piątek, 3 kwietnia 2009

Euro to waluta dla bogatych?

Wpisem tym chciałbym włączyć się do dyskusji na temat przyjęcia przez Polskę euro. Moim zdaniem nie prowadzimy w kraju merytorycznej wymiany argumentów tylko od razu dzielimy ludzi na tych co chcą euro (i są na PO) i nie chcą euro (i są za PiS). Tymczasem większość Polaków pewnie nawet w ogóle nie wie o co chodzi.

Od razu zaznaczam, że nie będę opowiadał się po stronie żadnej partii politycznej, bo uważam że wszystkie one są siebie warte i zawracanie sobie nimi głowy nie ma sensu. Ktoś kiedyś powiedział mi, że na takie sprawy najlepiej patrzeć przez pryzmat własnej kieszeni. Trudno się z nim nie zgodzić. A zatem jak to wygląda w moim przypadku?

Uważam, że powinniśmy lepiej przyglądać się doświadczeniom Słowaków i Litwinów. A czemu? Ci pierwsi dopiero co wprowadzili u siebie euro, a drudzy są już w ERM II i mają walutę na stałe powiązaną z euro. W ostatnim czasie złotówka osłabiła się znacząco w stosunku do euro i okazało się, że dla mieszkańców tych krajów jesteśmy tani (oczywiście nie my a produkty w naszych sklepach).

Zaczął się więc zmasowany najazd Słowaków na południu i Litwinów na północy na nasze sklepy ale i także salony samochodowe. Mając taką samą ilość euro (Słowacy) czy litów (Litwini) mogą w Polsce kupić więcej niż w swoim kraju. Można by zatem pomyśleć, że powinni się cieszyć i to mógłby być koronny argument za wprowadzaniem euro jak najszybciej także u nas. Od razu zaznaczam, że tak jednak nie jest. W końcu jeśli Słowacy czy Litwini wydają pieniądze w Polsce to nie wydają ich u siebie, a zatem… kupując polskie produkty dają pracę w Polsce.

Właśnie! Okazuje się, że dla nich zysk z osłabienia złotówki będzie krótkoterminowy, gdyż mniejsza konsumpcja wewnętrzna w i tak mocno nastawionych na eksport gospodarkach naszych sąsiadów spowoduje, że kryzys będzie dla nich jeszcze głębszy. Jednym słowem słaba złotówka powoduje, że my mamy dodatkowe narzędzie do ograniczania skali spowolnienia a oni nie. Zaraz, zaraz pomyślisz… przecież nasza gospodarka nie jest zamknięta i na pewno też importujemy jakieś elementy płacąc w euro. Czyli słaba złotówka spowoduje wzrost cen, gdyż wzrost kursu pewnie zostanie tak zrekompensowany przez producentów. Masz oczywiście rację, ale przyznaj, że chyba lepiej jeśli nasze firmy produkują i sprzedają niż gdyby nie miały zbytu i musiały zwalniać. Dostrzegli to już u naszych sąsiadów i np. na Litwie handlarze ogłosili, że będą próbowali zatrzymać kupujących w kraju oferując im różne promocje.

No to jeszcze argument o tym, że przecież jeśli uda nam się wejść do strefy euro po tak wysokim kursie, to będziemy bardziej konkurencyjni i łatwiej będzie nam przyciągać inwestycje. Ale przecież inwestycje spokojnie możemy przyciągać już teraz! A wejście po kursie takim jak teraz będzie oznaczało, że nasze zarobki będą co prawda najniższe w strefie, ale czy ceny też takie pozostaną? Już powyżej zauważyliśmy, że pewnie wzrosną, ale na co nas wtedy będzie jeszcze stać? Czy zostaniemy wtedy na zawsze ostatnimi biedakami?

Jako kraj na dorobku musimy wykorzystywać każdą okazję by zmniejszać dystans do krajów zachodnich. Pewnie już zauważyłeś, że jestem przeciwny przyjmowaniu euro już teraz. Oczywiście w dalszej przyszłości jak najbardziej dobrze gdybyśmy je przyjęli, ale uważam, że nie ma się do czego spieszyć. Jak to mówią – co nagle to po diable! Ale pamiętaj, że patrzę przez pryzmat własnego portfela i Ty też powinieneś spróbować przemyśleć tę sprawę samodzielnie! Żeby nie było, że ze mnie taki eurosceptyk postaram się niedługo napisać jako eurorealista o tym, dlatego w ogóle warto w przyszłości przyjąć euro. Bo, że w dłużej perspektywie się to opłaci nie mam wątpliwości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz