wtorek, 14 kwietnia 2009

Z czego składa się oprocentowanie mojego kredytu?

Pisałem już o bankach, które próbują renegocjować warunki już udzielonych kredytów z klientami a ostatnio także o możliwych kłopotach, które mogą czekać nasze banki. Co łączy oba te wpisy? Pokazują, że niektóre banki miały i maja problemy z prowadzoną przez siebie polityką cenową i sprzedażą. Okazuje się, że oprocentowanie kredytów, które oferowały było zbyt niskie. A co powinno bankowi pokryć oprocentowanie Twojego kredytu?

Od strony klienta oprocentowanie może być stałe, lub zmienne. Dodatkowo może być ustalane decyzją banku lub składać się ze stopy bazowej i marży. Jedyne o co powinieneś się zatroszczyć o by było ono dla Ciebie jak najkorzystniejsze.

Oprocentowanie kredytu można jednak rozpatrywać także od strony banku. Niezależnie jak jest ono konstruowane powinno pokryć trzy podstawowe części: koszt pieniądza, koszt ryzyka kredytowego oraz marżę banku. Jest to pewne uproszczenie, ale moim zdaniem są to trzy najważniejsze składniki. Spróbuję Ci je po kolei opisać.

Koszt pieniądza to w skrócie oprocentowanie jakie płaci bank za zdobycie środków, których potem udziela Ci w formie kredytu. W normalnych warunkach jest można przyjąć że jest to stopa WIBOR dla kredytów złotowych lub np. stopa LIBOR dla walutowych. Jednak obecnie rynek międzybankowy właściwie nie istnieje, dlatego też banki walczą o depozyty od klientów i słono za nie płacą. Dodatkowo zauważ, że większość depozytów to te o okresie do jednego roku, a kredyty udzielane są na o wiele dłuższe terminy.

Jeśli oprocentowanie kredytu dla Ciebie to tylko WIBOR plus marża, to bank udzielając Ci kredytu powinien w swoją marżę wpisać także ewentualne odchylenia kosztu pieniądza od stopy rynkowej w przyszłości. Te banki, które jeszcze niedawno walczyły o klientów coraz niższym oprocentowaniem kredytów zapomniały o tym i teraz próbują to sobie odbić podnosząc marże dla nowych kontraktów i renegocjując już zawarte. Jest to oczywiście niedopuszczalne! Trzeba było myśleć zawczasu.

Koszt ryzyka kredytowego to nic innego jak rezerwy na niespłacone kredyty. Nawet jeśli wierzyć w to, że większość ludzi biorąc kredyt nie myśli o tym, że go nie spłaci to jednak zdarzają się różne sytuacje życiowe. Ponieważ część kredytów nie jest spłacanych to bank już w momencie udzielenia kredytu zawiązuje jakąś część rezerw na wypadek, gdybyś przestał spłacać swoje raty. W tym celu powstają w bankach specjalne modele na podstawie których bank wylicza odpowiednią kwotę rezerw. Są one tworzone na bazie obserwacji z ostatnich trzech lat, a jak mnie pamięć nie myli to był to bardzo dobry okres dla naszej gospodarki i spłacalność była wysoka, a więc i rezerwy niskie. Teraz sytuacja się zmienia, a więc i koszty rezerw rosną – także w stosunku do już udzielonych kontraktów. Zauważ jednak, że w oprocentowaniu dla Ciebie koszty rezerw pokrywane są także w marży. I znów dochodzimy do tego, że banki które oferowały niskie marże mają teraz kłopoty, bo nie pokrywają im one wszystkich kosztów.

Trzeci składnik to marża, ale i ona nie jest jeszcze zarobkiem na czysto. Musi ona przecież pokryć w pierwsze kolejności koszty pracowników, którzy obsługują Twój kredyt i którzy Ci go sprzedali. Dopiero reszta stanowi zarobek banku. Nie wspominam już o kosztach systemów informatycznych, bo takie też przecież istnieją.

W czasach wzrostu gospodarczego banki prowadziły bardzo luźną politykę kredytową. Rynek międzybankowy funkcjonował normalnie, rezerwy były niskie. Konkurowały one niskimi marżami. Jak jednak już przeczytałeś, marża Twojego kredytu nie jest czystym zarobkiem banku – musi pokryć jeszcze ewentualne zmiany kosztu pieniądza w przyszłości, rezerwy kredytowe i koszty pracowników. Banki, które dawały kredyty na zbyt niskich marżach mają teraz spore trudności. Stąd właśnie możliwe tsunami. Szkoda tylko, że przez niefrasobliwość niektórych będzie cierpieć cała gospodarka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz