejsce pracy?

W tym roku po raz pierwszy w Polsce odbył się konkurs na Najlepsze Miejsce Pracy. Zorganizowały go Giełda Papierów Wartościowych i Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych Lewiatan.




Być może już słyszałeś o jego wynikach, więc napiszę o nich za chwilę. Najpierw odniosę się do samej metody badania. Oceniano 21 firm na bazie ankiet przeprowadzonych wśród ich pracowników. Muszę przyznać że to dość ciekawy sposób, bo kto powie źle o swoim pracodawcy teraz? No raczej nikt. A już to w jaki sposób wybrano szczęśliwą dwudziestkę jedynkę? Nie pytajmy tylko cieszmy się wynikami ;-)

A oto laureaci 2009. Wymieniam tylko firmy. Komentarz do co poniektórych pozostawiam dla Ciebie…

1. Google Poland
2. Novo Nordisk Pharma
3. Alior Bank
4. Sabre Polska
5. Eli Lilly Polska
6. TUW SKOK i TU SKOK ŻYCIE SA
7. Hestia Kontakt
8. GlaxoSmithKline Pharma
9. Oriflame Poland
10. Instytut Nafty i Gazu

Moim zdaniem najlepiej popytać znajomych i wszystko będzie jasne. Tylko kiedy w Polsce będziemy mieli wreszcie rankingi które coś znaczą?

czwartek, 4 czerwca 2009

Jak się zdobywa klientów

Niewątpliwie lokaty Noble Banku sprzedawane przez Internet za pośrednictwem Open Finance zdobyły już duży rozgłos. Nie ma się co dziwić, bo są one naprawdę konkurencyjne zarówno jeśli chodzi o wygodę obsługi jak i wysokość oprocentowania.

Najnowszy pomysł bankowców spod znaku Leszka Czarneckiego jest lokata wspólna, której oprocentowanie uzależnione jest od liczby klientów, którzy zdecydują się ją założyć. Obecnie jest to ponad 500 osób i oprocentowanie lokaty wynosi 6,6% (startowało z 6,5%). Jak widać stawiają na marketing szeptany – zadowoleni klienci przyprowadzą
następnych. Dodatkowo liczą pewnie, że ludzie będą się ekscytować zwiększającym się licznikiem i włączać do ‘zabawy’.

Jest to niewątpliwie ciekawy sposób na promocję marki i pozyskanie nowych klientów, a także zatrzymanie obecnych. Właśnie kończą się lokaty 10-procentowe z przełomu roku Więc powinni zrobić coś ciekawego co zatrzyma odpływ pieniędzy.

Na jakim poziomie zatrzyma się oprocentowanie Lokaty Wspólnej? Być może zwiększy się do 6,65% ale wyższych poziomów się nie spodziewam. Oferta dość dobra, chociaż też nie zniewalająca. Czy będzie to kolejny sukces Open Finance? Czas pokaże 

poniedziałek, 1 czerwca 2009

Rekordowe zarobki w bankach?

Dziś można było przeczytać artykuł o tym ile zarabiają prezesi różnych banków i jakie podejmują decyzje w związku z kryzysem. Spadające przychody banku powodują, że trzeba odpowiednio dopasować też do nich koszty. W końcu bank (ba, tym bardziej bank!) to nie instytucja charytatywna i musi zarabiać pieniądze.

Najczęstszym środkiem zmniejszania kosztów jest redukcja zatrudnienia lub/i wynagrodzeń. Jednak jak się tak rozejrzeć po rynku to w różnych bankach jest z tym różnie. Co prezes to inny pomysł na zarządzanie kryzysem w swoim banku. Na jednym końcu jest prezes BZ WBK, który obniżył pensje wszystkim pracownikom (w tym sobie) ale (ponoć ?) nie zwalnia. Z drugiej zaś strony jest BPH w którym prezes zarabia najwięcej na rynku (5,7 mln w 2008 roku), natomiast bank objęły zwolnienia grupowe 20% załogi.

Najdziwniejsze w tym wszystkim jest przekonanie ogółu społeczeństwa, że jeśli prezes banku zarabia grube miliony, to i inni pracownicy banku też opływają w kasę. Powstaje moim zdaniem specjalnie budowane wrażenie, że bankowcy mimo kryzysu zarabiają krocie, a próbują to sobie odbić na biednych klientach. Mało kto wie, że szeregowy pracownik oddziału banku wcale nie ma bajońskich pensji. Moim zdaniem można nawet spokojnie przyjąć, że zarobki zwykłych pracowników w przemyśle są dużo wyższe niż w bankach. Ale oczywiście wszystkim biją w oczy rekordowe zarobki prezesów.

sobota, 30 maja 2009

Mamy wzrost gospodarczy! Cieszyć się czy nie?

Wczoraj powiały się wyniki PKB za I kwartał 2009 w Polsce. Główny Urząd Statystyczny (GUS) podał, że odnotowaliśmy wzrost o 0,8%!! Dla rządu była to okazja do autopromocji. A Ty masz powody do radości?

Wzrost nie jest duży, ale jest. Jesteśmy jednym z naprawdę niewielu krajów w Europie, które nie wpadły jeszcze w recesję. Porównując to do 18% spadku na Łotwie, czy 23% na Ukrainie można powiedzieć, że u nas mamy prawdziwy raj. Skoro jest tak dobrze, to czemu trzeba o tym aż tak głośno mówić?

Właśnie! Jak jest dobrze, to zazwyczaj nikt o tym nie mówi. Ale teraz mamy zbliżające się wybory do Europarlamentu, więc rząd próbuje ugrać kilka punktów procentowych dla siebie. Do tego chyba w tym ogólnym szaleństwie wszyscy zapominają, że ekscytujemy się wynikami, które dotyczą okresu od stycznia do marca, a teraz mamy już koniec maja a właściwie czerwiec! Jeszcze chwila i skończy się drugi kwartał a my cieszymy się, że tak dobrze było w pierwszym.

Trzeba pamiętać, że w tym roku w 1. kwartale była Wielkanoc, więc to na pewno trochę nakręciło konsumpcję. Prawdziwym papierkiem lakmusowym będą wyniki za drugi kwartał, a te już pewnie nie będą takie dobre. Konsumpcja spada, bezrobocie rośnie… To w końcu cieszyć się z tego wzrostu czy nie?

poniedziałek, 18 maja 2009

O społecznej odpowiedzialności przedsiębiorstw

Jeszcze rok temu każda korporacja miała w swoich zasadach wymienioną także tzw. społeczną odpowiedzialność. Można powiedzieć, że trendy było ją mieć. Ale czy wszyscy wiedzieli co to naprawdę oznacza? Kryzys z którym mamy teraz do czynienia powoli pozwala zweryfikować ładne zapewnienia.

Jak wiadomo wszystkie firmy tną jak mogą koszty. Oczywiście nie jest to niczym złym, jeśli przyjąć że spowolnienie to okres w którym można skorygować to, co w czasie prosperity można było tolerować, chociaż być może nie było najefektywniejsze. Gorzej jeżeli firmy próbują po prostu ograniczyć koszty, niezależnie od tego czy ma to głębsze uzasadnienie. Sam przegląd zasobów nie jest niczym złym, jeśli dokonywany jest racjonalnie.

Nie mam tu oczywiście na myśli tylko cięcia na ślepo wynagrodzeń pracowników. Najpierw najprawdopodobniej na pierwszy ogień pójdą wszystkiego rodzaju dotacje dla organizacji charytatywnych (o ile nie można ich odliczyć od podatku). Społeczna odpowiedzialność to także wdrażanie nowych, bardziej ekologicznych technologii. A przecież wiadomo, że teraz najlepiej zatrzymać wszystkie inwestycje, które nie są koniecznie niezbędne. Nie wspomnę już o tym, że przecież taka korporacja nie istnieje w próżni i jeśli jest odpowiedzialna, to nie może tak jak banki zakręcić kurka z kredytami.

Jak widać społeczna odpowiedzialność po prostu kosztuje. Czasy takie jak te pozwalają świetnie zweryfikować prawdziwe intencje i zamiary dużych firm. Czy potrafią skutecznie zarządzać swoim personelem, czy też pierwsze co robią to po prostu tną zatrudnienie? Czy w ciężkich czasach nadal wspierają organizacje charytatywne, które tym bardziej są teraz potrzebne? Czy mają świadomość, że są częścią społeczeństwa i powinny reagować na jego potrzeby?

Jedno jest pewne. Kryzys nie będzie trwał wiecznie i pamiętajmy, aby w czasach prosperity wystawić takim firmom odpowiednią zapłatę.

środa, 13 maja 2009

Lepiej oszczędzać czy wcześniej spłacić kredyt?

Czasy mamy niepewne i jak wszyscy zastanawiasz się co teraz robić? Jeśli masz na głowie do spłaty kredyt to stoisz przed podwójnym dylematem – czy oszczędzać na czarną godzinę czy też może lepiej szybciej spłacić kredyt?

W normalnej sytuacji na pewno namawiałbym Cię do tego, abyś jak najszybciej spłacił swój kredyt. Oszczędzanie nie miałoby sensu jeśli i tak zarobione odsetki musiałbyś oddać na spłatę kredytu. Niestety sytuacji makroekonomiczna nie jest normalna i moje rady będą całkowicie inne.

Jeśli uda Ci się wygospodarować teraz trochę wolnych środków to najpierw je odłóż na tzw. czarną godzinę. Doszedłem ostatnio do wniosku, że firmy w Polsce tną zatrudnienie na oślep i nigdy nie wiesz co Cię może czekać. Dlatego lepiej jeśli teraz będziesz gromadził nadwyżki, które pozwolą Ci regularnie obsługiwać kredyt lub inne zobowiązania na wypadek jakiejś nieszczęśliwej sytuacji.

Mając takie zaskórniaki nie będziesz się musiał martwić skąd wziąć na ratę kredytu w razie nie przewidzianych wypadków. Kredyt jeszcze spokojnie zdążysz spłacić, a te zaskórniaki będą jak znalazł po kryzysie.

poniedziałek, 11 maja 2009

Rewolwer w Openie

Dziś krótki wpis o lokatach w Open Finance. Dla tych, którzy dopiero zaczynają przegląd rynku lokat terminowych i kont oszczędnościowych chciałbym od razu napisać, że obecnie liczą dwie firmy: eurobank i open. O najlepszym moim zdaniem koncie oszczędnościowym w eurobanku już pisałem, dlatego dziś wpis o drugim wymiataczu depozytów.

Niewątpliwie oferta Open Finance, który dystrybuuje lokaty Noble Banku dla zwykłych szaraków jest bardzo dobra i wygodna. Wniosek o lokatę składa się przez stronę internetową i w ten sposób na maila dostajemy indywidualny numer konta, na który trzeba przelać środki. Potem wystarczy wpłacić odpowiednią kwotę i najpierw mailem a potem listownie dostajemy potwierdzenie otwarcia depozytu. Ostatnio jakość oferty chyba ich przerosła i potwierdzenia przysyłają ze sporym opóźnieniem, ale trzeba im przyznać, że lokaty zakładają z datą wpływu środków na konto w Noble.

A co tak ciekawego oferują? Po pierwsze lokata pół na pół, gdzie połowa środków lokowana jest na 8% miesiące na 2, a reszta na 6,5% na 12 miesięcy (swoją drogą ja na początku załapałem się na ofertę 7%/3M i 9%/12M !!). Biorąc pod uwagę to, że stopy pewnie jeszcze będą spadały to jest to jedna z lepszych ofert dla tych, którzy mogą zamrozić środki na dłużej. Chociaż wcale nie najlepsza, bo mają tam ciekawą propozycję…

Lokata rewolwer zakładana jest na 24 miesiące ze stałym oprocentowaniem 7%. Dwa lata to dość długo i raczej nie zdecydowałbym się na taką ofertę, gdyby nie to, że lokatę można zerwać bez utraty odsetek co 3 miesiące. Wystarczy w ciągu pierwszych trzech dni po okresie pełnych trzech miesięcy złożyć dyspozycję likwidacji. Moim zdaniem jest to jedna z obecnie najlepszych ofert na rynku. Dopóki te 7% będzie atrakcyjne można tam trzymać pieniądze, a gdyby stopy jednak z jakiegoś powodu wzrosły to wtedy spokojnie bez utraty odsetek można zakończyć taką lokatę.

A Ty znasz jakieś równie ciekawe oferty?

środa, 6 maja 2009

Walczmy z kryzysem ? Antykryzysowi

Pewnie zastanawiasz się czemu tak dużo piszę ostatnio o kryzysie? Ano dlatego, że uważam to za jeden z najważniejszych obecnie tematów. Myślę, że byłby nawet gdybym o nim nie pisał. Niektórzy jednak mają już dość ciągłego słuchania o kryzysie i postanowili zorganizować protest.

Na specjalnej stronie internetowej antykryzysowi wydali protest w ramach którego każdy może udzielić im poparcia. A czego chcą? Aby zakazać nadużywania słowa kryzys w mediach. Nie wiem czy to możliwe, ale zastanówmy się dokładniej o co im chodzi?

Po pierwsze uważają, że kryzys to świetna pożywka dla polityków, którzy czystą demagogią i populizmem będą próbowali ugrać na tym polityczny kapitał. Ciężko się nie zgodzić. Jakoś nie wydaje mi się, aby którakolwiek z partii miała receptę na to spowolnienie.

Po drugie ciągłe mówienie o kryzysie pogłębia tylko recesję i o tym już pisałem sam wcześniej! Ludzie nawet jeśli nie muszą ograniczają konsumpcję a to powoduje, że w gospodarce jest jeszcze gorzej. To takie wywoływanie wilka z lasu.

Autorzy apelu ogłaszają, że najlepiej będzie jeśli wszyscy zaczniemy kupować i inwestować, to wtedy kryzys szybciej się skończy. To takie amerykańskie podejście. Rozdajmy już i tak zadłużonym obywatelom bony żeby mogli dalej kupować (a bony sfinansujmy kolejnym powiększaniem długu publicznego). Nie mówię aby całkowicie ograniczać konsumpcję, ale po każdej górce przychodzi dołek i lanie oliwy do ognia nie pomoże tylko odsunie w czasie problem. Gorzej jeśli w przyszłości to będzie już nie kryzys ale tsunami. Bez rozwiązania problemów leżących u jego źródeł żadne zaklinanie rzeczywistości nie pomoże!

sobota, 2 maja 2009

Najlepsze konto oszczędnościowe na rynku!!

Na pewno pamiętasz jak pisałem na blogu o tym, że mbank schodzi na psy i jego oferta staje się coraz gorsza. Niestety nic się w tym zakresie nie zmieniło. Dlatego już jakiś czas temu postanowiłem znaleźć sobie bank, który będzie odpowiadał moim oczekiwaniom.

Wybór padł na eurobank w którym otworzyłem sobie najpierw konto online. To takie ich konto osobiste, dla którego operacje dokonywane przez internet są bezpłatne. Wypisz wymaluj dawny mbank. Ale nie tylko to mnie tam zatrzymało. Mają tam dobrze oprocentowane lokaty, dzięki którym można uniknąć podatku belki. W tym niesamowicie wygodne lokaty 7dniowe na 6% !!


Ale, ale to nie lokaty eurobanku są tematem tego wpisu a konto oszczędnościowe. Mam je już tam od jakiegoś czasu i nie narzekam. Można z niego przelewać ile i kiedy się chce na swoje konta i nie płaci się za to ani złotówki. Dają dobre oprocentowanie, bo aż 6,06% (nic to przy bankowym 4,15%). Oferta jest jak widzisz naprawdę dobra. Od maja pojawił się jednak nowy plus, który ostatecznie zdecydował o tym, że to właśnie w eurobanku jest obecnie najlepsze konto oszczędnościowe.

Od maja na koncie oszczędnościowym eurobanku mamy dzienne naliczanie odsetek!! Co to oznacza? Daje to możliwość trzymania na świetnie oprocentowanym koncie (6,06%) nawet 15 000 zł bez płacenia podatku belki! Do tego takich kont można mieć aż 5 więc spokojnie może sobie na nich leżeć nawet 75 000 zł! Na dzisiaj ta oferta to strzał w dziesiątkę. Dla banku przecież nie ma znaczenia, czy klienci płacą podatek belki czy nie, ale dla nas – jak najbardziej ma! Jak widać w eurobanku wyciągnęli wnioski z oferty Aliora (który daje teraz tylko 6,5%/2 = 3,25% na lokacie nocnej) i wprowadzili coś podobnego u siebie. Tak trzymać i czekamy na jeszcze.

Od razu zaznaczam, że nie jestem w żaden sposób (oprócz bycia klientem) związany z eurobankiem. Po prostu chcę podzielić się w Wami dobrą informacją :-)

czwartek, 30 kwietnia 2009

Czy na świńskiej grypie można zarobić?

Już pewnie dotarło do Ciebie, że mamy epidemię świńskiej grypy. Jest to druga po ptasiej grypie tak dziwna mutacja tego wirusa, tym razem powstała z mutacji wirusa ludzkiego, ptasiego i świńskiego oznaczana symbolem A/H1N1. Jedni się martwią a inni zastanawiają jak na tym zarobić.

Jak zwykle media szukają sensacji i nakręcają atmosferę co chwilę podając liczbę osób, które zmarły już na tę chorobę. W chwili gdy piszę ten wpis były to 103 osoby a na pewno będzie ich więcej. Nie da się ukryć, że jest to zwykłe ludzkie nieszczęście, ale jak pewnie już wiesz nikt nie mówił, że życie będzie łatwe… Aby jedni mogli zarobić inni muszą stracić…


Epidemia dotyczy świata medycznego więc w tym kierunku należy szukać możliwych źródeł zarobku. Na pewno zarobią firmy farmaceutyczne produkujące szczepionki na grypę i choć eksperci nie są zgodni czy zwykłe szczepionki na ten sezon zadziałają, to raczej znajdą się ludzie chętni się zaszczepić. A co jeśli ubierzesz się za zimno i złapie Cię katar? Na pewno w strachu przed chorobą tym razem jej nie po prostu nie przechodzisz, tylko pójdziesz do lekarza i wykupisz całą receptę leków. Zarobi więc lekarz/prywatna firma medyczna i znów producenci leków.

Jeśli pracujesz w branży medycznej lub farmaceutycznej możesz liczyć na prawdziwe żniwa. Perspektywa Twoich zysków może zachęcić inwestorów do kupowania akcji spółek z tego sektora. I tu niestety muszę Cię zmartwić, ale cały polski sektor medyczny i farmaceutyczny należy do zachodnich koncernów i na GPW nie znajdziesz spółki w którą moim zdaniem warto inwestować w tym kontekście. No bo przecież nie w Bioton?

A żeby nie było, że na kataklizmach można tylko zarobić, to od razu napiszę, że najprawdopodobniej na całość gospodarki będzie to miało negatywny wpływ, gdyż zwiększą się bariery prowadzenia działalności. Nie wspominam już o stratach spowodowanych przebywaniem na chorobowym. No i na koniec – ludzkiej śmierci nie można i nie powinno się wyceniać!

niedziela, 26 kwietnia 2009

Przekleństwo Bałtów


Wszystkie trzy państwa bałtyckie miały jeszcze niedawno kwitnące gospodarki były stawiane za wzór dla pozostałych krajów naszego regionu. Niskie podatki liniowe, kwitnący sektor nieruchomości i bliska perspektywa przyjęcia euro powodowały, że wszyscy uwierzyli, że na naszych oczach powstają nowe tygrysy Europy. Estonia wypracowała sobie nawet nadwyżkę budżetową. Nagle czar prysł.

Z trzech państw bałtyckich w najgorszej sytuacji jest Łotwa, która już raz korzystała z pomocy Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), by ratować swoją gospodarkę przed zapaścią. Z 10-procentowego wzrostu w zeszłym roku przeszli do prognozowanego obecnie 12-procentowego spadku w tym roku. Perspektywa przyjęcie euro znacznie się oddaliła, a co gorsze waluta Łotwy pozostaje w mechanizmie ERM2, więc pole do manewru mają niewielkie i ewentualna dewaluacja łata nie wchodzi w grę. Nie lepiej jest na Litwie i w Estonii. Tym bardzie należy się dwa razy zastanowić zanim wprowadzi się teraz Polskę do ERM2, o czym już pisałem.


Nie tylko ERM2 stoi na przeszkodzie dewaluacji państw bałtyckich. Bliska perspektywa przyjęcia euro sprawiła, że większość kredytów mieszkaniowych udzielana była właśnie w tej walucie. Dewaluacja oznaczałaby zatem znaczący wzrost zadłużenia ludzi. Zdecydowano się zatem na cięcie wydatków publicznych i płac, co i tak spowodowało masę demonstracji. Sytuacja nie jest ciekawa i nie zazdroszczę rządom tych krajów.

Powstaje pytanie co doprowadziło do tej sytuacji? W dużo większym stopniu niż u nas są tam obecne banki skandynawskie, które ochoczo finansowały tamtejszą gospodarkę. Perspektywa przyjęcia euro znacząco obniżyła stopy procentowe. Dodatkowo niskie podatki skłaniały ludzi do konsumpcji. Bańka na rynku mieszkaniowym urosła do niewyobrażalnych rozmiarów. Dopóki wszystko było w porządku Bałtowie cieszyli się z rosnących pensji i dobrobytu. Nadmierna konsumpcja i wzrost zadłużenia w walutach obcych spowodowały, że kraje stały się niezwykle zależne od napływu kapitału z zagranicy. Kiedy na świecie rozpoczął się kryzys finansowy, kapitał zagraniczny odpłynął.

To jeszcze odpowiedzmy sobie na pytanie jakie wnioski możemy wyciągnąć dla nas ? Po pierwsze, że polityka gospodarcza powinna być dostosowana do czasów w których żyjemy. To co świetnie sprawdzało się w czasach hossy niekoniecznie przyniesie spodziewane efekty gdy mamy spowolnienie. Niektórzy mogą też zauważyć, że nie można opierać całej gospodarki na kapitale z zagranicy, bo ten tak jak szybko napływa tak i szybko odpływa (tutaj jako przykład nie tylko Bałtowie ale i np. Irlandczycy).

Jak to mówią lepiej uczyć się na cudzych błędach, więc obserwujmy dokładnie naszych sąsiadów i starajmy się nie popełniać ich błędów.

Artykuł zainspirowany tekstem.

środa, 22 kwietnia 2009

Pożegnanie z neostradą

Informacja może już nie taka nowa, ale dla tych którzy nie wiedzą informuję, że TP SA na jesieni zrezygnuje z marki Neostrada dla swego szerokopasmowego dostępu do Internetu i zastąpi ją znakiem Oragne. Niby nic wielkiego, po prostu unifikacja oferty w całej grupie kapitałowej na świecie, ale dzisiejszy wpis chciałbym poświęcić polityce francuskich firm w Polsce.

Wiele osób się na nią wkurza (w tym ja), ale trzeba przyznać że Neostrada na stałe wpisała się w nasz krajobraz. Telekomunikacja wydała spore pieniądze na jej promocję a teraz jedną decyzją chce to wszystko wrzucić do kosza. Usługi szerokopasmowego dostępu do internetu oferowane będą pod marką Orange. Można się zacząć zastanawiać nad sensem ekonomicznym i biznesowym tej decyzji. Przecież na włożenie do umysłów ludzi nowej nazwy trzeba będzie wydać spore pieniądze, na których nadmiar spółka raczej nie cierpi w czasach kryzysu.

Już raz Francuzi przeprowadzili taką operację, gdy z Polskiego rynku zniknęła Idea i pojawiło się w jej miejsce właśnie Orange. Dobre dwa lata zajęło marketingowcom przyzwyczajenie nas do nowego brandu, a przypadku POPa zakończyło się to niepowodzeniem i Orange Go poszło do lamusa. Czy tym razem też się uda? Tego pewnie nikt nie wie.

Po co więc narażać się na spore wydatki, których ostatecznego efektu nie można być pewnym? Od znaku Orange polskie spółki płacą francuskiej matce opłatę. I wszystko jasne... Francuzi próbują podreperować swój budżet ściągając daniny z kolonii. Tak, właśnie! Ogólnie wiadome jest, że koncerny znad Loary traktują swoje zagraniczne oddziały tak, jak kiedyś traktowali kolonie. Jednym słowem wysysają z nich ile tylko mogą.

Przykład z Orange i neostradą nie jest tu odosobniony. Na rynku ogólnie wiadomo, że w innych firmach jest dokładnie tak samo. Wszystkie zakupy realizowane są przez centralę, która oczywiście nakłada na nie odpowiednią marżę. Nawet awanse i polityka kadrowo-płacowa uzależniona jest od centrali za granicą. I to wszystko w świetle ogólnie obowiązującego prawa. Co gorsza nic na to nie poradzimy. Musimy pogodzić się z tym, że bez własnego kapitału na zawsze zostaniemy tylko kolonią.

niedziela, 19 kwietnia 2009

Odwieczny dylemat - kupić czy wynająć?

Jeśli jeszcze nie masz własnego domu lub mieszkania to na pewno temat dla Ciebie! Na pewno zastanawiasz się czy kupić własne czy jednak wynająć? Dylemat to stary jak świat. Spróbujmy zastanowić się wspólnie co zrobić.

Najpierw zastanówmy się jakie są plusy posiadania własnego domu/mieszkania. Dla zwykłych ludzi najważniejszą zaletą jest to, że w ten sposób gromadzą bogactwo (nawet jeśli kupili go na kredyt to zamiast płacić czynsz najemcy budują własny stan posiadania). Ale ma to także bardzo pozytywny wpływ na gospodarkę., gdyż zachęca ludzi do oszczędzania. Dodatkowo ludzie, którzy posiadają własny dom lub mieszkanie dużo lepiej identyfikują się z otoczeniem i częściej biorą czynny udział w życiu społecznym. Dowiedziono także, że jeśli mieszkasz u siebie, będziesz lepiej zachęcał dzieci do nauki niż gdybyś tylko wynajmował.


Jak widzisz posiadanie własnej nieruchomości jest korzystne nie tylko dla obywatela ale także i dla jego kraju. Dlatego też coraz częściej jest to wspierane przez rządy. W niektórych krajach (w tym do nie dawna w Polsce) można odliczyć odsetki od kredytów hipotecznych od dochodu podlegającego opodatkowaniu. Obecnie praktykowany jest u nas program "Rodzina na swoim" w ramach którego państwo dopłaca do kredytu, dzięki czemu można płacić niższe raty.

Nie można jednak zapominać, że to właśnie niespotykana do tej pory dostępność kredytów i niskie stopy procentowe napompowały bańkę na rynku nieruchomości, która stała się początkiem obecnego kryzysu. Okazało się, że majątek ulokowany w nieruchomościach znacznie stopniał, a wielu ludzi zostało z kredytami, które znacznie przekraczają obecną wartość posiadanych przez nich domów czy mieszkań (stąd banki próbowały renegocjować warunki umów). Nie wspominając już o tych, którzy kupili mieszkania na kredyt jako inwestycję ich kapitału (a dobrze tak spekulantom! ;-] ).

Jakie zatem mogą być minusy posiadania domu? Dość jasnym jest, że jeśli masz własną nieruchomość to jesteś mniej mobilny. Jednym słowem jesteś mniej skłonny do przemieszczania się w inne miejsce np. w poszukiwaniu pracy. Jest to zatem pewien minus od strony społecznej. Dodatkowo wynajmując nie musimy martwić się o wszystkie niezbędne naprawy i remonty. W końcu to nie nasze, więc jak się zacznie lać na głowę to będzie można poszukać czegoś innego.

W takim razie kupić mieszkanie czy wynająć? Moim zdaniem kupić, bo jednak co Twoje to Twoje! Jedyne co bym sugerował to żeby się nie spieszyć. Przy obecnej sytuacji na rynku (nieruchomości i pracy) lepiej jeszcze chwilę poczekać jeśli naprawdę nie musisz mieć własnego m ‘już i teraz’. Po pierwsze moim zdaniem ceny mieszkań jeszcze spadną, a więc po co przepłacać jeśli można mieć coś taniej. A dodatkowo jeśli nie masz wystarczająco dużo własnej gotówki, aby sfinansować zakup to obecnie nie jest najlepszy czas na branie hipoteki. Ten rok będzie pewnie najtrudniejszy i jeśli nie masz 100% pewności, że Twoje źródło dochodów nagle się nie skończy (pracując na etat tak naprawdę to chyba nikt nie może być tego pewien a i ci którzy mają własną działalność też nie wiedzą czy będą mieli zamówienia). Lepiej w takim razie nie ryzykować, że będziesz musiał przestać spłacać kredyt i np. komornik zlicytuje dopiero co kupione mieszkanie.

Sam jestem jeszcze przed zakupem własnego m ale wiem że kiedyś je kupię :-) Artykuł zainspirowany tekstem.

Gadżety reklamowe – reklama internetowa i odzież reklamowa

Dziś kolejny artykuł z serii Blogvertisingu. Jego tematem będzie reklama i gadżety reklamowe. Okazuje się, że w czasach kryzysu są to bardzo ważne oręża w walce o klienta. Kiedy rynek się kurczy trzeba włożyć jeszcze więcej wysiłku, aby klient wybrał właśnie Twój produkt. Często zwykłe metody nie wystarczają i trzeba skorzystać z czegoś bardziej wyrafinowanego. Stąd pomysł aby wykorzystać np. gadżety reklamowe lub odzież reklamowa. Im bardziej uda Ci się odróżnić od innych tym lepiej. Im szybciej zostaniesz zauważony na rynku tym więcej sprzedasz a odzież reklamowa może być czymś czego nie wykorzystał jeszcze Twój konkurent! Nie zapominaj też o narzędziu jakim jest reklama internetowa, szczególnie jeśli Twoją grupą docelową są ludzie młodzi. Musisz być przecież obecny tam gdzie i oni, a reklama internetowa to jedno z najlepszych mediów.
Reklama Na Blogach

czwartek, 16 kwietnia 2009

Wolna kultura bankowości, ale jednak kultura

Dzisiejszy wpis miał dotyczyć sytuacji w krajach bałtyckich, ale co się odwlecze to nie uciecze, a że szybkiej zmiany tej sytuacji się nie spodziewam, więc na taki wpis jeszcze przyjdzie czas. Tymczasem dziś miło zaskoczył mnie Alior Bank, dlatego postanowiłem zadedykować im ten wpis.

Być może pamiętasz jak pisałem o konkursie, który zorganizował ten bank tuż przed startem. Dla osób które zarejestrowały się na ich stronie i odpowiedziały na 9 pytań bank na dzień dobry przelewał na konto 100 zł. Ja swoją stówkę zganąłem :-) Ale to nie wszystko. Wszyscy mogli zapraszać do zabawy inne osoby np. swoich znajomych. Budowało to na początku bazę klientów banku i dzięki szumowi, który wokół tego powstał dawało możliwość dość skutecznej reklamy. Wśród osób, które zaprosiły jak najwięcej osób bank rozlosował nagrody.

Ja zaprosiłem kilka osób i znalazłem się w gronie szczęśliwców którym bank przyznał firmowego pendiva ;-) Nagroda może i nie poraża, ale chcę ostatecznie trochę pochwalić bank za co innego. Pendriva wysłano do mnie przesyłką kurierską z DHLa. Niestety przez większość dnia nie ma mnie w domu, więc nie mogłem jej w ten sposób odebrać. Gdyby to była zwykła Poczta Polska to dało by radę, ale niestety kurier do domu to w moim przypadku nie najlepszy pomysł (inna sprawa, że dość kosztowny w stosunku do przyznanej nagrody). Postanowiłem więc skontaktować się z bankiem i zapytać czy istnieje inna możliwość odbioru/ponownej wysyłki. Odpisali, żebym podał adres pod którym byłbym dostępny i … nastała cisza na praktycznie dwa miesiące.

Właściwie to spisałem sprawę na straty i nawet nie dziwiło mnie, że bank zrezygnował z ponownej wysyłki. Aż tu dziś… odebrałem przesyłkę z nagrodą. Przyszła zwykłą przesyłką pocztową w kopercie z bąbelkami (porządnie zapakowana!). Wprawiło mnie to w tak dobry nastrój (mała rzecz a cieszy;-]), że postanowiłem napisać o tym na blogu i pochwalić Aliora. Może i działają wolno (i wprowadzają czasem klientów w błąd), ale działają. Jestem tego żywym przykładem.

wtorek, 14 kwietnia 2009

Z czego składa się oprocentowanie mojego kredytu?

Pisałem już o bankach, które próbują renegocjować warunki już udzielonych kredytów z klientami a ostatnio także o możliwych kłopotach, które mogą czekać nasze banki. Co łączy oba te wpisy? Pokazują, że niektóre banki miały i maja problemy z prowadzoną przez siebie polityką cenową i sprzedażą. Okazuje się, że oprocentowanie kredytów, które oferowały było zbyt niskie. A co powinno bankowi pokryć oprocentowanie Twojego kredytu?

Od strony klienta oprocentowanie może być stałe, lub zmienne. Dodatkowo może być ustalane decyzją banku lub składać się ze stopy bazowej i marży. Jedyne o co powinieneś się zatroszczyć o by było ono dla Ciebie jak najkorzystniejsze.

Oprocentowanie kredytu można jednak rozpatrywać także od strony banku. Niezależnie jak jest ono konstruowane powinno pokryć trzy podstawowe części: koszt pieniądza, koszt ryzyka kredytowego oraz marżę banku. Jest to pewne uproszczenie, ale moim zdaniem są to trzy najważniejsze składniki. Spróbuję Ci je po kolei opisać.

Koszt pieniądza to w skrócie oprocentowanie jakie płaci bank za zdobycie środków, których potem udziela Ci w formie kredytu. W normalnych warunkach jest można przyjąć że jest to stopa WIBOR dla kredytów złotowych lub np. stopa LIBOR dla walutowych. Jednak obecnie rynek międzybankowy właściwie nie istnieje, dlatego też banki walczą o depozyty od klientów i słono za nie płacą. Dodatkowo zauważ, że większość depozytów to te o okresie do jednego roku, a kredyty udzielane są na o wiele dłuższe terminy.

Jeśli oprocentowanie kredytu dla Ciebie to tylko WIBOR plus marża, to bank udzielając Ci kredytu powinien w swoją marżę wpisać także ewentualne odchylenia kosztu pieniądza od stopy rynkowej w przyszłości. Te banki, które jeszcze niedawno walczyły o klientów coraz niższym oprocentowaniem kredytów zapomniały o tym i teraz próbują to sobie odbić podnosząc marże dla nowych kontraktów i renegocjując już zawarte. Jest to oczywiście niedopuszczalne! Trzeba było myśleć zawczasu.

Koszt ryzyka kredytowego to nic innego jak rezerwy na niespłacone kredyty. Nawet jeśli wierzyć w to, że większość ludzi biorąc kredyt nie myśli o tym, że go nie spłaci to jednak zdarzają się różne sytuacje życiowe. Ponieważ część kredytów nie jest spłacanych to bank już w momencie udzielenia kredytu zawiązuje jakąś część rezerw na wypadek, gdybyś przestał spłacać swoje raty. W tym celu powstają w bankach specjalne modele na podstawie których bank wylicza odpowiednią kwotę rezerw. Są one tworzone na bazie obserwacji z ostatnich trzech lat, a jak mnie pamięć nie myli to był to bardzo dobry okres dla naszej gospodarki i spłacalność była wysoka, a więc i rezerwy niskie. Teraz sytuacja się zmienia, a więc i koszty rezerw rosną – także w stosunku do już udzielonych kontraktów. Zauważ jednak, że w oprocentowaniu dla Ciebie koszty rezerw pokrywane są także w marży. I znów dochodzimy do tego, że banki które oferowały niskie marże mają teraz kłopoty, bo nie pokrywają im one wszystkich kosztów.

Trzeci składnik to marża, ale i ona nie jest jeszcze zarobkiem na czysto. Musi ona przecież pokryć w pierwsze kolejności koszty pracowników, którzy obsługują Twój kredyt i którzy Ci go sprzedali. Dopiero reszta stanowi zarobek banku. Nie wspominam już o kosztach systemów informatycznych, bo takie też przecież istnieją.

W czasach wzrostu gospodarczego banki prowadziły bardzo luźną politykę kredytową. Rynek międzybankowy funkcjonował normalnie, rezerwy były niskie. Konkurowały one niskimi marżami. Jak jednak już przeczytałeś, marża Twojego kredytu nie jest czystym zarobkiem banku – musi pokryć jeszcze ewentualne zmiany kosztu pieniądza w przyszłości, rezerwy kredytowe i koszty pracowników. Banki, które dawały kredyty na zbyt niskich marżach mają teraz spore trudności. Stąd właśnie możliwe tsunami. Szkoda tylko, że przez niefrasobliwość niektórych będzie cierpieć cała gospodarka.

piątek, 10 kwietnia 2009

Czy naszym bankom grozi tsunami?

Pewnie większość już słyszała o wypowiedzi Mateusza Morawieckiego – prezesa BZ WBK, o tym że naszym bankom grozi prawdziwe tsunami w tym roku i wiele z nich może mieć problemy z przetrwaniem. Ile w tym prawdy? Zastanówmy się czy banki mają kłopoty.

Pan Morawiecki roztacza taką oto wizję: Banki z jednej strony płacą dużo za depozyty (chociaż to się powoli kończy) i jednocześnie właściwie nie udzielają kredytów, a oprocentowanie tych które jeszcze dają jest zbyt niskie, aby pokryć koszt pieniądza. Jednym słowem bank więcej płaci za depozyt niż zarabia na kredycie. Taki paradoks ekonomii. Powoduje to, że marża odsetkowa banków gwałtownie spada, co pociąga także za sobą spadek zysków.

Jednocześnie z drugiej strony spowolnienie gospodarcze powoduje, że coraz więcej firm i ludzi ma problemy ze spłatą już zaciągniętych kredytów. Oznacza to, że banki muszą tworzyć na nie rezerwy co także uderza w ich wyniki. Jeśli jakiś bank prowadził luźną politykę kredytową i rozdawał np. karty kredytowe na prawo i lewo to może mieć teraz spore problemy.

Nie można zapominać o trzecim problemie, którego M.Morawiecki akurat nie wymienia, a o którym było już słychać przy publikacji przez banki wyników za IV kwartał. Chodzi mi oczywiście o wycenę papierów wartościowych. Duża zmienność rynku powoduje, że wyniki z tej pozycji wahają się jak w kalejdoskopie. Szczególnie dało się to we znaki ING, które popłynęło na polskich euroobligacjach i kosztowało ich to 280 mln PLN!!!

Można pomyśleć, że skoro banki kiedyś zarabiały to jak teraz będą miały straty to mają przecież z czego je pokryć. To prawda – będą pokrywać je ze swoich kapitałów. Banki obowiązują jednak co do nich pewne regulacje - m.in. powinny posiadać współczynnik wypłacalności na poziomie min. 8%, a obecnie Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) rekomenduje, aby zwiększyć jego poziom do 10%. Współczynnik wypłacalności powstaje poprzez podzielenie kapitałów własnych banku przez tzw. wymóg kapitałowy z tytułu różnych ryzyk (w tym 8% aktywów ważonych ryzykiem (RWA)). Można w skrócie powiedzieć, ze im więcej kredytów bank udziela, tym wyższe ma RWA (choć zależy to oczywiście od klasy ryzyka aktywów).

Dochodzimy zatem do sytuacji w której banki będą musiał zwiększyć swoje kapitały albo znacząco ograniczyć akcję kredytową. Biorąc pod uwagę to, że większość zagranicznych central naszych banków ma kłopoty, to pierwsze wyjście jest pewnie mało realne. Aby spełnić wymagania nadzoru banki zostaną zmuszone do jeszcze większego ograniczenia skali działalności. Jak już jednak kiedyś pisałem przykręcenie kurka z kredytami przez Banki pogłębi tylko spowolnienie i na dobre przyniesie nam do Polski recesję. Stąd dość rozsądny moim zdaniem głos prezesa BZ WBK, aby zastanowić się czy w warunkach obecnego kryzysu należy zacieśniać wymagania.

Warto tutaj jeszcze porównać podejście nadzoru w Polsce i USA do walki z kryzysem. W Polsce próbuje się wprowadzać kolejne ograniczenia, które zmniejszają dostępność kredytów i pogarszają wyniki banków. W Stanach jest całkowicie odmiennie. Financial Accounting Standards Board (FASB) wprowadziła właśnie nowe przepisy określające tzw. wartość godziwą (fair value) papierów dłużnych. Pozwalają one na dużo większą swobodę w wycenie i odchodzenie od wyceny rynkowej (mark-to-market), która powoduje ból głowy niejednego prezesa. Trochę naginając można stwierdzić, że będzie można wprowadzić do ksiąg wycenę jaką się tylko będzie chciało. Jasnym jest że to posunięcie pozwoli zmniejszyć odpisy i jednocześnie zwiększyć wyniki banków.

Widać różnicę? Nie oszukujmy się kryzys finansowy przyszedł i do nas. Oczywiście można się obruszać, że to co proponują w USA to kreatywna księgowość, ale na pewno nie pomoże nam to na rynku międzynarodowym jeśli zagraniczne banki będą pokazywały zyski a nasze straty. Trzeba tu znaleźć jakiś rozsądny kompromis, bo w końcu to chodzi o przyszłość nas wszystkich. Inaczej możemy mieć faktycznie prawdziwe tsunami.

środa, 8 kwietnia 2009

Index Bic Mac

Powoli przycichła sprawa opcji walutowych i spekulacji zagranicznych inwestorów na złotówce. Mimo tego, że kurs naszej waluty wcale się jakoś specjalnie nie umocnił, to nikt już nie ekscytuje się jej rosnącym kursem. Czyżbyśmy się już do niego przyzwyczaili? A może pseudo-dziennikarze znaleźli sobie nowy temat do pisania? Jeśli chcesz sprawdzić w jakim stanie jest nasza złotówka mam dla Ciebie propozycję – Index Bic Mac!

Wcale się nie pomyliłem. Chodzi o znaną nam wszystkim kanapkę. Można ją lubić lub nie, ale trzeba przyznać, że wykorzystując ją jako wskaźnik gospodarczy ludzie z the economist mieli ciekawy pomysł. Opiera się on na założeniu, że jeśli kursy walut są w równowadze to w różnych krajach Bic Maca można kupić za tę samą ilość dolarów. Mówiąc językiem ekonomii – porównujemy parytety siły nabywczej (PPP – purchasing power parity).

Ale przecież ceny w różnych krajach mogą się różnić chociażby ze względu na lokalną specyfikę. Czemu więc niby porównywanie akurat ceny Bic Maca miałoby nieść w sobie jakiś głębszy sens? Opiszmy zatem założenia jakie należy poczynić.

Po pierwsze nie można porównywać ‘jabłek z gruszkami’, a zatem towar który porównujemy powinien być identyczny. Ta niby-kanapka powinna być wszędzie taka sama. Po drugie nie odbywa się tu handel transgraniczny, a zatem nie ma sytuacji, gdy coś w jednym kraju będzie droższe, gdyż trzeba doliczyć znaczne koszty transportu. I po trzecie – powinno się porównywać w ten sposób kraje o podobnym stopniu rozwoju, gdyż na pewno na ceny wpływa poziom zarobków ludności.
Teraz przejdźmy do meritum, czyli wyników badań. Index Bic Mac oblicza i publikuje na swojej stronie the economist. Ostatni jaki można tam znaleźć pochodzi z 4-tego lutego i na nim pokażę Ci jak go czytać. Przedstawia on listę krajów i cenę kanapki w każdym z nich wyrażoną najpierw w walucie lokalnej a zaraz obok tę samą cenę w przeliczeniu na dolary po kursie z kolumny piątej. W przypadku Polski przyjęto, że cena kanapki to 7 PLN co stanowi róznowartość 2,01 USD (po kursie 3,48). A teraz najważniejsza część tabeli czyli parytet siły nabywczej. Powstaje on jako iloraz ceny kanapki w walucie lokalnej i ceny jaką należy za nią zapłacić w USA (podaną w pierwszym wielrszu; 7,00/3,54 = 1,98). Parytet siły nabywczej pokazuje nam więc jaki powinien być kurs równowagi zapewniający, że kanapka kosztuje relatywnie tyle samo w Polsce co w Stanach i wynosi on 1,98 !!! [SZOK!!]

A jak wykorzystać to do sprawdzenia kondycji złotówki? Mówi o tym ostatnia kolumna, która pokazuje jak kurs rzeczywisty różni się od kursu równowagi. Mamy zatem proste obliczenie (1,98-3,48)/3,48 = -43% Okazuje się więc, że w Polsce hamburger jest o 43% tańszy niż w Stanach, czyli nasza waluta jest niedowartościowana o jakieś 43% !!!

Sam nie wierzę w to co czytam! Chociaż z drugiej strony jak weźmie się pod uwagę ile pustych dolarów nadrukowali Jankesi to może i jest to umiejscowione gdzieś w okolicach prawdy. Na stronie wkleiłem także wartości wskaźnika dla Czech (korona niedowartościowana o 15%), strefy euro (24% przewartościowanie), Węgry (18% niedowartościowania), Rosji (51% niedowartościowania!), Szwecji (29% przewartościowania), Szwajcarii (58% przewartościowania) i Turcji (12 niedowartościowania).

Właśnie, czy można ufać temu wskaźnikowi? Szczerze mówiąc to podchodzę do niego dość sceptycznie. Ale uważam, że warto go poznać.

niedziela, 5 kwietnia 2009

Najlepsze oprocentowanie lokat w kwietniu

Minęło już trochę czasu od ostatniego wpisu o najwyżej oprocentowanych lokatach, dlatego postanowiłem go zaktualizować. Niestety sytuacja zmieniła się dość znacznie i po kolejnej już obniżce stóp procentowych przez NBP oszczędzający mogą mieć już tylko gorzej. Powoli kończą się wysokooprocentowane lokaty zakładane na początku roku i Ci którzy mają lokatę na 10% w Open Finance mogą przeżyć prawdziwy szok! Ale do rzeczy. Oto lista moim zdaniem najlepszych obecnie na rynku lokat/kont oszczędnościowych:

1. Na pierwszym miejscu mój faworyt (ze względu na możliwość optymalizacji lokaty pod względem podatkowym – tak jestem tego maniakiem ;]) czyli eurobank. Konto oszczędnościowe na 6,06% i dowolna liczba bezpłatnych przelewów wewnętrznych. Lokaty od 1 do 3 miesięcy na 6% (z oprocentowaniem stałym, minimalna kwota 200 zł).

2. Po piętach depcze oczywiście Open Finance, który daje 7% na 12 miesięcy i 6% na 6 miesięcy (kwota minimalna 500 zł).

3. Ze stajni Leszka Czarneckiego dobre procenty daje także Getin Bank. Dają 7% na 3 miesiące lub 6% na rok (kwota minimalna 1000 zł).

4. Nie można zapominać o Meritum Banku – nowej marce BWE, który daje 7% na 3 miesiące i 6% na 6 lub 12 miesięcy (minimalna kwota 10 000 zł).

5. Teraz przyszedł czas na wymienienie Pocztowego, który ostatnio mocno zawiódł. Po Killerze ślad zaginął i pewnie nigdy nie wróci. Dla mnie to duże rozczarowanie, gdyż jego oprocentowanie spadło z 7% na 4,5%!! Jedyne co tam jeszcze godne uwagi to 6,35% na 6 miesięcy (kwota minimalna 1000 zł).

Reszta jak widać nie zasłużyła sobie na moją uwagę. Mam nadzieję, że pomogłem Ci wybrać najlepszą ofertę, choć sam przyznaję że na wspomnienie dawnych procentów łezka mi się w oku kręci. Ale jak to mówią – ‘to se ne vrati’.

A teraz jeszcze chciałbym napisać Ci krótko o tym, czym ostatnio znowu zbulwersował mnie mbank. Mam po raz kolejny ochotę powiedzieć mstop! Bank postanowił zmienić taryfę opłat i prowizji. Oczywiście ma do tego prawo, ale to co wymyślili jest naprawdę poniżej pasa. Od czerwca 2009 wprowadzają opłatę za zamówienie listy haseł jednorazowych 5zł od każdej. Jednym słowem okazuje się, że bezpłatny przelew kosztuje Cię minimum 10 groszy (hasła potrzebne są przecież nie tylko do przelewów!).

Już szybciej spodziewałem się wprowadzenie opłaty za konto niż takiego ruchu. Ja nie chcę korzystać z haseł smsowych i nie będę tolerował tego, że bank chce mnie do nich przymusić. Mówię mstop i całkowicie rezygnuję z usług mbanku. Powoli tak przyzwyczaiłem się do eurobanku, że spokojnie mogę płacić rachunki od nich (przelewy przez internet mają bezpłatne). Nie chce mbank zarabiać na moim osadzie, to nie!

piątek, 3 kwietnia 2009

Euro to waluta dla bogatych?

Wpisem tym chciałbym włączyć się do dyskusji na temat przyjęcia przez Polskę euro. Moim zdaniem nie prowadzimy w kraju merytorycznej wymiany argumentów tylko od razu dzielimy ludzi na tych co chcą euro (i są na PO) i nie chcą euro (i są za PiS). Tymczasem większość Polaków pewnie nawet w ogóle nie wie o co chodzi.

Od razu zaznaczam, że nie będę opowiadał się po stronie żadnej partii politycznej, bo uważam że wszystkie one są siebie warte i zawracanie sobie nimi głowy nie ma sensu. Ktoś kiedyś powiedział mi, że na takie sprawy najlepiej patrzeć przez pryzmat własnej kieszeni. Trudno się z nim nie zgodzić. A zatem jak to wygląda w moim przypadku?

Uważam, że powinniśmy lepiej przyglądać się doświadczeniom Słowaków i Litwinów. A czemu? Ci pierwsi dopiero co wprowadzili u siebie euro, a drudzy są już w ERM II i mają walutę na stałe powiązaną z euro. W ostatnim czasie złotówka osłabiła się znacząco w stosunku do euro i okazało się, że dla mieszkańców tych krajów jesteśmy tani (oczywiście nie my a produkty w naszych sklepach).

Zaczął się więc zmasowany najazd Słowaków na południu i Litwinów na północy na nasze sklepy ale i także salony samochodowe. Mając taką samą ilość euro (Słowacy) czy litów (Litwini) mogą w Polsce kupić więcej niż w swoim kraju. Można by zatem pomyśleć, że powinni się cieszyć i to mógłby być koronny argument za wprowadzaniem euro jak najszybciej także u nas. Od razu zaznaczam, że tak jednak nie jest. W końcu jeśli Słowacy czy Litwini wydają pieniądze w Polsce to nie wydają ich u siebie, a zatem… kupując polskie produkty dają pracę w Polsce.

Właśnie! Okazuje się, że dla nich zysk z osłabienia złotówki będzie krótkoterminowy, gdyż mniejsza konsumpcja wewnętrzna w i tak mocno nastawionych na eksport gospodarkach naszych sąsiadów spowoduje, że kryzys będzie dla nich jeszcze głębszy. Jednym słowem słaba złotówka powoduje, że my mamy dodatkowe narzędzie do ograniczania skali spowolnienia a oni nie. Zaraz, zaraz pomyślisz… przecież nasza gospodarka nie jest zamknięta i na pewno też importujemy jakieś elementy płacąc w euro. Czyli słaba złotówka spowoduje wzrost cen, gdyż wzrost kursu pewnie zostanie tak zrekompensowany przez producentów. Masz oczywiście rację, ale przyznaj, że chyba lepiej jeśli nasze firmy produkują i sprzedają niż gdyby nie miały zbytu i musiały zwalniać. Dostrzegli to już u naszych sąsiadów i np. na Litwie handlarze ogłosili, że będą próbowali zatrzymać kupujących w kraju oferując im różne promocje.

No to jeszcze argument o tym, że przecież jeśli uda nam się wejść do strefy euro po tak wysokim kursie, to będziemy bardziej konkurencyjni i łatwiej będzie nam przyciągać inwestycje. Ale przecież inwestycje spokojnie możemy przyciągać już teraz! A wejście po kursie takim jak teraz będzie oznaczało, że nasze zarobki będą co prawda najniższe w strefie, ale czy ceny też takie pozostaną? Już powyżej zauważyliśmy, że pewnie wzrosną, ale na co nas wtedy będzie jeszcze stać? Czy zostaniemy wtedy na zawsze ostatnimi biedakami?

Jako kraj na dorobku musimy wykorzystywać każdą okazję by zmniejszać dystans do krajów zachodnich. Pewnie już zauważyłeś, że jestem przeciwny przyjmowaniu euro już teraz. Oczywiście w dalszej przyszłości jak najbardziej dobrze gdybyśmy je przyjęli, ale uważam, że nie ma się do czego spieszyć. Jak to mówią – co nagle to po diable! Ale pamiętaj, że patrzę przez pryzmat własnego portfela i Ty też powinieneś spróbować przemyśleć tę sprawę samodzielnie! Żeby nie było, że ze mnie taki eurosceptyk postaram się niedługo napisać jako eurorealista o tym, dlatego w ogóle warto w przyszłości przyjąć euro. Bo, że w dłużej perspektywie się to opłaci nie mam wątpliwości.

środa, 1 kwietnia 2009

Przekaż jeden procent (1%) swojego podatku tym, którzy go dobrze wykorzystają!

Dla części z nas zaczął się okres rozliczania rocznych PITów. Pamiętajcie, że mamy szansę zadysponować jednym procentem naszego podatku i wskazać organizację pożytku publicznego, której go przekażemy. Wystarczy podać jej KRS w odpowiedniej pozycji w zeznaniu rocznym PIT.

Nie musimy się o nic martwić. Urząd Skarbowy sam przeleje odpowiednią kwotę na konto organizacji w lipcu lub sierpniu. Jedyny warunek to złożenie naszego zeznania w terminie czyli do 30 kwietnia 2009 roku. Dodatkowo nie można pomylić się w nazwie czy KRSie. Najlepiej dokładnie przepisać je z ministerialnego wykazu. Jeśli się pomylimy to niestety US nie przekaże naszej dotacji. Prawda, że proste?

Jeśli więc czasem zastanawiasz się na co idą Twoje podatki, to teraz masz szanse wskazać państwu palcem obszar/miejsce naprawdę potrzebujące pomocy! Ja zamierzam z tego przywileju skorzystać i wesprę fundację jednego ze szpitali dziecięcych w moim mieście. Mam nadzieję, że Ty także znajdziesz takie miejsce, w którym Twoje pieniądze zostaną dobrze wykorzystane.

Pełną listę na rozporządzeniu Ministra znajdziesz tutaj.

PS. Z przykrością muszę stwierdzić że Killer skończył już okres swojej atrakcyjności. Od dziś to już tylko 4,5% na 10 dni. Jedyny plus to że wrócili do kwoty minimalnej 1000 zł. Ale nie wiem czy wiele osób będzie z niego korzystać. W sumie to wszędzie stopy spadają i coraz częściej słyszę że ludzie myślą o powrocie na giełdę. Może to już ten moment?

niedziela, 29 marca 2009

Co zrobić gdy bank zażąda renegocjacji kredytu hipotecznego?

Głośna jest ostatnio sprawa, gdy banki dzwonią do klientów i zapraszają ich na spotkania na których podsuwają do podpisania aneksy do umów kredytowych. Na dzisiaj na pewno potwierdziło się to w przypadku Polbanku, a gdzieś po cichu przewijają się też Millennium i Metrobank (Noble Bank). Nie wiesz co z tym zrobić?

W przypadku Polbanku schemat jest właściwie zawsze ten sam. Dzwoni do Ciebie pracownik banku i zaprasza Cię na rozmowę w sprawie Twojego kredytu do oddziału. Jeśli się tam zjawisz zostaniesz poinformowany, że w związku ze spadkiem wartości nieruchomości nie jest ona już wystarczającym zabezpieczeniem Twojego kredytu i bank chce dodatkowego zabezpieczenia. Masz do wyboru trzy wyjścia:

1) Możesz oczywiście spłacić wcześniej kredyt w części w której obecne zobowiązanie nie ma pokrycia w zabezpieczeniu.
2) Możesz zaproponować dodatkową nieruchomość jako zabezpieczenie
3) Możesz podpisać aneks do umowy zwiększający Twoją marżę o 0,5%

Co w tej sytuacji wybrać? Absolutnie nic!!! Uważam, że zachowanie tego banku jest karygodne i jak najszybciej powinien zainteresować się nim nadzór bankowy. Najlepiej jeśli w momencie rozmowy telefonicznej powiesz, że nie widzisz możliwości teraz o tym rozmawiać i nie masz żadnej pewności że to dzwoni ktoś z banku (rozłącz się jak najszybciej!). Jeśli bank faktycznie będzie miał podstawy do jakiegokolwiek działania w Twoim kierunku, nie bój się – na pewno skontaktuje się pisemnie, bo tylko taka droga jest oficjalna.

Jeśli już jednak zdecydujesz się na wizytę w oddziale – pamiętaj – NIE PODPISUJ NIECZEGO OD RAZU!!! Poproś o wzór dokumentu abyś mógł się z nim na spokojnie zapoznać w domu. Z tego co słyszałem, bank nie chce go udostępniać – sam chyba się domyślasz że byłby to dowód przeciwko niemu. Dopóki wszystko jest na etapie słów nic bankowi nie udowodnisz. Ale działa to w obie strony – bank też Ci niczego nie udowodni!!

Co ciekawe aneks powstaje na podstawie złożonego PRZEZ CIEBIE wniosku!! Dlaczego? Zanim podpiszesz aneks bank podsunie Ci do podpisania wniosek w ramach którego sam prosisz bank o zwiększenie marży, aby pokryć jego ryzyko. Co ciekawe pracownicy Polbanku w oddziale nie mają zielonego podejścia ile warta jest teraz Twoja nieruchomość. Bank przecież nie zrobił jej wyceny!!!

Najgorsze jest jednak straszenie klientów, że jeśli nie podpiszą aneksu to sporządzona zostanie notatka, która pójdzie ‘wyżej’. A niech idzie i do samego nieba! Jeśli regularnie spłacasz kredyt, to nie masz się czym martwić. Zauważ, że akcję podjęły banki które jeszcze niedawno agresywnie zdobywały rynek hipotek i kredyt nawet na 130% nieruchomości dawały każdemu. Wtedy oczywiście ceny mieszkań rosły i nie było problemu z zabezpieczeniem kredytu. Co więcej – nikt nie proponował Ci zmniejszenia marży z powodu zmniejszenia LTV.

LTV (loan to value) mówi jaki procent wartości nieruchomości stanowi Twój kredyt i większość banków od okresu kredytowania i właśnie LTV uzależniała jego oprocentowanie. Dopóki wszystko było na korzyść banku to było ok., a teraz nagle to Ty masz płacić za ryzyko na które się narazili? Nie daj się oskubać!! Jeszcze raz napiszę – nie podpisuj niczego pochopnie! Weź dokumenty do domu (uważaj bo pracownicy Polbanku wycinają niewygodne kawałki umowy, którą dają Ci do zapoznania!), a jeśli widzisz że próbują Cię oszukać czekaj na oficjalną korespondencję i nie załatwiaj niczego ‘na gębę’.

czwartek, 26 marca 2009

Jak przetrwać kryzys?

Powoli chyba wszystkich dopadł ten kryzys i odpowiedź na pytanie z mojego poprzedniego postu na ten temat jest już dla wszystkich jasna. Myślę że większość z nas zna kogoś kto stracił obecnie pracę, o ile sami tego nie doświadczyliśmy. Czy możemy coś zrobić, aby być lepiej przygotowanym do przetrwania tych ciężkich czasów?


Niezależnie od tego, czy kryzys dotknął Cię bardziej czy mniej – możesz zmniejszyć jego wpływ na Twoje życie. Najważniejsze co powinieneś zrobić to zachować równowagę Twoich dochodów i wydatków. To nie jest najlepszy czas na zaciąganie kredytów i nie rób tego jeśli naprawdę nie musisz (banki zakręcają kurek z kredytami, więc wcale nie jest pewne że go dostaniesz). Jeśli już masz jakiś kredyt do spłaty, lepiej sprawdź jak elastyczny jest Twój domowy budżet.

Weź do ręki kartkę, długopis i kalkulator (lub jeśli wolisz włącz komputer i uruchom arkusz kalkulacyjny) i wypisz wszystkie swoje stałe miesięczne wydatki. A teraz sprawdź czy byłbyś je w stanie regulować gdyby Twoje dochody spadły o 10%, a następnie o 20% i 30%. Nadal będziesz w stanie regulować wszystkie swoje zobowiązania? Jeśli nie, lepiej już teraz przemyśl co powinieneś zmienić – tak na wszelki wypadek!

Myślisz, że przecież nie ma takiej potrzeby bo na razie nic się nie dzieje? A ja Ci odpowiem – lepiej zawczasu mieć gotowy plan w głowie. Pomyśl z czego najłatwiej będzie Ci zrezygnować? Niższy abonament telefoniczny, mniejsze wydatki na kino czy wyjścia ze znajomymi? To oczywiste oczywistości. Ale czy to wystarczy?

Przejrzyj swoje stałe wydatki i zobacz jaką stanowią część Twoich dochodów. Oczywiście im jest ona większa tym gorzej. I co najważniejsze – nie przepuszczaj nadwyżek finansowych. Nastał czas, gdy każdą złotówkę powinieneś obejrzeć dwa razy zanim ją wydasz. Zastanów się czy potrzebny Ci ten nowy telewizor? Czy koniecznie znów musisz zmieniać samochód? Nie namawiam Cię też do wcześniejszych spłat już zaciągniętych kredytów (chyba że wiesz że ich oprocentowanie jest mocno lichwiarskie!), gdyż lepiej mieć pewną poduszkę, która pozwoli spłacić kilka rat w przyszłości, gdybyś stracił pracę.

A co jeśli nie możesz już na bieżąco spłacać swoich kredytów? Najważniejsze to zacząć działać. Bank na pewno będzie się chciał dogadać i być może uda Ci się zmniejszyć ratę (wydłużając okres kredytowania). W końcu lepiej dla niego żebyś płacił mniej niż w ogóle. Innym rozwiązaniem są tzw. wakacje kredytowe, czyli okres w którym nie płacisz w ogóle, albo spłacasz same odsetki, dzięki czemu rata jest niższa.

Nie życzę Ci abyś musiał korzystać z tych rad, ale lepiej zawczasu wszystko przemyśleć niż potem w kłopocie próbować wymyślić coś na szybko.

O tym jak oszczędzać w kryzysie piszę w jednym ze swoim kolejnych wpisów.

wtorek, 24 marca 2009

Rada Etyki Reklamy: Alior wprowadza klientów w błąd!

Alior to nowy bank na naszym rynku, który swoją działalność rozpoczął w listopadzie zeszłego roku. Zadebiutował kontem z lokatą nocną na której połowa środków co noc była lokowana na 11%

Właśnie – bank zamiast powiedzieć, że daje 5,5% (nominalnie, bo realnie po uwzględnieniu braku podatku Belki było to ok. 7%) zastosował trik aby pochwalić się wysokim oprocentowaniem w czasie wojny depozytowej. 11% robiło wrażenie i miało przyciągnąć klientów. Oczywiście w reklamie, którą możesz obejrzeć poniżej Pan mówi, że oprocentowanie dotyczy tylko połowy środków, ale kto by się tym przejmował, skoro widzimy magiczne 11%.


Niby wszystko w porządku – Bank informuje o ofercie, ale okazuje się że Rada Etyki Reklamy dopatrzyła się uchybień, gdyż o ofercie nie są informowane rzetelnie osoby niedosłyszące. Brak jest bowiem w reklamie informacji o tym w postaci tekstu. Rada uznała więc, że reklama nadużywa zaufania odbiorców, wykorzystuje ich brak wiedzy i wprowadza w błąd co do cech produktu. Nie wspominając już o tym, że bank próbuje reklamować jako darmowe konto, w którym płaci się 3 złote miesięcznie za kartę. Ładnie to tak Panie Aliorze? Ale w końcu nie ważnie jak – byle by mówili ;]

Obecnie bank reklamuje swoją nową pożyczkę gotówkową i tutaj jest już RRSO małym drukiem na dole reklamy. Jednocześnie bank zamiast ścigać się na wysokość raty kredytu poszedł w druga stronę. Mówi, że u niego za taką samą ratę dostaniesz wyższy kredyt. Wykorzystuje więc dualizm programowania liniowego (pozdrawiam tych, którzy wiedzą o co chodzi :-] ). Sama reklama moim zdaniem średnia – taka nijaka, bez akcji, nie przykuwa uwagi i nie wiem czy wiele ludzi ją zapamięta.

PS. Co do konta z lokatą to nie jest już tak konkurencyjne a jego oprocentowanie spadło do 3,5% (czyli 7% oczywiście od połowy środków).

sobota, 21 marca 2009

Złote zasady inwestora

Inwestowanie własnych pieniędzy jest skomplikowane i w dzisiejszych czasach bywa niezwykle ryzykowne. Czasem jeden błąd może nas bardzo dużo kosztować. Dlatego chciałbym zaprezentować Ci kilka złotych zasad inwestora, dzięki którym możesz zwiększyć swoje zyski.

1.Kupuj tanio i sprzedawaj drogo. Niby proste, ale gdy cały rynek rośnie łatwo o tym zapomnieć. Zawsze najpierw zastanów się, czy są przesłanki do dalszych wzrostów! Inaczej mówiąc - "Pamiętaj matołku, że kupuje się w dołku!"

2. Nie próbuj na siłę zwiększać swoich wyników i szybko odrabiać strat. Może się okazać, że je tylko zwiększasz.

3. Pozwól zyskom rosnąć i jeśli Twoje inwestycje zyskują na wartości nie sprzedawaj ich zbyt szybko, bo być może tracisz jeszcze większe zyski.

4. Tnij straty zanik staną się zbyt duże.

5. Bądź elastyczny i nie przywiązuj się zbytnio do inwestycji. Nawet jeśli prywatnie bardzo lubisz daną markę, może się okazać, że w inwestycjach nie ma sensu dalej trzymać jej w Twoim portfelu.

6. Myśl długoterminowo. Nigdy nie kupuj akcji, których nie chciałbyś mieć przez najbliższe 10 lat w portfelu!

7. Przeglądaj swój portfel co jakiś czas, aby mieć pewność, że wszystkie posiadane przez Ciebie spółki mają potencjał zysku.

8. Reinwestuj otrzymaną dywidendę. W ten sposób poznasz moc procentu składanego i pozwolisz zwiększać się swoim zyskom.

9. Zdywersyfikuj swój portfel. Jeśli zainwestujesz w tylko jedną spółkę i jej kurs spadnie, to wartość całego Twojego portfela się zmniejszy i trudniej będzie Ci odrobić straty.

10. Zanim dokonasz decyzji inwestycyjnej lepiej dobrze ją przemyśl. Pamiętaj aby poświęcać tyle samo czasu na decyzję o kupnie jak i o sprzedaży akcji.

11. Pamiętaj o optymalizowaniu podatku. Oczywiście musisz go zapłacić, ale nie pozwól aby zjadł wszystkie Twoje zyski!

12. Jeśli nie rozumiesz na czym polega instrument w który masz zainwestować, albo w ogóle nie znasz się na branży w której działa spółka w którą inwestujesz, lepiej nie angażuj w to swoich pieniędzy.

13. Nigdy nie bój się robić czegoś odwrotnego niż tłum. W końcu w ostatnim kryzysie najlepiej wyszli Ci którzy wyszli z funduszy i giełdy, gdy zaczęły na nią wchodzić ‘babcie’ mamione wysokim zyskiem.

14. Uważaj na oferty specjalne polegające na kupnie czegoś tylko w określonym czasie! Lepiej kupić zyskowną akcję po wyższej cenie, niż stracić na tej kupionej taniej.

15. Ostrożnie podchodź do wszystkich rekomendacji. Szczególnie w Polsce nikt nie ponosi za nie odpowiedzialności, więc pamiętaj że decyzję musisz podjąć sam.

16. Pamiętaj że giełda nie rośnie w nieskończoność, dlatego nie daj się ponieść euforii tłumu zachęconego dotychczasowymi zyskami!

17. Jeśli coś wygląda zbyt pięknie aby było prawdziwe, najprawdopodobniej prawdziwe nie jest. "Nie ma darmowych obiadów".

czwartek, 19 marca 2009

Dzień trzech wiedźm - uważaj!

Jutro (w piątek) mamy na giełdzie dzień trzech wiedźm (triple witching day), gdyż jak zawsze na koniec trzeciego tygodnia, trzeciego miesiąca kwartału następuje dzień kiedy wygasają równocześnie kontrakty terminowe na indeksy akcji, opcje na indeksy oraz opcje na poszczególne akcje.

Sytuacja ta wiąże się zazwyczaj ze zwiększoną zmiennością rynku, gdyż oczywiście Ci którzy mają otwarte pozycje na wymienionych instrumentach pochodnych próbują przechylić szalę szczęścia na swoją stronę i zwiększyć swoje zyski, poprzez korzystne dla nich rozliczenie ceny. Jeśli jest to nie możliwe to próbują zrolować pozycję, czyli zamienić serię instrumentu na następną i przedłużyć okres rozliczenia i zamknięcia pozycji. W związku z tym kluczowa staje się ostatnia godzina notowań nazywana godziną cudów, gdzie wszystko może się wydarzyć.

Czemu Ci o tym piszę? Wydaje mi się, że wszyscy zapomnieli już jak w poprzedni dzień trzech wiedźm w grudniu KNF alarmował o możliwych spadkach na giełdzie. Okazało się bowiem, że pewna instytucja zagraniczna może chcieć manipulować kursami na polskiej giełdzie i w ten sposób zrealizować spore zyski, dzięki drenażowi naszego rynku.

Przez ten cały kryzys wszyscy chyba już o tym zapomnieli, a przecież głośno było wtedy, że instytucja ta po prostu zrolowała pozycję. Jeśli zatem planujesz jutro coś zadziałać na giełdzie – lepiej uważaj!! Może się okazać, że znów będziemy świadkami ‘cudofixu’.

A aby się odprężyć proponuję obejrzyj filmik o chocolatemanie :-) Pozdrawiam Panią od gołębi ;-) Jej dzień trzech wiedź pewnie nie grozi :D