niedziela, 29 stycznia 2012

Oszczędności tylko pogarszają kryzys

Europę straszy obecnie widmo bankructwa. Drżą przed nim wszystkie europejskie rządy. Aby wypędzić demona, ich gospodarki muszą przejść terapię szokową. Na razie nic nie wydaje się pomagać. Gospodarki nadal się chwieją, dług nadal rośnie. Agencja ratingowa Standard Poor`s obniżyła ratingi dziewięciu krajom strefy euro, w tym Francji. Agencja Fitch zrobiła to samo w stosunku do pięciu. Każdy, kto nie jest zaślepiony przez głupotę, zwróci uwagę na uzasadnienie tych obniżek. Jeśli produkt krajowy brutto (PKB) się skurczy, automatycznie pociągnie to za sobą zwiększenie wskaźnika zadłużenia. Jedynym sposobem na zmniejszenie długu (z wyjątkiem zawieszenia płatności publicznych pieniędzy do gospodarki poprzez ich dodruk) jest stymulowanie wzrostu gospodarczego.

Strach przed zadłużaniem się jest zakorzeniony w ludzkiej naturze, więc przeciętny człowiek uzna zmniejszanie zadłużenia jako uzasadniony cel polityczny. Każdy z nas ma jakieś zobowiązania płatnicze - często w formie kredytu. Dług może powodować lęki, jeśli nie wiemy czy będziemy w stanie go spłacić.

Obawy te są łatwo przenoszone na poziom długu publicznego - pieniędzy, które rząd jest winien wierzycielom. Jak wytłumaczyć o co chodzi ludziom, którzy chcą od rządów spłaty tych setek miliardów długów? Brytyjski premier David Cameron ujął to: "Dług publiczny jest taki sam jak zadłużenie w karcie kredytowej, musisz je spłacić". Wynika z tego natychmiast kolejny krok - aby spłacić dług publiczny lub przynajmniej go ograniczyć, rząd musi wyeliminować deficyt budżetowy, ponieważ potrzebny jest wzrost dochodów budżetowych ponad kwotę zaciąganego długu uzyskany w sposób trwały. Jeśli rząd nie robi nic, dług publiczny staje się nie możliwy do utrzymania.

Stiglitz: UE planuje "pakt samobójczy"

Na co zwrócić uwagę przyszłych pokoleń? Tutaj również można posłużyć się analogią do zadłużenia gospodarstwa domowego. Moja śmierć nie spowoduje całkowitego wymazania moich długów. Moi wierzyciele będą mieli do niego dostęp np. poprzez mój majątek - wszystko, co chciałem zostawić dzieciom. Podobnie jeśli rząd zbyt długo zaciąga długi w sposób niekontrolowany to obciąża nim przyszłe pokolenia. Ja sam mogę korzystać z rozrzutności rządu, ale moje dzieci będą musiały to kiedyś spłacić.

To tłumaczy dlaczego w centrum zainteresowania polityki fiskalnej większości rządów jest dzisiaj redukcja deficytu. Rządy z "wiarygodnymi" planami "konsolidacji fiskalnej" są podobno lepiej postrzegane niż inni dłużnicy. Oznacza to, że przy założeniu, że jeśli rząd będzie w stanie pożyczyć taniej, to z kolei powinno obniżyć stopy procentowe dla prywatnych kredytobiorców i w efekcie dać dodatkowe korzyści dla całej gospodarki. Tak więc konsolidacja fiskalna jest uważana za złoty środek do ożywienia gospodarki. Ten nurt oficjalnej doktryny najbardziej rozwiniętych krajów świata zawierać co najmniej pięć głównych wad, które w dużej mierze są niezauważane, przez co całe powyższe rozumowanie wydaje się być niewiarygodne.

Czy jest jeszcze jakaś nadzieja dla Włoch i innych zadłużonych krajów Europy?

Po pierwsze rządy mają więcej możliwości spłaty swojego długu niż osoby prywatne. Rząd kraju z własnym bankiem centralnym może po prostu finansować się pożyczkami z tego banku poprzez dodruk pieniądza. Odnosi się to także do krajów strefy euro i ich rządów, które muszą spłacić swoje długi. Jeśli ich (zagraniczni) wierzyciele, będą naciskać zbyt mocno, to wystarczy zaniechać płatności. Będzie to oznaczało bankructwo, ale jak pokazał przykład Islandii i Argentyny, potem życie toczy się dalej tak jak wcześniej.

Po drugie, celowe zmniejszenie deficytu nie jest dziś najlepszą metodą dla rządu na zbilansowanie budżetu. Zmniejszenie deficytu w samym środku spowolnienia gospodarczego nie doprowadzi do wyzdrowienia, ale do dalszego załamania, bo skutkuje tym, że zmniejsza dochód narodowy z którego pochodzą przychody budżetu państwa. To tylko dodatkowo utrudnia, a nie ułatwia osiągnięcie zamierzonego celu, czyli zmniejszenie deficytu budżetowego. Rząd brytyjski zanotował już 112 miliardów funtów więcej długu niż planował w momencie ogłaszania programu zmniejszenia deficytu w czerwcu 2010.

Po trzecie, dzisiejszy dług nie ma powiązania z obciążeniami przyszłych pokoleń. Nawet jeśli może to doprowadzić do powstania przyszłych zobowiązań podatkowych (a czasami tak to się kończy), aby zaspokoić transfery od podatników do obligatariuszy. Może to mieć niepożądane skutki dystrybucyjne. Ale staranie się, aby spłacić wszystkie długi teraz jest także w rzeczywistości obciążaniem przyszłych pokoleń: natychmiastowe obniżenie dochodów, spadek zysków, ucierpią fundusze emerytalne, projekty inwestycyjne zostaną zaniechane lub przełożone, a domy, szkoły i szpitale nie zostaną wybudowane. Przyszłe pokolenia będą w gorszej sytuacji, ponieważ nie będą miały do dyspozycji pewnych aktywów, które mogłyby mieć.

Po czwarte, nie ma związku między poziomem długu publicznego i ceną, którą rząd musi płacić za jego sfinansowanie. Stopy procentowe, które za swój dług płacą takie kraje jak Japonia, USA, Wielka Brytania i Niemcy są równie niskie, pomimo ogromnych różnic w poziomie zadłużenia i polityki fiskalnej.

I wreszcie po piąte, zmniejszenie kosztu finansowania zewnętrznego dla rządów nie spowoduje automatycznej obniżki kosztu kapitału dla sektora prywatnego. Pożyczki dla firm i ludności nie odbywają się po tzw. stopie wolnej od ryzyka, za którą przyjmuje się oprocentowanie amerykańskich obligacji skarbowych i wykazano, że ekspansywna polityka pieniężna może co prawda sprowadzić oprocentowanie obligacji rządowych w dół, ale będzie to miało niewielki wpływ na udzielanie nowych kredytów przez banki. W rzeczywistości zachodzi tutaj odwrotna reakcja: powodem, dla którego odsetki płacone przez państwo w Wielkiej Brytanii i innych krajach są tak niskie jest to, że oprocentowanie kredytów dla sektora prywatnego jest tak wysokie.

Dzisiaj w Europie nie mówi się o niczym innym jak pakt fiskalny i obniżenie zadłużenia publicznego. Oczywiście temat jest niezwykle ważny, ale trzeba uważać, aby nie wylać dziecka z kąpielą i przy okazji nie doprowadzić do jeszcze większego załamania w gospodarce. Dobrym przykładem niech będą dla nas gospodarki takich krajów jak Grecja, Portugalia czy Hiszpania w których mimo nieustannych cięć dług wcale nie spada, a jedyne co rośnie to niezadowolenie społeczne. No ale najważniejsze, że nastroje niemieckich przedsiębiorców są pozytywne, prawda?

Tekst na podstawie artykułu.

czwartek, 26 stycznia 2012

Reklamy banków 2011

Oceniałem już reklamy banków, które emitowane były w 2008 roku. Chociaż telewizję oglądam rzadko to i w tym roku sróbowałem wybrać dla Ciebie kilka tych, na które warto zwrócić uwagę. Niektóre są na prawdę zabawne!


Alior Bank - Obecność pana w meloniku w reklamach tego banku to już standard. Trzeba przyznać, że od początku konsekwentnie budują w ten sposób rozpoznawalność swojej marki. I do tego ciągle opowiadają o swojej wyższej kulturze bankowości (czy na pewno zawsze?)



Lukas Bank - Ktoś mógłby przetłumaczyć co tam mówią? Próbowali się trochę wyróżnić, ale nie wiem czy im się udało...



Credit Agricole - A tutaj kolejna reklama tego samego kredytu, tylko że już pod nową marką. Ta wydaje mi się o wiele lepsza.



ING - To on... doradca hipoteczny
Muszę przyznać, że mnie ta reklama rozbawiła :-)



Pekao SA - Reklama średnia, ale chociaż muzyka fajna.


PKO BP - Nie da się ukryć, że w tym roku królował Szymon. Czyżby w polskiej bankowości zajął miejsce M.Kondrata?



Firma Kantar Media, monitorująca rynek reklamy, podliczyła, że od stycznia do listopada 2011 banki wydały na spoty w telewizji, radio, prasie w kinie i plakaty na billboardach 1,2 mld zł. Są to dane cennikowe, od których reklamodawcy targują spore upusty. Ale nawet przy takim założeniu, wydatki reklamowe w 2011 r. były znacznie wyższe niż w ciągu 11 miesięcy 2010 r., kiedy koszty, też mierzone oficjalnymi taryfami, wyniosły 860 mln zł.

Największym sponsorem rynku był PKO BP. Reklama kosztowała lidera branży 132 mln zł i jest to kwota niemal 2,5-krotnie wyższa niż rok wcześniej. BZ WBK z budżetem 91 mln zł zajmuje drugie miejsce. Kampanie z Antonio Banderasem były znacznie droższe niż z Gerardem Depardieu, który w 2010 r. płacił po 100 zł matkom, żonom i córkom za otwarcie rachunku. Wtedy bank wydał na reklamę 55 mln zł. Na trzecim miejscu znalazł się Getin Noble.

niedziela, 22 stycznia 2012

Czy jest jeszcze jakaś nadzieja dla Włoch i innych zadłużonych krajów Europy?

Wiele osób mówi obecnie o "Planie na rzecz wzrostu", który pomógłby europejskim krajom z basenu Morza Śródziemnego pokonać kryzys. Brzmi to rozsądnie, tylko że w tzw. krajach PIIGS - Portugalia, Irlandia, Italia, Grecja i Hiszpania "planów rozwoju" nigdy nie brakowało. Co jest powodem obecnej zapaści i dlaczego tak trudno jest pokonać ten kryzys? Zachęcam Cię do przeczytania tekstu W. Streecka, który przetłumaczyłem na język polski.

Przystąpienie państw południowych do Unii Europejskiej było również wejściem do największego na świecie obszaru jednolitego rynku. Regionalne programy operacyjne i fundusze strukturalne Unii Europejskiej zostały przygotowane w celu sfinansowania infrastruktury potrzebnej biedniejszym krajom do wykorzystania nowych możliwości rynkowych. Następnie nastało euro, które w połączeniu z wysoką inflacją krajów południa Europy doprowadziło tam do niesamowicie niskich stóp procentowych. Rzeczywiście, łatwo dostępne kredyty przyniosły Portugalii i Hiszpanii rozkwit. Ale pieniądze, które powinny zwiększyć konkurencyjność tych krajów i dać im podstawę dla zrównoważonego wzrostu, zostały skierowane w złym kierunku - zamiast wzmacniać przemysł, stymulowały głównie spekulacje na rynku nieruchomości.

Czy Islandia może być wzorem dla zadłużonej Europy?

Co poszło nie tak? Dziś dowiadujemy się, że mimo udostępnienia nawet najlepszych warunków makroekonomicznych (niskich stóp procentowych) i hojnych funduszy infrastrukturalnych brakuje tam rodzimej klasy średniej - przedsiębiorców gotowych inwestować w długoterminowy rozwój przemysłu w swoim kraju. Przedsiębiorców, którzy chcieliby powiązać swój los z losem ich ojczyzny, w skrócie, patriotycznych elit gospodarczych. To niezwykle trudne zadanie w świecie, w którym przedsiębiorcy mają globalne alternatywy do inwestowania swoich pieniędzy i energii.

W krajach PIIGS istnieją patriotyczni przedsiębiorcy - na przykład w Katalonii i kraju Basków, w północnych Włoszech. Rzeczywiście okazuje się, że te regiony trzymają się całkiem nieźle w czasie kryzysu. Ale tam gdzie pieniądze znajdują się głównie w rękach rodzin arystokratycznych lub pseudoarystokratycznych (oligarchicznych) górę wziął kryzys. Deregulacja rynków kapitałowych sprzyja tym bogatym rodzinom, które nie chcą brudzić sobie rąk inwestowaniem w kraju, ale robią to na świecie - nieruchomości w Nowym Jorku, statki pływające pod koreańską banderą z karaibską lub chińską załogą lub po prostu zakup obligacji USA.

Europejskie państwa potrzebują miliardów!

W Grecji nie ma pieniędzy? Wręcz przeciwnie - klany rodzinne Onassis i Niarchos znajdują się wysoko na liście najbogatszych na świecie. Inwestują nie tylko w swoim kraju. Wiarygodne dane potwierdzają, że najbogatsi z krajów PIIGS płacą mniej podatków niż ich odpowiednicy w bogatej Europie północnej. Staje się oczywiste, że wszystkie kraje UE które korzystają z pomocy strukturalnej nie są w stanie opodatkować swoich oligarchów.

Jednocześnie ze względu na transfery środków z Unii zmniejsza się potrzeba zapewnienia skutecznego systemu kontroli. Północna Europa uzupełnia dziury spowodowane przez oszustwa podatkowe i eksport kapitału w Europie Południowej. Dotowana jest niepisana umowa z Południowymi post-faszystowskimi elitami, aby pozostawić je samemu sobie, a nie wywłaszczać na rzecz przedsiębiorczej klasy średniej. Zwłaszcza w Grecji, bogactwo koncentruje się w rękach kilku rodzin.

Siedem boleści włoskiej gospodarki

Czy to nie idzie zbyt daleko? Weźmy na przykład Włochy - kraj, który jest naprawdę dwoma krajami - północne Włochy są częścią zachodniego serca Europy i grają w tej samej lidze co Bawaria, Austria, Dolina Rodanu. Południowe Włochy są z drugiej strony podobne do Grecji, Portugalii lub dużej części Hiszpanii. To niesamowite, że południowe Włochy razem z północnymi mają wspólną walutę, dostęp do rynków i stóp procentowych, a także otrzymały szerokie wsparcie strukturalne, znacznie większe niż to na które mogły liczyć kraje takie jak Grecja. Nie zostało z tego nic z powodu archaicznej pre-kapitalistycznej struktury społecznej, której nie rusza się z powodów politycznych.

Gorzej - tak długo, jak płyną pieniądze z zewnątrz, Rzym nie musi walczyć z tymi, którzy kierują je do nieproduktywnych sektorów, takich jak np. luksusowa konsumpcja. W rzeczywistości środki pomocowe były wykorzystywane do kupowania poparcia politycznego dla partii rządzących w pogrążonych w stagnacji regionach. Bruksela pozytywnie opiniowała opracowane plany rozwoju, co degenerowało systemy korupcyjne.

Północni Włosi odrzucają dziś kategorycznie kolejne transfery do południowców. Liga Północna mówi nawet o możliwym podziale Włoch, co pozwoliłoby zachować Włochom z północy swoje pieniądze. Jeśli północni Włosi nie chcą płacić za południowych, mimo wszystkich swoich nadziei na to, że ich plany pozwolą wreszcie na wzrost, jak możemy oczekiwać od podatników z Niemiec, Danii czy Holandii aby zgadzali się na ciągłe dofinansowanie południowców?

Przedprzemysłowe struktury władzy południowych Włoch były do przyjęcia, gdy były one finansowane przez UE w ramach pomocy regionalnej z Europy Północnej. Środki te były przez pewien czas niemal wyłącznie do dyspozycji Włoch. Od kiedy pękła bańka kryzysu włoska spójność narodowa jest zagrożona.

Co dalej z euro?

Mamy nauczkę - wzrost gospodarczy nie jest jedynie funkcją makroekonomii, ale także struktury społecznej kraju. Krajom PIIGS nie udało się zaimplementować post-fordowskich struktur społecznych, które pobudzają przedsiębiorczość i innowacyjność. Teraz może być już za późno. Stare bogactwo może ulecieć tak szybko jak nigdy przedtem, a zbyt wiele czasu dla ubogich krajów zajmie nadrobienie zaległości do takich potęg jak Niemcy i Chiny.

Mści się obecnie, że post-faszystowskie demokracje Hiszpanii, Portugalii i Grecji przyjęły socjalistyczną drogę do nowoczesności. Zamiast reformowania kraju i ponownej redystrybucji dodano tylko więcej demokracji. Przypomnienie: We wszystkich tych krajach rozwijały się organizacje i partie komunistyczne. Utrzymanie ich z dala od władzy było kluczowe w procesie integracji krajów południa Europy z Unią Europejską, co z kolei było ambicją Niemców i Francuzów. Ale razem z marginalizacją euro-komunistów utracono także stare elity.

Nadzieją południowców był wariant postępu socjaldemokratycznego - pojednanie klas, liberalna demokracja i społeczna gospodarka rynkowa. Wierzono, że zachęcona integracją europejską powoli urośnie klasa średnia, która unowocześni przedsiębiorstwa i obali stare elity. To nie zadziałało. Kraje południowej Europy, które wzmocniły swoją socjaldemokratyczną ścieżkę muszą teraz płacić rachunek w postaci nowych planów wzrostu bez żadnych efektów w postaci wzrostu.

Autor oryginalnego tekstu, Wolfgang Streeck jest dyrektorem Instytutu Badań Społecznych Maxa Plancka.

czwartek, 19 stycznia 2012

Stiglitz: UE planuje "pakt samobójczy"

Laureat Nagrody Nobla Joseph Stiglitz powiedział, że nie jest kwestią kiedy ale tego jak upadnie euro. Kilka krajów UE boryka się z wysokim zadłużeniem i dużym deficytem budżetowym. Grecja, Portugalia i Irlandia otrzymały już kryzysową pomoc z MFW i UE. Jednak próby ustabilizowania gospodarki do tej pory nie zadziałały. Strach przed przeniesieniem się kryzysu do innych krajów a także to, że kryzys zadłużenia może wywrócić cały europejski system bankowy jest bardzo duży. Gdy banki mają trudności, ograniczają udzielanie kredytów. Niższa aktywność gospodarcza może prowadzić do niższego wzrostu gospodarczego i wzrostu bezrobocia.

- Nawet jeśli widzą, że ciągłe zwiększanie oszczędności prowadzi do załamania gospodarczego, to odpowiedzią jest dokręcanie śruby znowu i znowu powiedział Joseph Stiglitz podczas Azjatyckiego Forum Finansowego. Przed około 2000 uczestników forum Stiglitz porównał lekarstwo, które jest aplikowane na problemy UE z wenesekcją (leczeniem poprzez upuszczanie krwi) w Średniowieczu.

- To wszystko przypomina średniowieczną medycynę. To jak wenesekcja, gdzie lekarze upuszczali pacjentowi krwi, aby spuścić płyny, które uważali spowodowały chorobę mówi Stiglitz. - Kiedy po upuszczeniu krwi pacjent czuł się oczywiście gorzej, trzeba było upuścić mu jeszcze więcej krwi co kontynuowano do momentu, gdy pacjent był bliski śmierci. To co dzieje się teraz w Europie to pakt samobójczy.

Do jesieni zgodnie z podziałami związanymi z kryzysem zadłużenia podziały w Europie się jeszcze pogłębią. Po jednej stronie są ci, którzy uważają, że rozwiązaniem kryzysu jest obniżenie deficytu, przywrócenie zaufania na rynku finansowym, a tym samym zapewnienie dostępności do stosunkowo tanich kredytów. Na czele tej grupy stoi Angela Merkel, która także rozgrywa główne karty w Europie.

Na Azjatyckim Forum Finansowym brytyjski minister finansów George Osborne wyjaśnił dlaczego w ciągu ostatnich kilku lat w Wielkiej Brytanii dokonano dużych cięć w budżecie.

- Kiedy masz duży deficyt budżetowy, nie uzyskasz wzrostu gospodarczego jeśli nie przedstawisz wiarygodnego planu oszczędnościowego, gdyż inwestorzy nie będą chętni do tego, aby inwestować twoim w kraju powiedział Osborne. Stiglitz widzi to zupełnie inaczej.

- Nigdy nie odzyskasz zaufania jak długo w gospodarce będzie kryzys. I recesja będzie trwać tak długo, jak długo politycy będą wprowadzać kolejne cięcia i oszczędności mówi Stiglitz. Ma on mało wiary w to, że politycy zmienią swoją politykę. Dalsze duszenie pieniędzy będzie kontynuowane. Dlatego według Stiglitza można dyskutować nie o tym, czy euro się zawali, ale jak to się wydarzy.

- Ekonomiści dyskutują obecnie na temat najlepszego sposobu likwidacji euro. Może się to zdarzyć z powodu niepokojów społecznych mówi laureat Nagrody Nobla i podkreśla, że bezrobocie wśród młodzieży w Hiszpanii jest obecnie ponad 40 procentowe.

- Jak długo ludzie będą to zaakceptować? pyta Stiglitz.

Innym powodem dla którego euro może się załamać, będzie jeśli Europejski Bank Centralny przestanie pożyczać pieniądze dotkniętym kryzysem krajom poprzez zakup obligacji rządowych.

- To spowoduje kryzys, kryzys, który wstrząśnie światową gospodarką mówi Stiglitz.

Tekst powstał na bazie artykułu.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Nie będzie euroobligacji, ale powstaną Deutschland-obligacje?

Minister gospodarki landu Szlezwik-Holsztyn Jost de Jager zaproponował, aby stworzyć wspólne - federalne oraz landowe obligacje. Kanclerz Angela Merkel poparła ideę, aby w przyszłości zarówno długi federalne jak i landowe finansować poprzez wspólne emisje obligacji rządowych. Obecnie rząd federalny emituje swoje obligacje tzw. D-Bundy a landy swoje. Stworzenie Deutschland-obligacji pozwoli uzyskać spore oszczędności.

Federalny minister finansów Wolfgang Schäuble uważa że w zamian landy powinny zredukować swoje zadłużenie do 60 procent PKB. "Fakt, że stanowi to zachętę do nagradzania landów za redukcję zadłużenia, uważam za bardzo ciekawy pomysł Wolfganga Schäuble" powiedziała Merkel.

"Przyniosłoby to dużą ulgę dla landu Szlezwik-Holsztyn dzięki niższym stopom procentowym" powiedział de Jager, który 6-tego maja stratuje w wyborach regionalnych jako kandydat CDU. Słabsze landy takie jak Szlezwik-Holsztyn muszą obecnie płacić wyższe oprocentowanie niż rząd federalny. Oprocentowanie obligacji federalnych jest na historycznie niskim poziomie. Na ostatniej aukcji sześciomiesięcznych bonów, po raz pierwszy w historii, inwestorzy płacili niemieckiemu rządowi aby móc ulokować w nich pieniądze. Ich oprocentowanie było ujemne!

Debata na temat Deutschland-obligacji w Niemczech jest prowadzona równolegle do tej na poziomie UE, gdzie toczy się gra o to, aby zacząć emitować euroobligacje. W ten sposób państwa o słabej kondycji finansowej mogłyby skorzystać z dobrego ratingu kredytowego partnerów ze strefy euro i płacić niższe stopy procentowe na rynkach finansowych. Jest jednak jasne, że niemiecki rząd federalny nie zaakceptuje euroobligacji, ponieważ oznaczałoby to uwspólnienie zadłużenia. Takie działanie jest zabronione na mocy Traktatu UE a także w opinii niemieckiego Federalnego Trybunału Konstytucyjnego. Jednak na poziomie niemieckich landów, nie byłoby takich problemów prawnych, aby emitować wspólne federalne i landowe obligacje.

Merkel podkreśliła jednak, że aby to było możliwe potrzebna jest rozsądna polityka fiskalna landów. Pomysł Szlezwiku-Holsztyna idzie w dobrym kierunku konsolidacji, ale Północna Nadrenia-Westfalia, jako land znacznie bogatszy i co za tym idzie płacący niższe oprocentowanie za zaciągane długi, nie jest już do niego tak przekonana. Schäuble zasugerował podczas rozmów z władzami landów, aby każde z nich przedstawiło plany tego jak chcą zmniejszyć swoje zadłużenie do 60 procent.

Pomysł jest bardzo świeży i nie ma jeszcze nie-niemieckiej nazwy dla wspólnych obligacji, stąd nazwa Deutschland-obligacje. Co z niego wynika? Że bliższa ciału koszula. Ale czy to nie było już wcześniej oczywiste, że Niemcy nie będą się poświęcać za południowców? A właśni ziomkowie z bundes republik to już co innego. Ciężko przewidzieć jak realizacja tego pomysłu wpłynie na sytuację Polski, ale można sobie wyobrazić, że inwestorzy chętniej kupią kolejną partię niemieckich bonów niż polskich.

piątek, 13 stycznia 2012

Tylko śmieciowa praca dla młodych

Niskie wynagrodzenie, brak wakacji (chyba że przestaniesz pracować) czy emerytury, krótkoterminowe umowy, brak ubezpieczenia zdrowotnego. Młodzi ludzie w Europie Południowej decydują się na pracę na nędznych warunkach pod hasłem "kiepska robota jest lepsze niż brak pracy."

Sylvia wiedziała że będzie ciężko, ale nie aż tak. Z tytułem magistra reklamy 24-latka pracowała przez ponad dwa lata jako stażysta. Teraz zaczęła się zastanawiać czy to się kiedyś skończy. Zarabia 300 euro miesięcznie (ok. 1 350 zł), a robi to samo co jej koledzy zatrudnieni na umowę o pracę. Oznacza to, że zarabia tylko na to, aby móc wyjść z domu, gdyż kupno biletu na autobus i koszty obiadu zjadają większość jej wynagrodzenia. Mimo że międzynarodowa firma dla pracuje mówi dużo o ograniczeniu przepisów pozwalających stosowania umów o pracę bez świadczeń socjalnych (tzw. umów śmieciowych), Sylvia nie będzie narzekać - czuje się szczęśliwa, że w ogóle ma pracę. W Hiszpanii bezrobocie wśród młodzieży pozostaje na poziomie ponad 40 procent.

- Od kiedy byłam mała moi rodzice zachęcali mnie, żebym się uczyła i ukończyła studia to dostanę dobrą pracę. Ale i tak jestem szczęśliwa, że mam jakąkolwiek pracę, mówi Sylvia. Wśród 30 osób z mojej klasy, jestem wśród tych, którzy znaleźli najlepszą pracę. Sylvia nie chce podać swojego nazwiska, bojąc się kłopotów z pracodawcą.

Beznadziejna sytuacja młodych ludzi w Hiszpanii, Włoszech, Grecji i Portugalii jest namacalnym rezultatem kryzysu zadłużenia, który szaleje w Europie. Portugalia miała w ostatnich kilku latach jeszcze większe problemy gospodarcze niż Hiszpania i wielu młodych ludzi walczy o godne warunki w pracy do których mają prawo.

'Umowy niewolnicze' czy jak niektórzy mówią 'umowy śmieciowe', które do tej pory były obecne tylko w turystyce i rolnictwie, są obecnie wykorzystywane we wszystkich sektorach gospodarki. Problemy gospodarcze oznaczają, że wiele firm stara się unikać zatrudnienia osób na stałych umowach o pracę. 25 procent siły roboczej w Hiszpanii i 23 procent w Portugalii jest obecnie zatrudniona na czas określony. 80 procent nowych umów o pracę, które zostały podpisane w ostatniej dekadzie w Hiszpanii były tymczasowe. Dlatego w wielu krajach istnieją właściwie dwa systemy zatrudnienia. Jeden to osoby w średnim wieku, zatrudnione na stabilnych miejscach pracy i dobrych warunkach. Takie umowy są kosztowne i trudno je wypowiedzieć. Z drugiej strony wiele młodych ludzi boryka się z umowami na czas określony i są łatwo wykorzystywani przez cynicznych pracodawców.

Wymagania młodych osób poszukujących pracy się zmieniają. Wcześniej nie chcieli przyjść do pracy za mniej niż 1000 euro, a dziś takie wynagrodzenie jest dla nich jak najbardziej satysfakcjonujące. Ale w czasach oszczędności budżetowych i problemów gospodarczych ucierpiał zarówno sektor publiczny jak i prywatny. Zmieniły się wymagania i praca tymczasowa z 1000 euro miesięcznie bez świadczeń socjalnych nie jest taka zła.

- Wcześniej mówiliśmy o czasownikach jako czymś złym, a teraz jest już czymś pospolitym. Umowa na czas określony do 1000 euro miesięcznie jest w porządku, mówi profesor Jose Maria Martin z Narodowego Uniwersytetu Kształcenia na Odległość w Hiszpanii.

- Hiszpania staje się krajem ludzi, którzy uczą się w szkole do czasu 33 lat i nie mogą przejść na emeryturę, aż do ukończenia 75 lat, mówi przewodniczący związku zawodowego Ignacio Fernandez Toxo.

We Włoszech kryzys ekonomiczny pogorszył się na jesieni i tam także ciężko doświadczył młodych ludzi. Więcej niż jeden na czterech Włochów między 15 a 24 rokiem życia jest bezrobotny. 27-letni Frederico przechodził z jednej pracy tymczasowej do drugiej od kiedy skończył studia historyczne w 2009 roku. Wynagrodzenie 1000 euro miesięcznie staje się dla niego nieosiągalnym marzeniem.

- Byłem dzisiaj na rozmowie o pracę na jednoroczną umowę, ale nie spodobało mi się, bo zaproponowali mi 500 euro miesięcznie i miałbym pracować dziesięć godzin dziennie, mówi Frederico, który nie chce podać swojego nazwiska. Nadal mieszka z rodzicami, bo potrzebuje umowy o pracę aby móc coś wynająć. Ale młodzi ludzie, którzy mieszkają w domu, nie przyczyniają się do wzrostu, nie stymulują rynku mieszkaniowego, a także nie zakładają nowych gospodarstw domowych tworzących wzrost konsumpcji. Dla wielu młodych ludzi w Europie Południowej rok 2011 był trudny. Problem polega na tym, że 2012 może będzie jeszcze gorszy jeśli europejscy politycy nie rozwiążą problemów z zadłużeniem, a na to się nie zanosi.

W Polsce wcale nie jest lepiej, bo mamy najwyższy w Europie odsetek pracowników pracujących na umowach czasowych - aż 27 procent! Jeszcze dziesięć lat temu było ich jedynie 6 proc. W Unii Europejskiej na umowach czasowych zatrudnionych jest średnio 14 proc. Firmy wolą zatrudniać na takie umowy, bo potem łatwiej rozstać się z niepotrzebnymi osobami. W Polsce aż 65 proc. młodych ludzi poniżej trzydziestki pracuje na umowach śmieciowych, a wartość ta rośnie do 84 proc. jeśli weźmiemy pod uwagę tylko osoby do lat 24.

Ale jak już wspomniałem na początku wpisu - lepsza taka praca niż żadna. Sam znam osoby zatrudnione na umowę na czas określony - 10 lat! Właściwie to nie wiedzą jaki jest ich status. Nie dostaną kredytu mieszkaniowego (chociaż zarabiają tak niewiele że nawet na umowie na czas nieokreślony by go nie dostali), nie mogą układać sobie życia. A może czas wreszcie powiedzieć rządzącym, że wmawianie że jest dobrze nam nie wystarcza? I że rozwiązaniem problemu nie jest opodatkowanie umów czasowych jak proponował min. Boni, bo właśnie wysokie podatki są głównym powodem dla którego firmy decydują się zatrudniać ludzi w ten sposób.

Tymczasem pojawiły się nowe dane dot. bezrobocia w Unii Europejskiej. Eurostat podał, że 23.674 miliony ludzi w Unii pozostawało bez pracy w listopadzie 2011, z tego 16.372 milionów w strefie euro. Najniższe bezrobocie zanotowano w Austrii (4.0%), Luksemburgu i Holandii (po 4.9%), a najwyższe w Hiszpanii (22.9%), Grecji (18.8%) i na Litwie (15.3%). W całej Unii Europejskiej bezrobotnych jest 5.579 miliona młodych osób (do 25 roku życia). Najniższa stopa bezrobocia wśród młodych jest w Niemczech (8.1%), Austrii (8.3%) i Holandii (8.6%), a najwyższa w Hiszpanii (49.6%), Grecji (46.6%) i na Słowacji (35.1%)!

Ostatnie dane dla Polski znalazłem za rok 2010 i już wtedy w naszym kraju 28% młodych ludzi nie miało pracy! Ministerstwo Pracy szacuje, że stopa bezrobocia w Polsce w grudniu 2011 wyniosła 12.5% (wzrost o 0.4% w stosunku do listopada), a liczba bezrobotnych wyniosła 1 mln 983 tys. osób. Nie pozostaje nic innego jak tylko podziękować za podwyżkę składki zdrowotnej, która na pewno zachęci więcej firm do tworzenia miejsc pracy w Polsce. Dziękujemy Panie Premierze!

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Europejskie państwa potrzebują miliardów!

Wszyscy pytają co dalej z euro? Tak jak głosi tytuł wpisu europejskie państwa potrzebują miliardów! I nie chodzi mi tylko o zadłużone po uszy kraje południa Europy i coraz wyższe kwoty o których co chwilę słyszysz, że tylko one mogą pozwolić je uratować. Chodzi mi o wszystkie kraje europejskie, które żyją w stanie permanentnego deficytu budżetowego i muszą co roku emitować nowe obligacje, aby sfinansować swoją działalność. Ile pieniędzy potrzebują kraje strefy euro w 2012?

1. Włochy - Kraj Mario Montiego musi w 2012 roku zrolować dług w wysokości 307 miliardów euro, który pojawi się w postaci przedstawianych do wykupu obligacjach rządowych. To 19,3% PKB Włoch za 2011r. W 2013 r. będzie to kolejne 154.6 mld euro do wykupu.

2. Niemcy - W 2012 Niemcy muszą znaleźć nabywców na 273 miliardów euro, i jest to drugie największe do obsłużenia zadłużenie. Wynosi ono 10,6% PKB przewidywanego na rok 2011. W 2013 r. kanclerz Angela Merkel będzie musiała pozyskać nowe 186 mld euro.

3. Francja - Sama Francja ma 240 miliardów euro długu w obligacjach, które musi wykupić w 2012 roku, co stanowi 12% jej PKB w 2011 r. 2013 r. przyniesie dodatkowe 125,3 miliardów euro do wykupu.

4. Hiszpania - Pod rosnącą presją ze strony rynków finansowych, kraj ten musi pozyskać 132,2 miliardów euro w 2012 roku na spłatę obligacji rządowych. Stanowił to 12,2% PKB przewidywanego na rok 2011. 2013 r. dług do wykupu będzie mniejszy - 82,8 mld euro.

5. Belgia - kraj w którym nie było rządu przez ponad 500 dni po wyborach parlamentarnych w 2010 roku. W 2012 roku musi obsłużyć 56,6 miliardów euro zapadającego zadłużenia. Jest to 15% PKB za 2011 rok. W następnym roku będzie to 30 mld euro.

6. Holandia - Premier Holandii Mark Rutte w 2012 r. musi wykupić obligacje na łączną kwotę 55,6 miliardów euro, czyli 9,2% PKB tego kraju za 2011. W 2013 do wykupu jest kolejne 31 mld euro.

7. Grecja - W dniu 11 listopada 2011 r. Lucas Papademos, były wiceprezes Europejskiego Banku Centralnego, został zaprzysiężony jako nowy premier Grecji. Jego kraj bardzo zadłużony kraj będzie musiał znaleźć 43,3 miliardów euro na spłatę długów wymagalnych w 2012 r. Jest to solidne 19,6% greckiego PKB na 2011 rok. W następnym roku będzie trzeba pozyskać 27,8 mld €.

8. Portugalia - Od czerwca 2011 nowym premierem Portugalii jest Passos Coelho. Jego kraj będzie musiał spłacić 22,2 miliardów euro w 2012 roku, które wynoszą 12% PKB. W 2013 do pozyskania 10,8 mld euro.

9. Austria - Ten mały alpejski kraj rządzony przez kanclerza Wernera Faymanna musi zapewnić 18 mld euro na spłatę obligacji w 2012 roku, co stanowi 6% PKB. 2013 r. to konieczność spłaty kolejnych 17,5 mld euro.

10. Finlandia - kraj ten będzie musiał refinansować 14,8 miliardów euro w roku 2012. To 7,7% fińskiego PKB. W następnym roku do spłaty będzie znacznie mniej, bo 6,3 mld €. Finlandia niedawno zażądała zastawu od Grecji za swój udział w europejskim pakiecie ratunkowym.

11. Irlandia - Premiera Irlandii Enda Kennyego, który urzęduje od marca 2011 roku, będzie musiał spłacić 5,6 miliardów euro obligacji, które zapadają w 2012 r. To 3,6% PKB za rok 2011 - nie wiele w porównaniu do innych krajów. W następnym roku do spłaty będzie ponownie 6,1 mld euro.

12. Słowacja - Słowacja ma do spłaty w 2012 roku obligacje na kwotę 4.8 miliarda euro, a w 2013 kolejne 3,7 mld euro. Obligacje, które trzeba będzie wykupić w 2012 r. odpowiadają ok. 7.5% PKB za 2011.

Podsumowując powyższe dwanaście największych krajów strefy euro musi pożyczyć w 2012 r. 1 173.1 mld euro (1.2 biliona euro!). Piszę musi pożyczyć, bo przecież nie da się obecnie sfinansować wykupu tych obligacji w żaden inny sposób, one po prostu muszą być zrolowane.

A co u nas? W 2012 Polska musi wykupić obligacje za 103,3 miliardy złotych (ok. 23 mld euro) co stanowi ok 7,3% PKB. To na prawdę nie mała kwota i może być niezwykle ciężko pozyskać ją na rynku. Szczególnie że nie jesteśmy krajem pierwszego wyboru do lokowania kapitału w długu. Pierwszy duży wykup już 25. stycznia - minister finansów musi pozyskać na rynku wtedy ok. 22.5 mld złotych. Zapowiada się ciekawy rok przed nami!

piątek, 6 stycznia 2012

Szokujące prognozy Saxo Banku na rok 2012

Saxo Bank opublikował swoje szokujące prognozy na rok 2012. Większość z nich wydaje się dziś mało prawdopodobne, ale jak to mówią - nigdy nie mów nigdy. Prognozy jak to prognozy, wcale nie muszą się wydarzyć, ale gdyby nawet część z nich miała miejsce to miałyby one znaczący wpływ na rynki.

A oto odważne i szokujące prognozy Saxo Banku na 2012 r.:

1. Akcji Apple Inc spadną o 50 procent w stosunku do maksymalnej wartości z 2011
We właśnie się rozpoczynającym roku 2012 Apple będzie musiał stawić czoła wielu konkurentom, takim jak Google, Amazon, Microsoft / Nokia i Samsung, na rynku najbardziej innowacyjnych produktów - iPhone oraz iPad. Apple nie będzie w stanie utrzymać swojego 55% udziału w rynku (trzy razy tyle co Android) oraz 66% na rynku iOS i iPad.

2. UE ogłosi przedłużony urlop dla banków w 2012
Grudniowe zmiany traktatu UE okażą się niewystarczające do rozwiązania potrzeb finansowych UE, zwłaszcza Włoch i kryzys zadłużenia powróci na rynki z impetem w połowie roku. W odpowiedzi to giełdy spadną o 25% w krótkim czasie, co skłoni polityków aby ogłosić dłuższy urlop dla banków. Wszystkie europejskie giełdy i banki zostaną zamknięte na tydzień lub więcej. Co dalej z euro?

3. Nieznany dotąd kandydat wygra wybory do Białego Domu
W 1992 roku miliarderowi z Texasu, Ross Perot, udało się wykorzystać recesję i obrzydzenie do polityki, aby zebrać 18,9% głosów. Trzy lata rządów Obamy przyniosło zbyt mało zmian i tylko dodatkowe powszechne rozczarowanie z całego amerykańskiego systemu politycznego, w związku z czym warunki dla kandydat z trzeciej partii nigdy nie były lepsze niż obecnie. Ktoś z silnym programem prawdziwych zmian zgłosi swoją nominację na początku 2012 roku i zgarnie prezydencję w listopadzie w jednym z najbardziej kluczowych głosowaniu w historii Stanów Zjednoczonych, przy poparciu 38% głosów.

4. Australia wejdzie w recesję
Skutkiem spowolnienia chińskiej gospodarki będzie wepchnięcie innych krajów Azji i Pacyfiku w recesję. Jednym z krajów silnie zależnych od rozwoju chińskiej gospodarki jest Australia z jej dużym uzależnieniem od górnictwa i zasobów naturalnych. Jak tylko chiński popyt na te towary osłabnie, Australia wejdzie w recesję, która zostanie pogłębiona przez załamanie w sektorze mieszkaniowym - pół dekady po pozostałych krajach rozwiniętych.

5. Nowe regulacje Basel III doprowadzą do nacjonalizacji 50-ciu banków w Europie
Rośnie ciśnienie na europejski system bankowy w związku z nowymi wymogami kapitałowymi i nowe regulacje powodują, że banki muszą znaleźć dodatkowy kapitał w wielkim pośpiechu. To powoduje wyprzedaż aktywów finansowych mimo, że na rynku jest mało chętnych na zakupy. Zamrożenie europejskiego rynku międzybankowego spowoduje że, nieufni w systemy gwarancji depozytów poręczanych przez niewypłacalne rządy, oszczędzający zaczną run na banki (zaczną masowo wypłacać swoje depozyty). Ponad 50 banków będzie wymagało wsparcia poprzez nacjonalizację, a kilka znanych marek przestanie istnieć. (Pisałem już o tym, że banki zwalniają, gdyż muszą poprawić swoje wyniki)

6. Szwecja i Norwegia zastąpią Szwajcarię jako bezpieczną przystań
Jak widzieliśmy na przykładzie Szwajcarii, bycie bezpieczną przystanią w świecie kryzysu zadłużenia powoduje szereg zagrożeń dla gospodarki kraju. Rynki kapitałowe obu krajów są znacznie mniejsze niż Szwajcarii, ale Szwajcarzy agresywnie dewaluują własną walutę i zarządzający funduszami poszukują nowych bezpiecznych przystani dla kapitału. Przepływ pieniędzy na rynki obligacji obu państw stanie się tak popularny, że 10-letnie obligacje będą oprocentowane ponad 100 punktów bazowych poniżej także uważanych za bezpieczne niemieckich bundów.

7. Szwajcarski Bank Narodowy wygra i przesunie kurs EURCHF do 1,50
Szwajcarski upór w walce przeciwko aprecjacji swojej waluty opłaci się w 2012 roku. Z powodu zależności szwajcarskiej gospodarki od eksportu, w dalszym ciągu będzie ona cierpiała w 2012 roku z powodu siły CHF, w związku z tym SNB i rząd podejmą dalsze kroki aby zapobiec kolejnym szkodom i wprowadzenie nawet ujemne stopy procentowe, aby wywołać ucieczkę kapitału z tego kraju i dzięki temu uda im się sprowadzić kurs EURCHF do poziomu 1,50 w ciągu najbliższego roku.

8. Kurs USDCNY urośnie o 10 procent do 7,00
Z powodu malejących zysków z rynku mieszkaniowego i coraz niższych marż eksporterów Chiny znajdą się na krawędzi "recesji", czyli 5-6 proc wzrostu PKB. Chińscy decydenci przyjdą na ratunek eksporterom poprzez umożliwienie spadku renminbi wobec dolara - podsycanego przez amerykański status bezpiecznej przystani w czasie globalnego spowolnienia gospodarczego i obecnych problemów z zadłużeniem w strefie euro. Doprowadzi to do zmiany pary USDCNY do 7,00, czyli 10 procentowego wzrostu.
Jak na razie to ruchy były raczej w drugą stronę i mówi się o końcu ery dolara.

9. Baltic Dry Index wzrośnie o 100 procent
Niższe ceny ropy naftowej w roku 2012 mogą doprowadzić do wzrostu indeksu Baltic Dry w związku ze spadkiem kosztów. Brazylia i Australia zwiększą dostawy rudy żelaza co doprowadzi do dalszego obniżenia cen i zaspokoi rosnące zapotrzebowanie na ich import ze strony Chin w celu zapewniania surowców produkcji przemysłowej. W połączeniu z łagodzeniem polityki pieniężnej doprowadzi to do masowego skoku popytu na rudę żelaza.

10. Ceny pszenicy wzrosną dwukrotnie
Cena pszenicy CBOT podwoi się w 2012 roku po najgorszych zbiorach w 2011 roku. Razem z 7 miliardami ludzi na ziemi i ciągłym dodrukiem pieniędzy przez banki centralne, złe warunki pogodowe na całym świecie sprawiają, że będą to trudne lata na rynku produktów rolnych. Wzrost cen będzie szczególnie widoczny na rynku pszenicy, gdzie spekulanci którzy mają obecnie jedną z największych krótkich pozycji w historii, będą napędzać ceny w kierunku rekordowego 2008 roku.

Steen Jakobsen, Główny Ekonomista Saxo Bank, powiedział: "Nasze straszne prognozy zostały przygotowane w celu zachęcania inwestorów do niestandardowego myślenia i przygotowania się do zmian zachodzących na świecie . Nieszablonowe myślenie rzadko jest łatwym ćwiczeniem, ale nie jest nim także radzenie sobie z przykrą niespodzianką do której nie udało się nam przygotować w żaden sposób."

Wierzyć lub nie. Faktycznie lepiej to przemyśleć i spróbować przygotować się na najgorsze. Szczególnie, że nic nie wskazuje na to, żeby miało nam być jakoś lepiej.

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Chińsko-japońska umowa walutowa - koniec ery dolara!

Japonia i Chiny podpisały umowę w której zdecydowały się na rozliczanie swojej wymiany handlowej we własnych walutach - jenie i renminbi, bez udziału dolara jako waluty pośredniej. Dla dolara i euro będzie to silne uderzenie, szczególnie w tak trudnym dla nich okresie kryzysu. Nie ma wątpliwości, że to początek końca ery dolara.

Chiny i Japonia zamierzają w przyszłości zapewnić bezpośredni i płynny rynek wymiany dla swoich walut - jena i renminbi. Ponadto Japonia planuje zacząć kupować chińskie obligacje rządowe, co było wcześniej prawie niemożliwe ze względów regulacyjnych. Premier Japonii Yoshihiko Noda i chiński premier Wen Jiabao zapowiedzieli te zmiany po swoim grudniowym spotkaniu w Pekinie. Realizacja umowy zawartej między drugą i trzecią największą gospodarką na świecie osłabi w konsekwencji rolę dolara jako światowej waluty rezerwowej, ponieważ do tej pory około 60 procent ich wspólnej wymiany handlowej - w 2010 r. około 340 miliardów dolarów (260 miliardów euro) - dokonywane było za pośrednictwem dolara.

W związku ze stopniową liberalizacją chińskiej waluty, umowa zaboli zarówno członków strefy euro jak i Stany Zjednoczone w związku z ich własnym długiem. Zarówno USA jak i państwa strefy euro są bardziej zależne niż kiedykolwiek od woli innych państw do tego, aby w dalszym ciągu masowo kupowały dolara i denominowane w euro obligacje rządowe. Wielkie nadzieje w tym zakresie pokładane są w Chinach i Japonii, które razem mają około 4.5 biliona dolarów rezerw walutowych i to w dużej mierze w dolarach amerykańskich, ale do tej pory miały trudności aby utrzymywać je odpowiednio w jenach czy renmibi.

Chiny i Japonia w ostatnich tygodniach podeszły raczej z rezerwą do zakupów na większą, niż do tej pory, skalę obligacji rządowych denominowanych w euro. Oba te kraje również czują się nieswojo z uzależnieniem od dolara, które jest tym większe, im wyższe są ich własne rezerwy rezerwy walutowe powstałe w związku z nadwyżkami eksportowymi. "Biorąc pod uwagę samą skalę handlu dwóch największych gospodarek Azji między sobą, ta umowa jest dużo ważniejsza niż wszelkie inne umowy walutowe zawarte przez Chiny w przeszłości" powiedział Ren Xianfang, ekonomista IHS Global Insight w Pekinie dla agencji informacyjnej Bloomberg.

Otwierając swój własny rynek dla obligacji rządowych Chin, Japonia uzyskałaby alternatywę dla dolara i euro. Ze względu na potencjał aprecjacji, renminbi jest główną alternatywą dla dolara amerykańskiego i euro jako atrakcyjna waluta inwestycyjna. Do tej pory chińskie władze nie akceptowały silniejszego umocnienia swojej waluty niż dwa do czterech procent rocznie w celu zwiększenia własnej konkurencyjności w eksporcie. Dlatego zwłaszcza banki centralne krajów o wysokich rezerwach walutowych przez lata starały się inwestować w dolarach i euro zamiast w renminbi.

Japonia wprowadzi teraz formalne zmiany, aby od roku 2012 mieć możliwość zakupu chińskich obligacji denominowanych w renminbi i zainwestuje w nie początkowo "niewielką sumę". Nie wątpliwe pokazuje to, że era dolara chyli się ku upadkowi, a poszczególne kraje szukają bezpiecznych przystani w których będą mogły lokować swoje rezerwy walutowe i nie narażać się na ryzyko monetyzacji długu publicznego poprzez dodruk pustego pieniądza przez USA czy strefę euro.