czwartek, 29 grudnia 2011

Siedem boleści włoskiej gospodarki

Włochy to chory człowiek Europy - jak powiedział sam Silvio Berlusconi. Jego następnca, Mario Monti, ma przed sobą trudny okres. Nowy rząd musi niezwłocznie zająć się wieloma problemami gospodarczymi.

Co dalej z euro?

Osłabienie wzrostu gospodarczego jest największą negatywną spuścizną po Silvio Berlusconim. Wychodzą teraz na wierzch wszystkie braki i błędy ostatnich lat. Od 2002, pierwszego pełnego roku w którym Berlusconi sprawował władzę gospodarka Włoch rosła z roku na rok wolniej niż średnia dla strefy euro lub państw G7 - grupy najbardziej uprzemysłowionych.

Włochy współdzieliły swój los z Niemcami aż do 2005 r., ale potem Niemcy zabrali się do reform nazywanych "Agenda 2010". We Włoszech także próbowano niezbędnych reform strukturalnych, ale szybko się z nich wycofano. Kraj pilnie potrzebował odbiurokratyzowania, złagodzenia polityki zatrudnienia (szczególnie ułatwienia zwolnień) i prywatyzacji firm, które nadal są w rękach państwa, wyjaśnia włoski ekonomista Alberto Alesina.

Czy Islandia może być wzorem dla zadłużonej Europy?

Gdy Włochy przystąpiły w 1999 r. jako członek-założyciel do Europejskiej Unii Walutowej, pozycja ich gospodarki i przemysłu nie była gorsza od niemieckiej. Ale podczas gdy Niemcy uchwaliły trudne reformy i zwiększały konkurencyjność poprzez ograniczenie wynagrodzeń i reformy strukturalne, Włochy poszły drogą innych południowych europejczyków i wykorzystały niskie stopy procentowe do wzrostu swojej konsumpcji. Doprowadziło to do wzrostu deficytu rachunku obrotów bieżących. Obecnie kraj ten importuje głównie surowce i energię, ale także środki transportu, chemię, włókna syntetyczne i elektronikę.

1. Ostry podział na północ-południe

Podstawowym problemem włoskiej gospodarki jest ogromna przepaść pomiędzy uprzemysłowioną północą kraju, która jest jednym z najbogatszych regionów w Europie, i biednym rolniczym południem nękanym przez mafię. Oba regiony po dziesięcioleciach transferów finansowych nadal nie są połączone w jeden organizm.

Berlusconi współrządził z separatystyczną Ligą Północną, która doszła do władzy wykorzystując niezadowolenie w północnych Włoszech na transfery dla biednego południa. W związku z tym niewiele zrobiono, aby rozwiązać podziały pomiędzy północą i południem. PKB na mieszkańca w najbogatszym regionie Lombardia w 2003 był ponad dwukrotnie wyższy niż w najbiedniejszym regionie Kalabria. Pięć lat później wszystko wciąż wyglądało tak samo. W żadnym innym kraju Europy Zachodniej regionalne różnice w zakresie stopy bezrobocia i dochodu na mieszkańca nie są tak duże jak we Włoszech.

Siła nabywcza wszystkich Włochów wynosi prawie miliard euro - w Europie wyższa jest jedynie w Niemczech i Francji. Ale średnia 16 333 € per capita w parytecie siły nabywczej, zgodnie z badaniami instytutu GfK ukrywa ogromne różnice regionalne. Tak więc Mediolańczycy mają dwa razy tyle pieniędzy co w Neapolu. Siła nabywcza na południu jest o jedną czwartą niższa niż na północy. Siedem z dziesięciu najbiedniejszych gmin w kraju leży w prowincji Neapol. Rząd Berlusconiego nie zrobił nic, aby rozwiązać te problemy i pozostawił je swojemu następcy.

2. Spadek konkurencyjności

Włochy przestały być rywalem dla niemieckiego przemysłu na światowych rynkach. Stało się tak z dwóch powodów: Po pierwsze, utracono przewagę konkurencyjną z powodu rosnących kosztów. Po drugie, włoskie firmy nawet silniejsze niż niemieckie na rynkach w Europie i Ameryce Północnej są silnie skoncentrowane a tym samym bardziej narażone na skutki kryzysu finansowego.

Brak reform strukturalnych i hojna polityka płacowa oznaczała, że produkcja we Włoszech w ostatniej dekadzie stawała się coraz bardziej kosztowna. Jednostkowe koszty pracy wzrosły we Włoszech w ciągu ostatnich dziesięciu lat o ponad jedną czwartą, podczas gdy w Niemczech tylko około o pięć procent. Wyrównanie tego braku konkurencyjności kosztowej wewnątrz unii walutowej będzie bolesne i portwa wiele lat.

Nowe rynki gospodarek wschodzących zostały przez Włochów zaniedbane. I to nie tylko dlatego, że jak otwarcie narzekają przedstawiciele przedsiębiorców, Berlusconi znacząco słabiej w stosunku do innych szefów rządów wykorzystywał swoje wyjazdy zagraniczne w celu rozwoju nowych rynków eksportowych.

Włochy są jednym z głównych eksporterów w UE i konkurują przede wszystkim w inżynierii mechanicznej z Niemcami. 57 procent eksportu wysyłane jest do krajów europejskich. Chiny zajmują dopiero dziewiąte miejsce na włoskiej liście eksportowej, a kraj rozwijający się taki jak Polska dziesiąte. Niemcy są dużo dalej: ponad połowa ich eksportu wysyłana jest do klientów spoza UE, a Chiny są siódmym kierunkiem eksportowym. Włochy opierają się głównie na Bliskim i Dalekim Wschodzie.

3. Niewydolny system opieki społecznej

Przed wyborami w 2008 roku Silvio Berlusconi obiecał wiele reform - w tym systemu emerytalnego, który wymaga gruntownych zmian. Nic jednak w tej sprawie nie zrobił.

Wiek emerytalny w Niemczech stopniowo podnoszony jest do 67 lat, podczas gdy we Włoszech się to nie udało. Kraj ten nie może pozwolić sobie jednak na kosztowny system emerytalny, biorąc pod uwagę starzenie się społeczeństwa. Nigdzie w Europie nie przypada tak mało dzieci na kobietę jak w kraju Berlusconiego: średnia wynosi 1,3. Ma to swoje konsekwencje: Następne pokolenie będzie musiało ponosić koszty swoich świadczeń emerytalnych w dużym stopniu samodzielnie.

Szczególnie koalicjant Berlusconiego - Liga Północna silnie opierała się reformie systemu emerytalnego. Partia Umberto Bossiego jest głosem pracowników z północnych Włoszech. Wielu z nich zaczęło pracować w wieku 16 lat. Przejście na emeryturę w wieku 67 lat wydaje się dla nich nierealne.

W liście do UE Berlusconi obiecał przeprowadzić reformę emerytalną i podnieść wiek emerytalny do 67 lat. Ponadto prawo pracy ma stać się wkrótce łatwiejsze i bardziej elastyczne. Berlusconi obiecał także zmniejszenie ochrony pracowników przed zwolnieniem. Celem jest motywowanie przedsiębiorstw do zatrudniania nowych pracowników. We Włoszech zwłaszcza młodzi ludzie pracują na kontraktach terminowych (tzw. umowach śmieciowych), a starsi są prawie nieusuwalni ze stanowiska.

4. Niskie nakłady na badania i rozwój

Jedną z największych słabości konkurencyjnych Włoch w porównaniu z innymi krajami są niskie nakłady na badania i rozwój. Śródziemnomorski kraj wydaje tylko 1,3 procent produktu krajowego brutto na ten cel. To mniej niż połowa tego co zapewniają kraje takie jak Niemcy czy Dania.

W wyniku braku inwestycji nikła jest liczba zgłoszeń patentowych. Według Europejskiego Urzędu Patentowego we Włoszech w zeszłym roku zarejestrowano tylko 2 000 patentów. Z drugiej strony Niemcy zgłosili ich ponad 12 000.

We Włoszech nie tylko nakłady na badania rządowe są znacznie niższe niż gdzie indziej. Jest także mniej firm badawczych. Tylko około połowa pieniędzy na badania pochodzi z przemysłu. W Niemczech odsetek ten jest o prawie dwie trzecie wyższy. Rozbieżności są również związane z tym, że we Włoszech istnieje tylko kilka dużych firm, a wielu małych i średnich przedsiębiorstw nie stać na utrzymywanie kosztownych działów rozwoju. Tym bardziej są one zależne od badań publicznych. Ponadto potrzebne jest wzmocnienie współpracy z uniwersytetami, tak jak to miało miejsce w kilku przypadkach na północy kraju.

Przewodnicząca potężnego stowarzyszenia przemysłowego Confindustria, Emma Marcegaglia wzywa rząd do zwiększenia rządowych funduszy na badania i rozwój i wyraźnie wskazuje Niemcy jako model. Marcegaglia wzywa również do podobnych interakcji między przedsiębiorstwami i uniwersytetami jak w Niemczech.

5. Zadłużenie państwa na rekordowym poziomie

Gdy Silvio Berlusconi został premierem w 2001 roku odziedziczył kraj w całkiem niezłym stanie. Kierując się pragnieniem, aby być wśród członków-założycieli Europejskiej Unii Monetarnej, jego poprzednicy prowadzili umiarkowaną politykę konsolidacji: zadłużenie państwa, które dziś wynosi ponad 120 procent PKB było w okolicy 100 procent. Berlusconi - sam będąc przedsiębiorcą - także miał trochę ambicji, ale mimo obietnic dalszej redukcji długu w kierunku wymaganych 60 procent, które złożył w czasie przystąpienia kraju do strefy euro, po 2004 r. dług publiczny nadal rósł niebezpiecznie.

Za wzrost do 120 procent odpowiedzialny jest gwałtowny wzrost deficytu budżetowego. Tylko dwa razy od 2001 r. deficyt Włoch pozostawał poniżej poziomu trzech procent PKB - w latach w których rządził Romano Prodi.

Podobne jak w pogrążonej w kryzysie Grecji, we Włoszech również wysoki jest poziom szarej strefy, a oszustwa podatkowe są ogromnym problemem. Ekonomiści oceniają szarą strefę na 15 do 25 procent PKB. Ale Berlusconi nigdy nie odważył się zacząć zwalczać oszustwa podatkowe. Co więcej, publicznie wyrażał dla nich zrozumienie. W trzech amnestiach dla oszustów podatkowych odzyskał kilka miliardów euro, ale dzięki temu wzrosły tylko zachęty do ukrywania dochodów (zawsze można je będzie ujawnić w czasie amnestii gdy zacznie się nam palić grunt pod nogami).

6. Powszechna korupcja

Szerząca się korupcja jest poważnym problemem we Włoszech. Rząd Silvio Berlusconiego tylko obserwował jak problem ten się nasila. Według organizacji Transparency International Włochy znajdowały się na liście najmniej skorumpowanych krajów na 29. miejscu w 2001 r. i spadły na 67. miejsce w 2010 roku. Dla porównania Niemcy w tym samym okresie awansowały z 20. na 15. miejsce.

Na każdym kroku włoska gospodarka cierpi z powodu wysokich barier administracyjnych. Problem pogarsza fakt, że przedstawiciele jej organów ciągle wstrzymują rozwój przedsiębiorstw - pozwolenia na budowę, przyłączenie do sieci drogowej lub elektrycznej - wszystko trwa nieskończenie długo. Często miesza się to z przestępczością zorganizowaną.

Korupcja sprawia, że firma funkcjonują w stanie ogólnej niepewności. W żadnym innym kraju nowe ustawy i ramy prawne nie zmieniają się tak często jak we Włoszech. Ponadto każdy, kto kładzie nacisk na jego prawa i idzie do sądu musi liczyć się, że postępowanie będzie się ciągnęło latami.

Berlusconi chwali się swoją reformą wymiaru sprawiedliwości, która nakłada maksymalny czas trwania procesów oraz skraca ścieżkę sądową. To co pomija to że reforma dotyczy tylko prawa karnego. Dla firm przyspieszenie w sprawach cywilnych byłby znacznie bardziej istotne. To pokazuje, że wzrost korupcji i brak bezpieczeństwa prawnego straszy nie tylko włoskich inwestorów, ale również zagranicznych.

7. Utrata dobrego wizerunku

Nie tylko wyniki gospodarcze Włoch ucierpiały pod rządami Silvio Berlusconiego. Spowodowane jest to konfliktami interesów i licznymi ekscesami seksualnymi premiera. Włoscy eksporterzy skarżą się coraz bardziej, że podczas pobytu za granicą muszą spotykać się z uwagami o "Bunga Bunga" i przepraszać swoich partnerów biznesowy jakby byli z republiki bananowej.

To niezwykle złe dla biznesu, zwłaszcza dla tych przedsiębiorstw które opierają się na pozytywnej niegdyś marce "Made in Italy". Są to głównie firmy odzieżowe i producenci żywności, którzy nie sprzedają tylko wysokiej jakości materiały i smaki, ale także styl życia kraju z którego pochodzą. Nie na darmo jednym z najgłośniejszych krytyków rządu jest założyciel i szef marki butów Tod - Diego della Valle.

Głośne narzekania słychać także z innych branż gdzie menedżerowie włoskich firm w Chinach i Brazylii są coraz bardziej zobowiązani do uzasadniania zachowania Berlusconiego. Prezes Stowarzyszenia Przemysłu Confindustria, Emma Marcegaglia powiedziała ostatnio: "Jesteśmy zmęczeni byciem międzynarodowym pośmiewiskiem".

Wpis na podstawie artykułu.

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego! Czy euro skazane jest na porażkę?



Ponad 480 mld euro - taką kwotę pożyczył w zeszłym tygodniu Europejski Bank Centralny (EBC) innym bankom. To więcej niż wielu się spodziewało. Miało to ułatwić szybkie wyjście z kryzysu płynności w Europie, i zmusić rynki akcji do wzrostów - przynajmniej na początku. Ale czy to oznacza, że kryzys się już skończył?

Markus Kerber, profesor Politechniki w Berlinie, jest od dawna krytykiem euro i Europejskiego Banku Centralnego. Złożył oddalony pozew, aby zatrzymać niemiecki udział w działaniach na rzecz ratowania słabszych gospodarek. Mówi sercem problemów Europy jest to, że różne kraje mają różne zdolności do konkurowania między sobą. Euro zakłada, że jedna waluta będzie odpowiednia dla wszystkicg gospodarek, a zamiast tego wstrzymuje wolny rynek od normalnego funkcjonowania i dlatego skazana na niepowodzenie.

Czy Islandia może być wzorem dla zadłużonej Europy?

Ale to nie wszystko. Jak mówi profesor istnieją również większe problemy na horyzoncie, zwłaszcza francuski dług czeka na uderzenie w rynki. Stawką jest czy w obecnym momencie europejskie narody mają zdolność do utrzymania ich suwerenności, demokracji i rządów prawa.

Czy euro skazane na porażkę? Co dalej z euro?

"Problemy ze strefą euro są zasadniczo gospodarcze; zasadniczo dotyczą konkurencyjności. Jeśli spojrzeć na rozwój w ostatnich pięciu latach to widać wielkie i rosnące rozwarstwienie w konkurencyjności między północną a krajami południa Europy. Trzeba więc znaleźć rozwiązanie tego problemu. Jeśli nie byłoby euro większość z tych krajów po prostu zdewaluowała by swoje waluty, aby znaleźć czas na oddłużenie swoich gospodarek. Teraz są uwięzieni we wspólnej walucie co utrudnia obsługę ich zadłużenia i dyktuje politykę, która polega głównie na tym, że jedna miara musi pasować do wszystkich. A jedna waluta w takiej sytuacji, nie może pasować do wszystkich, ponieważ euro jest zbyt drogie dla Portugalii i zbyt tanie dla Niemiec".

sobota, 24 grudnia 2011

Co dalej z euro?

Jak uratować euro to pytanie które zadają sobie teraz tęgie głowy w całej Europie. Niektórzy uważają, że kluczem w rozwiązaniu tej sytuacji powinien być Europejski Bank Centralny. Inni, że strefa euro powinna być zostać ograniczona a słabsi członkowie usunięci.

Czy Islandia może być wzorem dla zadłużonej Europy?

Poniżej rozmowa dwóch niemieckich ekonomistów o przyszłości europejskiej waluty. J.Starbatty to emerytowany profesor ekonomii na Uniwersytecie w Tübingen. W 1998 roku złożył oficjalny protest przeciwko wprowadzaniu euro, i ponownie w zeszłym roku przeciwko pomocy dla Grecji. P.Bofinger, jest profesorem na Uniwersytecie w Würzburgu i jest członkiem zespołu ekonomistów, który doradza rządowi Republiki Federalnej Niemiec. Jedyne w czym się ci dwaj Panowi zgadzają to, że trzeba coś zrobić i to szybko.

Panie Starbatty, Panie Bofinger, czy euro można jeszcze uratować?

Starbatty: Wszystkie środki, które są obecnie planowane przyniosą efekty w długoterminowej perspektywie. A plan ratunkowy jest potrzebny już na teraz. Dlatego wielu polityków chce wyciągnąć tzw. bazookę i wpompować pieniądze w rynek poprzez Europejski Bank Centralny (EBC) lub wprowadzenie euroobligacji. Oba te sposoby są złe. Lepiej byłoby, aby zmniejszyć unię walutową do twardego jądra, które może utrzymać euro.

Bofinger: To byłaby katastrofa. Ale zgadzam się z Tobą, że czas jest najważniejszy. Wysokozadłużone kraje muszą być w stanie pożyczać z rozsądnymi stopami procentowymi, aby nie zbankrutować. Można to osiągnąć poprzez euroobligacje. A jeśli nie można ich wprowadzić tak szybko, EBC musi stabilizować cały system (finansowy). Działając w ten sposób nie powoduje wzrost inflacji, ale w rzeczywistości nie dopuszcza do deflacji.

Czy nie obawiacie się, że presja, aby przeforsować oszczędności i reformy zniknie tak szybko, jak EBC użyje bazooki?

Bofinger: Niemieccy politycy nie zauważyli, że te kraje już znacznie zmniejszyły swoje deficyty. W porównaniu do 2009 r. deficyty spadły we wszystkich krajach pogrążonych w kryzysie. Włochy są drugim najbardziej solidnym państwem grupy G-7, tuż za Niemcami. Rynki tego nawet nie zauważyły.

Starbatty: Politycy chcą zyskać na czasie dla zadłużonych krajów, pożyczając im pieniądze, w nadziei, że odzyskają je gdy te kraje wydobędą się z kłopotów. Ale ta strategia nie działa. Rynki to wiedzą stąd wzrosty stóp po których pożyczają im pieniądze.

Rentowność papierów idzie w górę, ponieważ inwestorzy sprzedają obligacje. Jak można zatrzymać ten odpływ inwestor?

Starbatty: Ponieważ punkty zapalne w strefie euro nie są izolowane, iskry przeskakują na zdrowe kraje. Każdy wie, że jeśli kraje słabsze mają być uratowane, dwa kraje - Niemcy i Francja - ostatecznie poniosą cały ciężar tej operacji. Tak więc najważniejsze pytanie brzmi: Jak długo jeszcze Niemcy są gotowi zapłacić? A jak długo Francuzi są w stanie płacić? Inwestorzy wierzą, że nie potrwa to już długo, tak samo i agencje ratingowe.

Bofinger: Dobrze opisałeś zachowanie strefy euro jak 17 różnymi krajami starającymi się rozwiązać problemy indywidualnie. W rzeczywistości, prawdziwe pytanie brzmi, czy Niemcy mogą być ostatecznym gwarantem dla wszystkich. Dlatego musimy odwrócić kolej rzeczy i powiedzieć: Teraz będziemy działać jako jedno ciało. Jeśli Włochy będą mogły korzystać z długu przez euroobligacje, zawsze będą w stanie zebrać potrzebne pieniądze, nawet jeśli musiałyby refinansować 300 mld euro w długu w przyszłym roku. To pozbawia spekulantów możliwości rozgrywania poszczególnych krajów przeciwko sobie.

Starbatty: Powiem to jeszcze raz: Myślę, że jest to złe rozwiązanie. Uwspólnianie odpowiedzialności zawsze powoduje nieostrożne obchodzenie się z pieniędzmi innych ludzi.

Bofinger: Oczywiście, obligacje muszą być powiązane z bardziej rygorystycznymi wymogami dotyczącymi dyscypliny fiskalnej.

Starbatty: Mieliśmy ustalone zasady: nie ma klauzuli ratunkowej...

... która oznacza, że żaden kraj euro nie może odpowiadać za długi innego.

Starbatty: Ale ta zasada została zepchnięta na margines. Pani Christine Lagarde, była minister finansów Francji, mówi, że naruszamy traktaty w celu ratowania euro. I to się powtórzy.

Bofinger: Nie sądzę, nie jeśli powstaną dobre zasady.

Starbatty: Myślę, że jesteś trochę naiwny. Ludzie wprowadzą nowe zasady budżetowe, aby wprowadzić euroobligacje i jak tylko będą je mieli, to zapomną o zasadach następnym razem gdy tylko pojawi się problem.

Bofinger: Z euroobligacjami, byłoby o wiele trudniej zdestabilizować cały system. Gdy wszystko jest zabezpieczone, mogę, jeśli to konieczne, wyrzucić wszystkie kraje, które nie przestrzegają zasad. Na przykład, każdy kraj będzie musiał mieć akceptację dla swojego budżetu przez Parlament Europejski. Jeśli jego polityka fiskalna zostanie uznana jako niewystarczająca będzie możliwe nałożenie dodatkowych obciążeń w postaci krajowych podatków.

To byłoby równoznaczne z unią fiskalną.

Bofinger: Nawet nie szli byśmy tak daleko. Wystarczyłby czasowy wzrost podatków od przychodu i podatku od towarów i usług (VAT). Możliwość ta będzie musiała być zapisana w konstytucjach poszczególnych krajów.

To jednak wymagałoby zmiany konstytucji krajowych.

Bofinger: Wierzę, że w zamian za euroobligacje większość krajów byłaby skłonna się na to zgodzić.

Starbatty: Cały czas mówisz "może" i "powinien". Takie zdania normatywne są nieprzekonujące dla ekonomisty, który pracuje z faktami. Do tej pory zawsze było tak, że to nie przepisy nie kształtowały zachowania, ale że w rzeczywistości zachowania miały wpływ na zasady.

Bofinger: Jeśli nie ma pewności w procesie politycznym, to przyzwolenie na wysadzenie wszystkiego w powietrze byłoby następnym logicznym krokiem. Ponieważ rynek nie działa jako narzędzie dyscypliny. Rynek jest chaotyczny. Do 2008 r. nie widział co się dzieje w Grecji, a następnie się obudził. Teraz nie zauważył, że kraje zmniejszyły swoje deficyty, w rzeczywistości nie rozróżnia niczego w ogóle.

Starbatty: Wpędzasz się w kłopoty gdy próbujesz wyeliminować prawa ekonomii. Mogę wam powiedzieć, co się stanie, gdy nastaną euroobligacje. Po dwóch lub trzech miesiącach napotkasz te same problemy jak poprzednio.

Więc na sam koniec EBC będzie musiał użyć bazooki?

Starbatty: Inflacja jest zawsze długoterminową konsekwencją finansowania się przez rząd za pośrednictwem banku centralnego. Jeżeli EBC ma taką samą ilość papieru i po prostu drukuje na nim większą wartość pieniężną to jest równoznaczne z fałszowaniem.

Bofinger: Gdzie są drukowane pieniądze? o czym ty mówisz?

Starbatty: Bazooka oznacza nic innego jak drukowanie pieniędzy.

Bofinger: Jeżeli EBC kupuje obligacje od banku komercyjnego, ten bank otrzymuje kredyt na swoim koncie w EBC. Ani jedno euro nie jest drukowane w takim przypadku. Inflacja może wystąpić tylko wtedy, gdy banki, z uwagi na niską stopę procentową banku centralnego, rozpoczęłyby udzielać kredytów na dużą skalę. Sposób, w jaki obecnie rozwija się gospodarka powoduje, że banki nie są teraz zainteresowane rozdawaniem kredytów dookoła. Ale nawet jeśli by tak robiły, EBC może podnieść stopy procentowe w każdej chwili aby ograniczyć akcję kredytową.

Starbatty: Prawo zabrania bankowi centralnemu finansować kraje w sposób bezpośredni. Oczywiście, to zależy od sytuacji gospodarczej, ale w dłuższej perspektywie fałszowanie pieniądza doprowadzi do inflacji. W przeszłości, jeśli władca wybił dwa razy tyle monet z tej samej ilości złota były one warte mniej. EBC powinien robić dokładnie to samo.

Bofinger: Mówisz o rosnącej podaży pieniądza. Ale to co robi EBC nie zwiększa podaży pieniądza. Ona zwiększa się tylko, gdy banki udzielają więcej kredytów. Poza tym to co robi EBC nie jest zabronione. To klasyczne operacje otwartego rynku, a nie bezpośredni zakup nowych obligacji rządowych.

Jeśli odpływ inwestorów od obligacji rządowych nadal się utrzyma, EBC nie będzie prawdopodobnie w stanie uniknąć skupu obligacji bezpośrednio od krajów

Bofinger: EBC ma tylko zasygnalizować, że nie pozwoli na wzrost oprocentowania tych obligacji powyżej 5 proc. Może to kontrolować przez rynek wtórny.

Starbatty: Myślę, że wykorzystanie euroobligacji i bazooki jest niebezpieczne. Myślisz, że one są wspaniałe.

Bofinger: Nie, ja tylko mówię, że jesteśmy w takiej sytuacji jak ta, którą mieliśmy na jesieni 2008 roku. System finansowy musi zostać ustabilizowany bezpośrednio, a następnie tak szybko jak to możliwe muszą zostać zmienione zasady. Ale powiedz mi, co to jest to czego Ty chcesz!

Starbatty: Konsolidacji euro!

Bofinger: Kogo? W jaki sposób?

Starbatty: Programy ratunkowe, które stanowią naruszenie traktatów, muszą być zatrzymane. Kraje, które uważają, że powinny być częścią strefy euro muszą się bardziej postarać. Ci którzy wolą wyjść tak, aby mogli zdewaluować swoje waluty i ponowne odzyskać konkurencyjność powinni to zrobić. W przeciwnym razie cała ta sprawa wybuchnie nam prosto w twarz. Zgadzam się z Tobą w tej sprawie.

Bofinger: Ale w takim przypadku, to naprawdę wybuchnie nam prosto w twarz. Kiedy kraje rozpoczną się wycofywać zadziała reakcja łańcuchowa.

Starbatty: Należy zaakceptować rzeczywistość, że kraje nie rozwiążą ich problemów w unii walutowej.

Bofinger: Ale te problemy nie są nam dane od Boga. Wynikają one z faktu, że Włochy i Hiszpania muszą płacić 7 procent odsetek.

Starbatty: Ze względu na swoje problemy!

Bofinger: Nie, ponieważ rynki są w panice. One nie reagują na dane fiskalne, albo inaczej Japończycy i Amerykanie, którzy nie starają się tak jak Włochy, również powinni płacić 7 lub 8 procent. Inwestorzy obawiają się po prostu o swoje pieniądze i mają stadną mentalność.

Starbatty: Nie. Inwestorzy zwracają szczególną uwagę, czy dany kraj może poradzić sobie ze swoimi długami. I kiedy czują, że nie może, wolą wyjść wcześniej niż później.

Bofinger: Ale to staje się samospełniającą się przepowiednią: im więcej inwestorów ucieka, tym wyższe są stopy procentowe i tym bardziej prawdopodobne staje się, że kraj może nie być w stanie obsługiwać swojego zadłużenia.

Starbatty: Włochy, zanim dołączyły do unii walutowej w 1995 roku miały 6,2-procentowy udział w rynku światowym. W 2009 roku było to tylko 2,8 proc. Jak ten kraj ma wygenerować niezbędne nadwyżki? Te problemy nie zostaną rozwiązane przez euroobligacji lub pieniądze z prasy drukarskiej.

Bofinger: Jeśli kraje takie jak Portugalia mają problem z konkurencyjnością to także dlatego, że, w znacznie większym stopniu niż Niemcy napotkały nową konkurencję z krajów takich jak Chiny i Rosja. To wydarzyłoby się i bez euro.

Starbatty: Ale gdyby mieli swoją własną walutę byliby w stanie ją zdewaluować.

Więc czy kraje strefy euro są zbyt różne, by być zespolone w jednej walucie, tak jak eurokrytycy twierdzili od początku?

Bofinger: Istnieją również duże różnice w zdolnościach produkcyjnych w Stanach Zjednoczonych. Problemem jest to, że my w Niemczech staraliśmy się zwiększyć swoją pozycję przez powstrzymywanie wzrostu płac. Teraz jasne, że była to błędna polityka. Przyczyniliśmy się do zmniejszenia konkurencji w obrębie strefy euro, podobnie jak Hiszpanie i Portugalii na drugim końcu.

Starbatty: Błąd polega na tym, że słabe kraje unii monetarnej nie zmieniły swojej polityki. One korzystały z niskich stóp procentowych zamiast modernizować swoje gospodarki. Niemcy zachowywali się inaczej, dlatego teraz mamy wyraźne różnice w unii walutowej. Niektóre kraje są zbyt konkurencyjne, podczas gdy inni nie mogą już nadążyć. Greckie euro jest znacznie zawyżone, a niemieckie euro jest mocno zaniżone. Dlatego, jak Chińczycy jesteśmy na ławie oskarżonych.

Czy różnice w unii walutowej mogą zostać zmniejszona, czy też silne kraje muszą wspierać słabych stałe?

Starbatty: Transfery są automatyczną konsekwencją, gdy mamy różne gospodarki w jednej unii monetarnej. Słaba stabilność importu i eksport miejsc pracy. Widać to w północnych i południowych Włoszech, a także w zachodniej i wschodniej części Niemiec. Będzie jeszcze więcej transferów, chyba że nastąpią jakieś zmiany. I nie wyniosą ok. 15 mld euro ile wyniosły w UE aż do teraz, ale będą o wiele większe. Ale to nie zadziała bez zmiany konstytucji, ponieważ strefa euro będzie się miała silne cechy federacji. W przeciwnym razie znów znajdziemy się przed Federalnym Sądem Konstytucyjnym. Musi odbyć się referendum w tej sprawie.

Bofinger: Nie widzę powodu, dla transferów na stałe na wysokim poziomie. Kraje są już w proces redukcji deficytu na rachunku bieżącym. Warunkiem jest, że gospodarka się nie zawali, że stopy procentowe pozostaną na rozsądnym poziomie i że potencjał wzrostu się zwiększy.

Starbatty: Ty zawsze mówisz zdania warunkowe. Jako ekonomista powinieneś wiedzieć, że konsekwencją unii i transferów jest nie jest to, że słabi nie są już słabi, ale że silni nie są już dłużej silni.

Jedynym sposobem, aby mówić o rozpadzie unii walutowej jest zdania warunkowe. Panie Starbatty, jak można to sobie wyobrazić w konkretny sposób?

Starbatty: Oczywiście będzie to bolesny moment jeśli rozpada się coś co przez 12 lat było razem. Ale i jest takie powiedzenie: Lepiej mieć przerażający koniec niż horror bez końca. (It's better to have an end with horror than horror without end)

Wyjście Grecji, Włoch i innych krajach miałoby dramatyczne konsekwencje dla systemu finansowego.

Starbatty: Jeśli Grecja przywróci drachmę, rynek będzie rozregulowany na początku. Ale to nie jest problem dla Grecji. Widzieliśmy, to samo stało się w Argentynie, Tajlandii i Indonezji.

Bofinger: Dewaluacja z pewnością nie byłaby rozkoszą dla tych krajów.

Starbatty: Nie, ale kraje te po raz kolejny stałyby się szanowanym członkami globalnej gospodarki. Oczywiście banki miałyby problemy jeśli Grecji by zbankrutowała. Nie da się wyciągnąć nic z kieszeni nagiego mężczyzny. Ale wtedy Grecja mogłaby zacząć wszystko od nowa.

Bofinger: Mówisz o Grecji, ale ignorujesz reakcję łańcuchową. To naiwne wierzyć, że mały statek popłynie po prostu po zrzuceniu trochę balastu za burtę. Kopiemy sobie dołek a na koniec będziemy sami w tym oceanie globalizacji. Nie, jedyne motto którym powinniśmy się kierować jest taki: wszystko albo nic. Jeśli uwolnisz dżina z butelki, nie zatrzyma się, dopóki nie wrócimy do poziomu z 1998 r.

Myślę, że jeden z tych Panów ma rację. Tylko czas pokaże który. Ja myślę, że jak butelka z dżinem stanie się za ciężka aby ją ciągle nosić przy sobie, to dżin sam z niej wyjdzie... tylko że wtedy my będziemy już zmęczeni drogą, którą zdążyliśmy przejść. A i powrót do punktu wyjścia będzie dłuższy.

Słowacy nie mają na szkoły a muszą płacić za długi Grecji, Czechy Estonia i Bułgaria mówią otwarcie o tym, że nie będą płacić za długi strefy euro, a Portugalczycy straszą finansową bombą atomową.

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Światowe banki zwalniają!

Właściwie nie ma dnia, abyś czytał lub słyszał o kryzysie zadłużenia. Słowacy nie mają na szkoły a muszą płacić za długi Grecji, Czechy Estonia i Bułgaria mówią otwarcie o tym, że nie będą płacić za długi strefy euro, a Portugalczycy straszą finansową bombą atomową. Tymczasem europejski nadzór bankowy opublikował wyniki badania banków (tzw. stress-testów), wg. których europejskie banki potrzebują dofinansowania na poziomie 114,7 mld euro!

W czołówce najbardziej potrzebujących dofinansowania znajdują się banki greckie (30 mld euro), hiszpańskie (26,2 mld euro), włoskie (15,4 mld euro), niemieckie (13,1 mld euro) oraz francuskie (7,3 mld euro). Dodatkowy kapitał jest potrzebny bankom, aby spełnić przyjęte na szczycie UE w październiku wyższe wymogi dot. współczynnika adekwatności kapitałowej (współczynnika wypłacalności tzw. Core Tier 1 podwyższonego z 5 do 9%). Każdy bank został zobowiązany do przedstawienia regulatorom krajowym konkretnych planów działań dot. podwyższenia kapitału do końca tego roku, a nowe wymogi muszą zostać przez nie spełnione do czerwca 2012 r. Jeżeli banki nie będą w stanie same pozyskać odpowiednich kapitałów, to wesprą je najprawdopodobniej poszczególne rządy lub fundusz ratunkowy strefy euro. Może to jednak oznaczać ich częściową nacjonalizację.

Jednym ze sposobów na wyjście banków z kryzysu jest ograniczanie przez nich zatrudnienia. Poniżej lista największych światowych banków, które już ogłosiły programy zwolnień:

17. Ze względu na gorsze wyniki bankowości inwestycyjnej na zwolnienie 500 pracowników zdecydował się Deutsche Bank.

16. Zwolnienia ogłosił także będący własnością grupy Unicredit Hypovereinsbank (HVB). Zamierza zredukować swoje zatrudnienie o 700 osób, jednak do tej pory w ramach restrukturyzacji zwolnił już 2 500, a zatem pełny obraz zwolnień to 3 200 osób!

15. W celu wypełnienia wymagań Komisji Europejskiej HSH Nordbank musi zwolnić przynajmniej 900 osób do 2014 r.

14. Amerykański bank JP Morgan Chase ogłosił zwolnienie 1 000 swoich pracowników.

13. Nowy plan zwolnienia 1 400 osób ogłosił brytyjski Barclays, który zwolnił już także 1 400 osób w pierwszej połowie roku.

12. Zwolnienia nie ominą także amerykańskiego banku Goldman Sachs, który planuje zredukować swoją załogę o 1 400 osób. Na dziś bank ten zatrudnia ok. 35 000 ludzi.

11. Obecny także w Polsce BNP Paribas ma w planach zwolnienie 1 400 pracowników.

10. Francuskie Societe Generale planuje zwolnić 2 000 z 30 000 osób pracujących głównie w rosyjskiej spółce Rosbank, ale zwolnienia nie ominą także Polski.

9. Danske Bank - największy bank w Danii planuje zwolnić 2 000 osób.

8. Brytyjski Royal Bank of Scotland (RBS) zredukuje 2 000 osób, głównie w bankowości inwestycyjnej. Od początku kryzysu pracę w tym banku straciło już 27 500 osób!

7. ABN Amro planuje w przeciągu najbliższych trzech lat zredukować swoje zatrudnienie o 2 350 etatów. W większości ma to zostać przeprowadzone poprzez nie zatrudnianie nowych osób na miejsce odchodzących, ale wymagać to będzie także 1 500 dodatkowych zwolnień.

6. Swój plan zwolnień ogłosił także bank Credit Agricole, który pożegna się z 2 350 swoimi pracownikami.

5. Szwajcarski bank UBS ogłosił właśnie, że zwolni 3 000 osób.

4. Po znacznych stratach w sektorze asset management Credit Swiss zdecydował się zwiększyć liczbę zwalnianych pracowników do 3 500 (ze wszystkich 50 000!)

3. Plany oszczędnościowe banku Lloyds TSB mówią o zwolnieniu 15 000 osób. Bank ten od początku kryzysu zwolnił już 43 000 osób i został przejęty przez hiszpański Santander.

2. Z powodu zbyt szybkiego wzrostu kosztów w stosunku do przychodów zwolnienia planuje także HSBC. Aby oszczędzić zapowiadane blisko 3,5 mld USD potrzebne będzie rozstanie się z co dziesiątym pracownikiem, czyli pracę straci 30 000 ludzi.

1. Bank of America planuje redukcję 30 000 etatów, co pozwoli mu oszczędzić 5 mld USD. Nie jest to jednak ostatnie słowo i możliwe jest, że zwolnienia obejmą nawet 40 000 osób!

Niektóre z tych planów na pewno dotkną także Polski. Pamiętaj także, że wiele instytucji przeprowadzi ciche zwolnienia, bez nadmiernego angażowania uwagi opinii publicznej. Banki przestają być wymarzonym pracodawcą.

piątek, 16 grudnia 2011

Portugalczycy: Mamy finansową bombę atomową i nie zawachamy się jej użyć

Pisałem już o tym jak Słowacy pytali czemu mają płacić za długi Grecji, skoro nie stać ich na szkoły. Dziś wpis z drugiej strony - z pogrążonej w kryzysie Portugalii. Tekst pochodzi ze strony e24.no. Przyznaję że chętnie przeczytałbym teraz opinię tych chciwych niemieckich banków...

Czy Islandia może być wzorem dla zadłużonej Europy?

- Mamy finansową bombę atomową i możemy jej użyć przeciwko Niemcom i Francji - możemy odmówić zapłaty, mówi Pedro Nuno Santos wiceprzewodniczący największej opozycyjnej partii w portugalskim parlamencie - Partii Socjalistycznej.

- Dług jest naszą jedyną bronią i musimy ją wykorzystać, aby wymusić lepsze warunki. Recesja sprawia, że nie osiągniemy tego, co wymaga od nas 'troika'(UE, MFW, EBC). Musimy sprawić, aby dużym niemieckim bankom zadrżały kolana, powiedział Santos podczas protestu w czwartek wieczorem. Uważa on, że Portugalia, Włochy, Hiszpania i Grecja mogą być odgórnie sterowaney przez Francję i Niemcy, które stały się sobie bliskie w związku z kryzysem finansowym, a ostatnio w związku z piątkowym szczytem UE.

- To niepojęte, że kraje południa Europy nie robią tego samego co Niemcy i Francja. Oni byli zjednoczeni, powiedział Santos brytyjskiej gazecie 'The Telegraph'.

W czwartkowy wieczór odbył się kolejny protest przeciwko trudnym cięciom, które zaproponował rząd, aby przezwyciężyć deficyt. Przez ostatnie dwa lata Portugalia zmagała się z deficytem budżetowym w wysokości 10 procent produktu krajowego brutto, co spowodowało że zadłużenie państwa wzrosło ponad 100 procent PKB. Socjaldemokratyczny rząd kierowany przez Pedro Manuela Coelho, ma zamiar wprowadzić cięcia budżetowe w celu zmniejszenia deficytu do 3 procent PKB, jak uzgodniono w warunkach udzielonej Portugalii w kwietniu pożyczki 78 mld euro z UE i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Wśród proponowanych zmian jest zmniejszenie wynagrodzenia pracowników publicznych przez między 8 a 16 procent w zależności od wysokości płacy. Ponadto wydłużono tydzień pracy do 42 godzin.

Poniżej treść zarysów nowego traktatu UE. Wyciekła w Wielkiej Brytanii po tym jak Francuzi zaczęli atakować brytyjską gospodarkę :-)

- Powinni zacząć obniżki od Wielkiej Brytanii, która ma większy deficyt, podobne zadłużenie i niższy wzrost niż my powiedział Christian Noyer, szef francuskiego banku centralnego. Francja jest jednym z 15 krajów, które agencja ratingowa Standard & Poor ostrzegła, że może obniżyć ich rating, ale teraz Francuzi próbują odwrócić jej uwagę na północ. Sam możesz porównać wyniki gospodarek Wlk. Brytanii i Francji.
New Treaty

środa, 14 grudnia 2011

Czechy Estonia i Bułgaria otwarcie - Nie będziemy płacić za długi strefy euro!

W nawiązaniu do wpisów na moim blogu dot. obecnego kryzysu zadłużenia w strefie euro - Czy Islandia może być wzorem dla zadłużonej Europy? oraz Nie mamy pieniędzy na szkoły. Czemu mamy się zrzucać na fundusz ratunkowy UE? - mam dla Ciebie dodatkowe informacje. Czechy Estonia i Bułgaria powiedziały już otwarcie - Nie będziemy płacić za długi strefy euro! Z utęsknieniem czekam na taką samą odpowiedź z Warszawy.

Minister Finansów Estonii powiedział, że jego kraj nie weźmie udziału w pomocy w wysokości 200 mld euro (265 mld USD), którą inne kraje Unii Europejskiej za pośrednictwem Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) mają przekazać w celu ratowania strefy euro. Estonia nie uczestniczyła także w poprzedniej akcji ratunkowej MFW w 2009 roku.

Republika Czeska nie powinna przekazywać żadnych pieniędzy dla Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) w celu pomocy najbardziej zadłużonym krajom strefy euro - Powiedział prezydent Vaclav Klaus. Klaus powiedział także, że taki krok byłby bardzo nieodpowiedzialny w sytuacji, gdy sama ​​Republika Czeska nie może poradzić sobie z własnymi długami.
Republika Czeska sama żyje z deficytem, którego jak widać, nie jest w stanie wyeliminować. W takiej sytuacji byłoby nieodpowiedzialnym zwiększanie naszego zadłużenia poprzez udzielanie dodatkowych pożyczek dla bardzo zadłużonych krajów, które pozwalają jedynie na dalsze odroczenie realnych rozwiązań - powiedział Klaus.
Czechy miały zapewnić 3,5 mld euro w całkowitym planie wynoszącym 200 mld euro.

Bułgaria nie będzie uczestniczyć finansowo w planie ratowania euro i nie zgadza się na ujednolicenie podatków - powiedział w parlamencie bułgarskim minister spraw zagranicznych tego kraju Nikołaj Mładenow.
Bułgaria nie jest stroną umowy o europejskim mechanizmie stabilności. Nie podejmowała ona zobowiązań o dobrowolnym wkładzie finansowym w ten mechanizm. Bułgaria nie ma obowiązku i nie zamierza przekazywać MFW dodatkowych środków finansowych - powiedział Mładenow, dodając, że kraj nie dopuści do dostosowania podatków do poziomu ogólnoeuropejskiego.
To nie Bułgaria spowodowała kryzys eurostrefy, nie będzie również krajem, który ją z tego wyciągnie - stwierdził. Mładenow podkreślił, że rząd nie podejmie decyzji o zaangażowaniu finansowym Bułgarii bez uzgodnienia z parlamentem i bez jego zgody na podpisanie zaproponowanego przez Brukselę porozumienia dotyczącego stabilizacji strefy euro. Przypomniał, że Bułgaria, tak jak Czechy i Szwecja, oświadczyła, że nie może podjąć takich decyzji bez zgody parlamentu.

Przywódcy irlandzkiej opozycji wzywają premiera Enda Kenny’ego, aby ogłosił referendum w sprawie nowego paktu – którego wynik prawie na pewno byłby negatywny – a prounijne partie opozycyjne Holandii atakują rząd mniejszościowy premiera Marka Ruttego, za jego zbyt uległe podejście przy negocjowaniu umowy.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Czy Islandia może być wzorem dla zadłużonej Europy?

Prawie trzy lata po zapaści gospodarki spowodowanej upadkiem trzech dużych banków wydaje się, że Islandia powoli wychodzi na prostą. Czy można wyciągnąć jakieś wnioski z drogi którą przeszedł ten kraj, aby rozwiązać problemy zadłużonych krajów w Europie?

O kryzysie na Islandii pisałem już na swoim blogu, gdy wspominałem o akcji „Icelanders are NOT terrorists” będącej reakcją na blokadę islandzkich kont w UK po tym jak Islandczycy odmówili zwrotu oszczędności obywateli brytyjskich ulokowanych w upadłym islandzkim banku Icesave.

Jak to się zaczęło?

Jeszcze do niedawna wydawało się, że Islandia to istny raj na ziemi. Przeciętny roczny wzrost PKB wynosił 5% i obywatele tego kraju cały czas bogacili się dzięki wolnorynkowym reformom i deregulacji systemu bankowego. Pozwoliło to temu małemu krajowi stać się jednym z sześciu najbogatszych państw OECD.

Trzy największe islandzkie banki - Kaupthing, Landsbanki i Glitnir, przez lata zaciągały pożyczki w jednych krajach, by później inwestować je z zyskiem w drugich (m.in. w Wielkiej Brytanii). W czasach prosperity i taniego pieniądza taka taktyka przynosiła nie małe zyski, dlatego pożyczano na potęgę. Łączny kapitał inwestycyjny trzech największych islandzkich banków wyniósł ponad 100 mld dol. To aż 888 proc. rocznego PKB Islandii, który wynosi tylko 14 mld dol! Gdy cała gospodarka światowa rosła spłata ogromnych długów nie była problemem, ale splot zaczynającego się w 2008 r. kryzysu i nietrafionych inwestycji na rynkach finansowych wpędził Islandczyków w poważne kłopoty.

Jesienią 2008 r. cały dotychczasowy obraz Islandii prysł jak bańka mydlana. Bankierzy stracili na toksycznych długach miliony koron i do akcji ratunkowej wkroczył rząd. Znacjonalizował trzy największe banki na wyspie i przejął nad nimi kontrolę. Zmusił je do jak najszybszej sprzedaży ich zagranicznych aktywów, aby przetransferować zyski do kraju. Wszystko po to, aby wzmocnić spadającą na łeb na szyję koronę, której kurs w pierwszym roku kryzysu osłabił się względem euro aż o 70 proc!

Ze względu na brak możliwości finansowania się na rynku Islandia poprosiła MFW o pomoc. Po negocjacjach ten zgodził się udzielić wsparcia w postaci 6 mld USD pożyczki. W skład kredytującego konsorcjum weszły wtedy MFW, kraje skandynawskie, Wielka Brytania, Holandia i Polska, która zgodziła się pożyczyć 200 mln USD.

Jak sobie poradzono z kryzysem?

Jedną z inwestycji islandzkiego banku Landsbanki był internetowy Icesave w którym tysiące Brytyjczyków i Holendrów otworzyło konta i trzymało swoje oszczędności. Bank ten oferował dużo wyższe oprocentowanie niż większość brytyjskich instytucji finansowych, więc wiele osób skusiła jego oferta. Jednak po upadłości spółki matki na Islandii, klienci w UK nie mogli wypłacać pieniędzy ze swoich kont. Rozjuszyło to oczywiście Brytyjczyków i Holendrów, którzy zażądali natychmiastowego zwrotu długów.

Islandzki parlament przedstawił ustawę, która miała długiem prywatnych banków (wobec brytyjskich i holenderskich banków) wynoszącym 3,5 mld euro obarczyć islandzkie rodziny na 15 lat ze stopą procentową 5,5 procent. Spowodowało to wybuch niezadowolenia społeczeństwa, które wyszło na ulice i zażądało ogłoszenia referendum w tej sprawie. Sytuacja zrobiła się na prawdę ciężka i prezydent Olafur Grimsson zawetował proponowaną przez parlament ustawę a także ogłosił ogólnonarodowe referendum w tej sprawie. Jego wynik był jednoznaczny i 93% głosujących opowiedziało się za niespłacaniem długu wobec Wlk. Brytanii i Holandii.

W międzyczasie naciskany przez obywateli rząd zarządził sądowe dochodzenia mające ustalić kto odpowiada za kryzys finansowy i bankructwo banków. Ostatecznie specjalna komisja w liczącym 2 tys. stron raporcie wykazała, że kryzys i jego następstwa mogłyby być mniejsze, gdyby politycy i władze w Reykjaviku zareagowały wcześniej i lepiej, zamiast obarczać się wzajemnie odpowiedzialnością. Na szczycie listy winnych znalazło się siedem osób: były premier Geir Haarde, były szef islandzkiego banku centralnego David Oddsson, były minister finansów, jego kolega z resortu gospodarki, dwaj bankowcy banku centralnego oraz szef nadzoru finansowego.

Z dochodzenia wynika, że już w kwietniu 2008 r. nadzór finansowy informował rząd i bank centralny o niskim stanie kapitału własnego trzech islandzkich banków. Odpowiedzialność za to ponoszą islandzcy bankowcy, a nie błędy w europejskich regulacjach finansowych orzekła komisja.

Islandia przystąpiła do renegocjacji z Wielką Brytanią i Holandią sposobu wypłaty odszkodowań dla klientów upadłych banków. Na początku 2011 r. parlament Islandii zatwierdził porozumienie w tej sprawie, które przewiduje wypłacenie Wielkiej Brytanii i Holandii łącznie 3,8 mld euro tytułem utraconych przez ich obywateli wkładów. Nowa ugoda zapewnia Islandii zmniejszenie obciążeń odsetkowych i dogodniejsze terminy spłat. Władze liczą także na to, że 85 proc. należnej do wypłacenia kwoty sfinansuje z własnych środków islandzki bank Landsbanki, który był właścicielem Icesave.

Jaką naukę na przyszłość można wyciągnąć z islandzkiego kryzysu?

Islandia powoli wychodzi z kryzysu. Kraj notuje dodatni wzrost gospodarczy i wraca na rynki kapitałowe, a koszty kontraktów CDS są kilkukrotnie tańsze, niż podobne ubezpieczenia długu Grecji, Irlandii czy Portugalii. Ponieważ kraj pozwolił upaść swoim bankom, nie musiał zwiększać swojego zadłużenia tylko po to, aby wykupywać ich długi. "Islandia postąpiła bardzo dobrze zapewniając, że jej system płatniczy nadal działał, podczas gdy to wierzyciele a nie podatnicy ponieśli ciężar długów banków" powiedział Bloombergowi laureat Nagrody Nobla w ekonomii Joseph Stiglitz. "Z drugiej strony Irlandia zrobił wszystko źle. To chyba najgorszy model." dodał. Przypomnę, że Irlandia znacjonalizowała banki i przejęła ich długi. Tymczasem Islandia nie tworzyła żadnego specjalnego funduszu, który mógłby wykupić długi banków, ale po prostu pozwoliła im upaść.

Jeżeli członek strefy euro pozwoli upaść swoim bankom, cała strefa może ponieść tego konsekwencje w postaci obniżonego ratingu kredytowego i spadku wartości euro. Dodatkowo zgoda na default oznacza, że (przynajmniej tymczasowo) kredytorzy kraju ponoszą stratę. W przypadku obecnego kryzysu są to w większości niemieckie i francuskie banki. Stąd taka motywacja Angeli Merkel i Nicolasa Sarkozyego, aby nie dopuścić do niewypłacalności, która uderzy głównie w banki z ich krajów i sprowadzi kłopoty także na Francję i Niemcy. To tłumaczy także, dlaczego na włoskie i greckie długi nie chce się składać Wielka Brytania, której instytucje finansowe nie są tam znacząco zaangażowane.

Co dalej z euro?

Na przykładzie Islandii widać jak na dłoni, że to nie niewyobrażalne wręcz dokręcanie śruby zadłużonym społeczeństwom, ale zapewnienie im odpowiednich warunków i możliwości do spłaty zadłużenia w rozsądnym terminie i na uczciwych warunkach pozwoli im wyjść z kryzysu. Próba wyduszenia z ludzi jak najszybciej, jak największych pieniędzy na pewno nie przyniesie niczego dobrego. Skąd w polskich politykach taka potrzeba dołączenia do zrzutki na wykup obcego długu jakbyśmy naszego mieli za mało? Ja nie rozumiem i nie chcę płacić z własnej kieszeni za greckie czy włoskie długi niemieckim i francuskim bankom!

Argentyna - matka wszystkich bankructw

sobota, 10 grudnia 2011

Nie mamy pieniędzy na szkoły. Czemu mamy się zrzucać na fundusz ratunkowy UE?

Wpis jest tłumaczeniem tekstu opublikowanego na serwisie e24.no po uchwaleniu pierwszego funduszu ratunkowego UE i dotyczy sytuacji na Słowacji.

Jako ostatni z 17 krajów strefy euro, Parlament Słowacji uchwalił w zeszłym tygodniu zgodę na swój wkład do funduszu ratunkowego UE dla krajów z kryzysem zadłużeniem (głównie Grecji). Decyzja o oddaniu 7,7 mld euro zwiększa słowacki dług publiczny o 30 procent. Wśród ludzi jest jednak wielka niechęć do wypłaty pieniędzy. Aby przegłosować w parlamencie stosowną ustawę rząd obiecał podać się do dymisji i rozpisać nowe wybory.

- To szaleństwo. Grecy ukradli wszystko, a teraz chcą pieniędzy od nas?, powiedziała agencji Reuters 31-letnia młoda mama Dana Antasova w komentarzu do głosowania w parlamencie. Słowa Antasovej i innych wściekłych Słowaków obiegły cały świat.

- Grecy nie są problemem. To chciwe niemieckie i francuskie banki są problemem. I one nie chcą stracić ani grosza, mówi Antasova po decyzji Słowacji, która zgodziła się dołożyć do funduszu ratunkowego. Teraz obawia się, że w ten weekend na szczycie Unii Słowacja znów zostanie poproszona o to, aby wyłożyć więcej pieniędzy do wspólnego funduszu.

- Większość ludzi nie chce, abyśmy składali się na ten fundusz i jest zdenerwowana mówi Antasova.

- Wielu Słowaków zarabia 450-550 euro netto miesięcznie i nie akceptuje żadnych wyjaśnień, dlaczego powinni spłacać długi kogoś, kto zarabia trzy do pięciu razy więcej od nich, mówi. Słowacja jest wraz z Estonią jednym z najbiedniejszych krajów strefy euro. Na Słowacji, która zmaga się z 14-procentowym bezrobociem, średnia pensja jest taka sama jak płaca minimalna w Grecji.

- Mówi się nam, że nie ma wystarczających środków na utrzymanie szkół i służby zdrowia. Dlatego ludzie pytają: "Jeśli nie mamy pieniędzy na takie podstawowe usługi, a mamy pieniądze na fundusz ratunkowy?".

Gospodarka Słowacji jest ściśle związana z niemiecką. Wielu Słowaków czuje presję, aby wspierać udział kraju w funduszu ratunkowym, ponieważ obawiają się utraty pracy.

Słowacja była długa doceniana za swoją rygorystyczną politykę gospodarczą. Spełniła ona wymogi UE dot. długu publicznego. W tym samym czasie przeprowadzono także gruntowne reformy.

- Portugalia, Irlandia, Włochy, a nawet Francja i Niemcy nie stosują się do przepisów i ich zadłużenie jest wyższa niż dopuszczalne 60 procent produktu krajowego brutto, mówi Antasova. Jest przekonana, że Słowacja zostanie poproszona o zwiększenie swojego zaangażowania w fundusz ratunkowy UE.

- To co ludzie w UE powinni zrobić, to domagać się referendum. To są pieniądze ludzi i to oni powinni zadecydować, gdyż są tacy, którzy muszą ponieść konsekwencje, mówi Antasova.

O możliwym dalszym rozwoju kryzysu możesz przeczytać także w moim wpisie Co się stanie gdy Grecja ogłosi bankructwo?


poniedziałek, 5 grudnia 2011

Jak oszczędzać pieniądze w kryzysie?

Być może zabrzmi to dla Ciebie dziwnie lub śmiesznie, ale kryzys gospodarczy ma także swoje dobre strony. Recesja przyczynia się do poprawy efektywności wykorzystania własnych pieniędzy. Nie ma lepszego momentu aby dowiedzieć się więcej na temat oszczędzania pieniędzy niż w okresie kryzysu gospodarczego. Poniżej znajdziesz kilka pomysłów pozwalających w prosty sposób zaoszczędzić naprawdę konkretne pieniądze.

1. Połącz w jeden pakiet telewizji kablowej, internetu i telefonu, aby otrzymać zniżkę. Zapytaj u swojego obecnego operatora, ale z doświadczenia wiem, że nowi klienci częściej dostają lepsze oferty. Firmy liczą na to, że nie będzie Ci się chciało poświęcać swojego czasu na zmianę umów.

2. Sprawdź ofertę różnych dostawców prądu. Wiele osób nie wie, że w Polsce można obecnie wybrać sobie od kogo chcemy kupować energię elektryczną. Nie zaszkodzi rozejrzeć się czy inni nie mają dla Ciebie lepszej oferty.

3. Płać mniej za więcej - Coraz popularniejsze w Polsce są strony pozwalające na grupowe zakupy, dzięki czemu możesz skorzystać ze specjalnie przygotowanych zniżek. Co prawda najlepsze czasy już minęły, ale nadal można czasem znaleźć tam także coś dla siebie. Sprawdź strony takie jak grupon, gruper i inne.

4. Przed dokonaniem dużego zakupu porównaj ceny w internecie. Tutaj pomocne mogą być strony takie jak ceneo czy skąpiec. Pozwalają one sprawdzić ceny tej samej rzeczy w wielu sklepach internetowych. Dzięki temu masz pewność, że nie przepłacasz!

5. Sprawdź warunki Twojego konta bankowego. Może okazać się, że na wyciągu spora kwota to opłaty i prowizje, które oddajesz co miesiąc bankowi. Spokojnie znajdziesz dla siebie takie samo konto, które pozwoli Ci płacić mniej! Tutaj także pomocny może być internet.

6. Jeśli nie jesteś obecnie w stanie zapłacić rachunków, pamiętaj że rzeczy są zbywalne. Ewentualnie możesz poprosić o odłożenie w czasie płatności. Zawsze lepiej jest wcześniej zareagować i poinformować o tym bank czy usługodawce niż czekać aż naliczy Ci kolejne karne opłaty.

7. Korzystaj z bibliotek zamiast kupować książki, filmy, płyty CD lub DVD. Możesz być na prawdę zdziwiony ile różnych pozycji znajdziesz w bibliotece miejskiej/publicznej. W dzisiejszych czasach wiele filmów można oglądać za darmo w internecie. Strony takie jak ekino czy pecetowiec pozwalają obejrzeć na prawdę wiele i nie trzeba płacić za to nawet złotówki. Bogatą ofertę seriali znajdziesz na stronie iitv. Jak dobrze poszukasz to dowiesz się jak nie czekać po wygaśnięciu darmowego limitu - rozłącz modem/livebox i uruchom go ponownie :-)

8. Przyrządzaj swoje posiłki samodzielnie w domu. Na pewno będzie taniej i smaczniej. Jeśli nie jesz dużo może gotować większe porcje i ogrzewać je sobie przez kilka dni.

9. Staraj się samodzielnie wykonywać proste naprawy. W dobie internetu na pewno znajdziesz jakiś opis a może nawet filmik instruktażowy na youtubie. Ja na przykład samodzielnie pomalowałem swoje mieszkanie i cieszyłem się ile na tym zaoszczędziłem!

10. Bierz prysznic zamiast kąpieli w wannie. W ten sposób zmniejszysz ilość zużytej wody i zmniejszysz swoje rachunki.

O tym jak przetrwać kryzys pisałem już wcześniej na moim blogu. Polecam Ci także tamten wpis.

poniedziałek, 28 listopada 2011

Klucze do sukcesu

Dziś krótki wpis o kluczach do osiągnięcia sukcesu. Poniżej przeczytasz o tym co na ten temat sądzi komentator i inwestor finansowy - Jim Rogers. Wpis na bazie opublikowanych na blogu przemyśleń pochodzących z książki "A Gift To My Children".


Wiem, że niektórzy mogą uważać, że to tylko ogólniki i głupie gadanie, ale moim zdaniem ze wszystkiego w życiu warto wyciągać wnioski i wybierać to co dla człowieka może być istotne i przydatne. Niektóre z poniższych stwierdzeń można uznać za trywialne, ale... jest jednak taka zasada, że dopóki czegoś nie zapiszesz to do końca nie poznasz jego znaczenia. Co do samego Jima Rogersa, to oczywiście można mieć o nim różne zdanie, ale uważam że koleś jest łebski i warto posłuchać (poczytać) co ma do powiedzenia.

1. Nie pozwól innym myśleć za Ciebie.
2. Skup się na tym co lubisz.
3. Wyrób w sobie dobre nawyki dotyczące codziennego życia i inwestowania.
4. Zdrowy rozsądek? Nie zawsze zdrowy.
5. Dbałość o szczegóły jest tym co różni sukces od porażki.
6. Pozwól aby świat stał się częścią twojej perspektywy.
7. Zgłębiaj filozofię i naucz się myśleć.
8. Ucz się historii.
9. Ucz się języków obcych (upewnij się że Chiński jest jednym z nich).
10. Poznaj swoje słabości i przyznaj się do błędów.
11. Rozpoznaj zmiany i staraj się je ogarnąć.
12. Patrz w przyszłość.
13. "Szczęście uśmiecha się do tych, którzy nie ustają w swoich staraniach"
14. Pamiętaj, że tak na prawdę nic nie jest nowe.
15. Wiedz kiedy nic nie robić.
16. Zwracaj uwagę na to co inni zdają się lekceważyć.
17. Jeśli ktoś śmieje się z Twojego pomysłu, traktuj to jako oznakę potencjalnego sukcesu.



Nie wyszystkie z nich są jednoznaczne. A jak Ty rozumiesz te wskazówki?

poniedziałek, 21 listopada 2011

Dlaczego tanie linie lotnicze są tanie?

Low cost carriers (LCC) czyli popularnie nazywane w Polsce tanimi linia lotniczymi zazwyczaj (bo nie zawsze) oferują ceny biletów niższe od tradycyjnych przewoźników. Co prawda era lotów za 1 grosz już dawno za nami, a obecne ceny paliwa lotniczego nie sugerują aby mogła ona znowu powrócić, ale warto zadać sobie pytanie skąd się bierze to, że tanie linie są tak tanie?

Tanie linie lotnicze tj. Ryanair, Easyjet czy Wizzair mają unikalny model biznesowy, dzięki któremu mogą znacząco obniżyć koszty swojego funkcjonowania w stosunku do tradycyjnych linii lotniczych - między 40 a 45 procent. W końcu nie na darmo po angielsku ich nazwa wcale nie sugeruje, że są tanie, ale że działają w modelu niskokosztowym. Można go opisać w skrócie następująco: brak udogodnień na pokładzie, latanie na małe lotniska i niższe płace personelu. Ale to nie wszystko... co tak na prawdę sprawia, że bilety tych przewoźników są tak tanie?

1. Więcej miejsc w samolocie, nawet jeśli jest to niewygodne dla osób o dużym wzroście. Więcej miejsc oznacza więcej pasażerów na pokładzie, a to pociąga za sobą oczywiście większą sprzedaż i wyższe przychody. Dodatkowo rezygnacja z klasy biznes daje możliwość upchnięcia w maszynach jeszcze więcej foteli, a co za tym idzie pozwala jeszcze bardziej obniżyć koszt pojedynczego miejsca na pokładzie. Przykład: podczas, gdy w Boeingu 737-300 Lufthansy jest 127 miejsc to np. w TUIfly aż 148.
Oszczędności: 16%!

2. Tylko jeden typ samolotu. Podczas gdy tradycyjni przewoźnicy wykorzystują kilka a czasem nawet kilkanaście różnych typów samolotów, to tanie linie korzystają zazwyczaj z jednego typu maszyny. Ryanair lata na Boeingu 737, a Wizzair na Airbusie A320. Wystandaryzowanie floty pozwala zaoszczędzić na kosztach jej utrzymania, szkoleniach personelu a także ułatwia zarządzanie załógami maszyn (nie muszą zdobywać uprawnień na kolejny typ samolotu).
Oszczędności: 2%


3. Niższe koszty osobowe. Poziom wynagrodzenia personelu i pilotów jest niższy niż w tradycyjnych liniach lotniczych. Załogi dostają wynagrodzenie tylko za rzeczywiście wylatany czas, a zatem ich wydajność dla linii jest wyższa. Tanie linie lotnicze oszczędzają także na kosztach zakwaterowania, ponieważ zazwyczaj loty rozpoczynają się i kończą w jednym z wybranych miejsc będących bazą linii (w której nie muszą opłacać kosztów noclegu personelu).
Oszczędności: 3%


4. Żadnych udogodnień! W klasycznych liniach lotniczych pasażerowie mogą korzystać z wielu udogodnień - poczekalnii lotniskowych, napojów, przekąsek i filmów w trakcie lotu, czy bezpłatnego limitu bagażu rejestrowanego (nadawanego). Nie masz co na to liczyć u taniego przewoźnika. Chce Ci się pić to za to zapłać! Chcesz zabrać ze sobą więcej bagażu niż tylko to co wniesiesz ze sobą do kabiny - płać! - w Ryanair nawet 20€ za jedną 15 kg torbę!

Jednym z najbardziej kontrowersyjnych był pomysł szefa Ryanaira Michaela O'Leary aby pasażerowie płacili dodatkowo za możliwość skorzystania w czasie lotu z WC! Podejście "Bez fanaberii"?
Oszczędności: 6%


5. Bezpośrednie loty na krótkich trasach. Model "Point to Point" jest koncepcją tanich linii lotniczych, które przewożą pasażerów z punktu A do B, na krótkich trasach bez możliwości przesiadki na jednym bilecie. Jest to coś całkowicie odwrotnego w stosunku do tego co oferuje większość tradycyjnych linii lotniczych, które łączą ze sobą duże węzły przesiadkowe - huby (np. Frankfurt lub Monachium dla Lufthansy w Niemczech, niektórzy twierdzą że Warszawa dla LOTu w Polsce) z mniejszymi lotniskami na całym świecie. Jest to tzw. model hub and spoke.

W przypadku lotów na duże lotniska-huby i wielu trasach o różnej długości operowanych na różnych maszynach często dochodzi do opóźnień, a co za tym idzie powoduje to wyższe koszty dla linii. Filozofia działania tanich linii lotniczych jest prosta: maszyna powinna jak najwięcej czasu spędzać w powietrzu, bo tylko tam zarabia pieniądze. Dlatego czas pomiędzy lądowaniem a kolejnym startem ograniczany jest do minimum.
Oszczędności: 3%


6. Małe, tanie lotniska. Jak już wspomniałem powyżej tanie linie lotnicze zazwyczaj nie latają na duże lotniska przesiadkowe. W zamian za to oferują połączenia na małe tanie lotniska, często dalej oddalone od miasta docelowego - Skavsta (Sztokholm), Bergamo (Mediolan), Beauvais (Paryż) czy Sandefjord (Oslo) to tylko niektóre z przykładów. Dzięki temu linie oszczędzają na czasie startu i lądowania a także na opłatach przy check-in, czy innych kosztach handlingowych (obsługi na lotnisku). Ale coś za coś. W zamian Ty musisz dojechać do miasta docelowego czasem nawet ponad 100 km w jedną stronę. Zdarza się, że taki dojazd jest droższy niż sam bilet na samolot (częsta sytuacja w przypadku Paryża(?)-Beauvais).

Zdarza się, że małe regiony dopłacają tanim liniom, aby tylko zechciały latać na ich lotnisko. Liczą, że przyciągną w związku z tym turystów, lub pomogą swoim mieszkańcom wyemigrować w szukaniu pracy i w ten sposób rozwiążą problem bezrobocia. W Polsce województwo podkarpackie dopłaca linii Ryanair, która lata na tamtejsze lotnisko w Rzeszowie-Jasionce. Płacą też np. Hiszpanie za obecność Ryanaira w katalońskich portach Reus i Girona.
Oszczędność: 3%


7. Niższe koszty utrzymania i konserwacji maszyn. Spokojnie, wcale nie sugeruję że latanie z tanimi przewoźnikami jest mniej bezpieczne niż z tradycyjnymi. Niższe koszty w tym zakresie wynikają z jednorodności floty (przeglądy i naprawy i tak są outsourcowane).
Oszczędności: 10%


8. Brak prowizji dla pośredników. Większość pasażerów kupuje bilety samodzielnie na stronie internetowej przewoźnika.
Oszczędności: 6%


9. Niższe koszty obsługi klienta. Chodzi tu zarówno o niższe koszty obsługi na lotnisku przy check-inie - w większości linii bezpłatna jest tylko odprawa dokonana samodzielnie przez pasażera on-line. Odprawa na lotnisku jest dodatkowo płatna. Ale to nie wszystko - aby uzyskać jakiekolwiek informacje pasażer musi dzwonić drogą infolinię i płacić za połączenia z 0700. W większości tradycyjnych linii istnieje możliwość bezpłatnej obsługii w punkcie linii na lotnisku.
Oszczędności: 3%.


10. Outsourcing czego tylko się da. Większość tanich linii lotniczych nie utrzymuje własnych rozbudowanych struktur na każdym lotnisku tylko wykupuje stosowne usługi w dedykowanych do tego firmach. Dużo mniejsza jest także administracyjna w centralii linii, a o związkach zawodowych nikt tam nie słyszał.
Oszczędności: 2%


Ile nam wyszło tych oszczędności? 54%! Nawet jeśli część z nich jest zawyżona to i tak widać, że tanie linie mają z czego obniżać ceny. Na koniec chciałbym jeszcze podzielić się moim spostrzeżeniem co do zakupu biletów lotnich (napiszę o tym jeszcze wpis). Nie zawsze tania linia jest najtańsza! Jeśli termin Twojej podróży jest odległy sprawdź też oferty tradycyjnych przewoźników tj. LOT czy Lufthansa, bo ich ceny na loty z Polski moga okazać się zaskakująco konkurencyjne w stosunku do oferty tanich(?) przewoźników. W końcu najważniejsze to, żeby bilety były tanie, nie?

środa, 16 listopada 2011

Top 100 najbardziej innowacyjnych firm w 2011 roku

Thomson Reuters opublikował listę 100 najbardziej innowacyjnych organizacji na świecie. Zdominowały ją spółki technologiczne m.in. Apple, Microsoft, Intel, LG i Motorola. Wśród 100 najlepszych nie znalazł się zmagający się z trudnościami fiński gigant telefonii komórkowej Nokia!


"Innowacja jest sposobem na wzrost dobrobytu firm i narodów, które próbują przezwyciężyć spowolnienie gospodarki i osiągnąć przewagę konkurencyjną nad innymi" powiedział David Brown, prezes działu IP Solutions z Thomson Reuters.

Lista jest częścią programu Thomson Reuters 2011 Top 100 Global Innovator w którym analizowano dane patentowe i związane z nimi wskaźniki do identyfikacji firm i instytucji przodujących na świecie w innowacyjności. Firmy, które się na niej znalazły utworzyły dodatkowo ponad 400 000 nowych miejsc pracy w roku 2010 w stosunku do roku 2009.

Czterdzieści procent z setki firm na liście pochodzi z USA, 31 procent z Azji i 29 procent z Europy. Reprezentacja Azji jest podzielona pomiędzy Japonię (27 procent) i Koreę Południową (4 procent). Mimo że Chiny prowadzą w liczbie złożonych aplikacji patentowych, są nieobecne w powstałej setce. Nie ma też na niej przedsiębiorstw indyjskich.

Metodologia badania Thomson Reuters 2011 Top 100 Global Innovator jest oparta na czterech głównych kryteriach: współczynniku zatwierdzonych wniosków patentowych, globalnym zasięgu zgłaszanych patentów, wpływie patentów na cytaty w prasie, literaturze i patentach innych firm oraz ogólnej ilości zgłoszonych patentów.

Pewnie się zdziwisz, ale na liście nie ma żadnej firmy z Polski. Pełną listę stu najbardziej innowacyjnych firm w 2011 roku znajdziecie pod tym linkiem.

wtorek, 8 listopada 2011

Gdzie najlepiej płacą?

W 2011 roku płaca minimalna w Polsce wynosi 1 386 zł. Oznacza to, że jeśli założymy, że średnio w miesiącu pracujemy cztery tygodnie, a każdy z nich składa się z pięciu ośmiogodzinnych dni pracy, to za każdą godzinę dostajemy w naszym kraju nie mniej niż 8,66 zł (czyli 2,01€ przy obecnym kursie ok. 4,30 EUR/PLN). A jak to wygląda w innych krajach? Poniżej znajdziesz ranking liderów w wysokości płacy minimalnej w 2011. W którym kraju są najwyższe zarobki? Gdzie najlepiej płacą?

10. Kanada
Chociaż stawki płacy minimalnej różnią się w zależności od prowincji, to średnia ważona liczbą pracowników wyniosła 5,99€ za godzinę.

9. Japonia
Tutaj także stawka zależy od regionu, a jej średnia godzinna stawka wyniosła 6,28€.

8. Wielka Brytania
Pracownicy mogą liczyć tu na zarobek nie mniejszy niż 6,91€ za godzinę

7. Nowa Zelandia
Ustawowa płaca minimalna w tym kraju w tym roku to 6,94€ za godzinę.

6. Irlandia
Na tej pogrążonej w kryzysie wyspie od 1. lutego 2011 możesz liczyć na płace minimalną w wysokości 7,65€ za godzinę.

5. Belgia
Pracownicy mogą liczyć tu na zarobek nie niższy niż 8,58€ za godzinę.

4. Holandia
Lub jak kto woli Królestwo Niderlandów to kraj w którym ustawowa płaca minimalna wynosi conajmniej 8,74€ za godzinę.

3. Francja
Jesteśmy już na podium. Otwiera je Francja z płacą minimalną wynoszącą 9€ za godzinę.

2. Luksemburg
To jedno z najmniejszych państw w Europie jest jednocześnie liderem pod względem wysokości płacy minimalnej, która w 2011 wynosi 10,16€> za godzinę.

1. Australia
Liderem na skalę światową jest jednak Australia z płacą minimalną wynoszącą 10,40€ za godzinę.


Od 2012 wysokość płacy minimalnej w Polsce zostaje zwiększona do 1 500 zł, dzięki czemu możemy liczyć na nie mniej niż zawrotne 9,38 zł za godzinę pracy (odpowiednio 2,18€). I jak tu się dziwić, że nikt nie chce zostać w tym kraju, żeby pracować na upadający ZUS?


Dlaczegoś biedny? Boś głupi! Dlaczegoś głupi? Boś biedny!

czwartek, 3 listopada 2011

Co się stanie gdy Grecja ogłosi bankructwo?

Kryzys trwa w najlepsze i nie ma zamiaru odpuścić. Na naszych oczach z dnia na dzień tworzy się historia. Lepiej już dziś przygotować się na to co może się wydarzyć, jeśli Grecja oficjalnie ogłosi bankructwo. Jak przetrwać kryzys? Co będzie potem?

1. Grecja ogłasza bankructwo
Grecja ogłasza, że nie jest w stanie dalej spłacać swojego zadłużenia. Właściwie to już się dzieje, tylko że na razie inne państwa UE utrzymują Grecję na kroplówce i dostarczają potrzebnych euro na bieżące regulowanie zobowiązań.


2. Banki notują gigantyczne straty i wymagają pomocy
Banki, które do tej pory chętnie kupowały greckie obligacje i w ten sposób finansowały grecki rząd notują straty w związku z tym, że nie odzyskają pieniędzy, których pożyczyły Grecji. W związku z tym będą potrzebowały nowego kapitału, a te które nie otrzymają go od swoich właścicieli/udziałowców ani nie zbiorą go na rynku mogą upaść. Aby temu zapobiec będą potrzebowały pomocy rządów, ale tym razem może z nią być ciężko, gdyż poszczególne kraje same mają swoje problemy i mogą nie być w stanie pomóc.

3. Ludzie nie dostaną kredytów
Kryzys bankowy sprawi, że nie będą one dalej pożyczały ludziom i firmom żadnych pieniędzy, gdyż nie będą miały na to kapitału. Stanie rynek kredytów konsumpcyjnych i hipotecznych, a to na pewno odbije się negatywnie na gospodarce.

4. Wzrośnie bezrobocie
Problemy gospodarcze doprowadzą do wzrostu bezrobocia. Mniej kredytów oznacza niższy popyt, a niższy popyt oznacza, że firmy będą tnąć koszty - jak zwykle najpierw zaczną od zwolnień. Spowoduje to wzrost bezrobocia, także w tych krajach gdzie jest już wysokie tj. Grecja, Włochy i Hiszpania. Polski to też nie ominie.

5. Włochy i Hiszpania będą kolejne
Kryzys bankowy zmusi rządy do interwencji na rynku i ratowania upadających banków. Kraje takie jak Włochy czy Hiszpania, które już teraz mają problemy z ogromnym długiem najprawdopodobniej nie będą w stanie pomóc swoim instytucjom finansowym. Po upadku Grecji te państwa są typowane jako następne, dlatego oprocentowanie ich długu wzrośnie jeszcze bardziej.

6. Kryzys we Francji
Rozlanie się kryzysu na Włochy i Hiszpanię spowoduje, że kłopoty zacznie mieć też Francja i jej bankowi giganci tacy jak NBP Paribas czy Societe Generale (obaj obecni w Polsce - SG jest właścicielem eurobanku). Konieczność ratowania tak wielkich banków spowoduje, że dług Francji urośnie jeszcze bardziej. Spowoduje to duży kryzys strefy euro i najprawdopodobniej jej ostateczny rozpad.

7. Wzrosną stopy procentowe
Kryzys płynnościowy banków i napięta sytuacja finansowa poszczególnych krajów spowoduje, że stopy procentowe wzrosną. Stanie się tak, gdyż na rynku będzie coraz mniej wolnego kapitału który można pożyczyć, a także będzie coraz większa niepewność czy się go odzyska a więc większa będzie musiała być także premia za ryzyko.

8. Polski to nie ominie
Oczywiście nas to nie ominie. Nie będzie juz zielonej wyspy a nasze banki, chociaż nie pożyczały Grecji, będą miały bardzo ograniczony dostęp do pieniądza na rynku międzybankowym. Po pierwsze z powodu kłopotów ich zagranicznych matek, a po drugie dlatego, że Polska nadal jest traktowana jako kraj o większym ryzyku.


9. Rząd wkroczy do akcji... ??
W związku z fatalną sytuacją można się spodziewać, że rząd wkroczy do akcji. Tylko skąd weźmie pieniądze na łagodzenie skutków kryzysu?

Nie mamy pieniędzy na szkoły. Czemu mamy się zrzucać na fundusz ratunkowy UE?

Uważasz, że to co napisałem powyżej jest nierealne? Oby!
Na dziś wszystko jest możliwe i pytanie jest raczej nie czy a kiedy i z jaką siłą. Grecja de facto już jest bankrutem. Tak jak pisałem jedzie na kroplówce od innych krajów UE. Decyzja greckiego premiera o rozpisaniu referendum w sprawie najnowszego pakietu pomocowego przybliża nas jednak do pełnej plajty tego kraju. Coś czuję, że trzeba będzie wymienić premiera, skoro ten nie chce już dalej robić tego co każą Niemcy i Francja. W końcu to w ich interesie jest, żeby Grecja nie upadła niekontrolowanie.

poniedziałek, 31 października 2011

Jak płacić mniej za ogrzewanie mieszkania?


Dziś kolejny wpis o tym jak płacić mniej i dzięki temu oszczędzać pieniądze. Zajmijmy się ogrzewaniem mieszkania. Czy jest możliwe, aby nadal czuć komfort termiczny, nie marznąć we własnym mieszkaniu i nie musieć płacić wysokich rachunków za jego ogrzewanie? Jak najbardziej tak! Oto kilka prostych rad jak zaoszczędzić na ogrzewaniu.


1. Uszczelnij lub wymień okna
Przez nieszczelne okna może uciekać nawet 10-20% ciepła! To bardzo dużo, dlatego jeśli w Twoim mieszkaniu masz stare i nieszczelne okna naprawdę opłaca Ci się ich wymiana - najlepiej na trzyszynowe. Jeśli tylko czujesz, że od okien „ciągnie” to wydatek na ich wymianę zwróci Ci się w niższych rachunkach za ogrzewanie.

2. Pilnuj stałej temperatury w mieszkaniu
Więcej energii pochłonie ponowne rozgrzanie grzejników, niż utrzymywanie stałej temperatury przez cały dzień. Dlatego gdy na zewnątrz jest naprawdę zimno, nie opłaca Ci się przykręcać ich gdy wychodzisz na cały dzień z mieszkania. Ustal jaki masz komfort cieplny i staraj się, aby stale był on utrzymywany. Mówi się, że zlecana temperatura to 20 st. C.
Jedyny moment, gdy warto rozważyć wyłączenie grzejników, to gdy nie będzie Cię w mieszkaniu przez kilka dni.

3. Zdemontuj grzejnik w kuchni
To często stosowany trik na zmniejszenie rachunków za ogrzewanie. Ile czasu spędzasz w kuchni? Jeśli nie jesteś zapalonym kucharzem, który spędza tam każdą wolną chwilę, to może warto rozważyć wymontowanie tam grzejnika? Powietrze ogrzeje się i tak wymieniając się z tym z innych pomieszczeń, a dodatkowo możesz zyskać więcej miejsca!

4. Zwróć uwagę jak wietrzysz mieszkanie
Ciężko sobie wyobrazić, aby mieszkania nie wietrzyć, ale jest to jeden z kluczowych momentów, gdy tracisz ciepło. Dlatego warto zwrócić uwagę na to, aby rozbić to rozsądnie. Wietrz krótko, ale intensywnie, tzn. staraj się aby trwało to jak najkrócej. Nie zostawiaj rozszczelnionego okna na cały dzień lub noc. W ten sposób nadal będziesz mógł cieszyć się świeżym powietrzem i jednocześnie ograniczysz utratę ciepła.

4. Nie zastawiaj grzejników
Warto zwrócić uwagę, na to czy grzejniki nie są zastawione. W ten sposób zakłócona jest cyrkulacja powietrza i pomieszczenia nagrzewają się dużo wolniej. Odsuń wszystkie meble, które mogą powodować, że nie całe ciepło dociera do Ciebie. Zmień na zimę firanki i zasłonki na krótsze.

5. Spróbuj poprawić ocieplenie mieszkania
Oczywiście sam masz na to niewielki wpływ (no może poza momentem, kiedy decydujesz się na zakup danego mieszkania), ale nadal warto nie odpuszczać tego tematu. Staraj się wpływać na zarząd wspólnoty lub spółdzielni. Spróbuj namówić sąsiadów, aby poparli Cię na zebraniu. A na szybko możesz założyć specjalne ekrany, które odbijają ciepło grzejnika od ściany, dzięki czemu ogrzewasz pokój a nie ścianę budynku.

Pisałem już o tym jak oszczędzać gaz i energię elektryczną mimo rosnących cen a także o tym jak oszczędzać prąd na przykładzie lodówki.

sobota, 29 października 2011

Najbezpieczniejsze banki 2011


Jeśli idzie sztorm to warto schronić się w bezpiecznej przystani. Tylko gdzie ją znaleźć. Dla tych którzy wierzą jeszcze w wyceny dokonywane przez znane międzynarodowe agencje proponuję zapoznać się z najnowszym rankingiem najbezpieczniejszych banków w 2011 roku przygotowanym przez magazyn Global Finance na bazie ocen agencji Moody’s, Standard&Poor’s oraz Fitach, a także wielkości aktywów.

Nadal najbezpieczniejszym bankiem jest niemiecki KfW – w końcu to bank państwowy więc nie ma się co dziwić, że ludzie ufają w jego bezpieczeństwo. Upadnie dopiero, gdy niemieckiego państwa nie będzie stać, aby mu pomóc. Chociaż jak pokazuje historia i obecna rzeczywistość chyba nic nie jest już niemożliwe…

A jak radzą sobie grupy finansowe obecne w Polsce…

6. (-) Rabobank z Holandii (właściciel Rabobank Polska i akcjonariusz w BGŻ)
10. (+4) Banco Santander z Hiszpanii (właściciel m.in. BZ WBK)
15. (+3) BNP Paribas z Francji (właściciel BNP Paribas Polska)
16. (+3) HSBC z Wielkiej Brytanii (właściciel HSBC Polska)
21. (-1) Credit Agricole z Francji (właściciel dawnego Lukas Banku, a teraz już Credit Agricole Bank Polska S.A.)
22. (+5) Nordea Bank ze Szwecji (właściciel Nordea Bank Polska)
33. (+6) Deutsche Bank z Niemiec
35. (+6) Societe Generale z Francji (właściciel Eurobanku)

Z zestawienia wypadły m. in. Caja de Ahorros y Pensiones de Barcelona (la Caixa) z Hiszpanii oraz DnB NOR z Nowegii (współwłaściciel DnB NORD Polska – który właśnie wystawił na sprzedaż polską spółkę).

Pełny ranking znajdziecie tutaj.