Jak uratować euro to pytanie które zadają sobie teraz tęgie głowy w całej Europie. Niektórzy uważają, że kluczem w rozwiązaniu tej sytuacji powinien być Europejski Bank Centralny. Inni, że strefa euro powinna być zostać ograniczona a słabsi członkowie usunięci.
Czy Islandia może być wzorem dla zadłużonej Europy?
Poniżej rozmowa dwóch niemieckich ekonomistów o przyszłości europejskiej waluty. J.Starbatty to emerytowany profesor ekonomii na Uniwersytecie w Tübingen. W 1998 roku złożył oficjalny protest przeciwko wprowadzaniu euro, i ponownie w zeszłym roku przeciwko pomocy dla Grecji. P.Bofinger, jest profesorem na Uniwersytecie w Würzburgu i jest członkiem zespołu ekonomistów, który doradza rządowi Republiki Federalnej Niemiec. Jedyne w czym się ci dwaj Panowi zgadzają to, że trzeba coś zrobić i to szybko.
Panie Starbatty, Panie Bofinger, czy euro można jeszcze uratować?
Starbatty: Wszystkie środki, które są obecnie planowane przyniosą efekty w długoterminowej perspektywie. A plan ratunkowy jest potrzebny już na teraz. Dlatego wielu polityków chce wyciągnąć tzw. bazookę i wpompować pieniądze w rynek poprzez Europejski Bank Centralny (EBC) lub wprowadzenie euroobligacji. Oba te sposoby są złe. Lepiej byłoby, aby zmniejszyć unię walutową do twardego jądra, które może utrzymać euro.
Bofinger: To byłaby katastrofa. Ale zgadzam się z Tobą, że czas jest najważniejszy. Wysokozadłużone kraje muszą być w stanie pożyczać z rozsądnymi stopami procentowymi, aby nie zbankrutować. Można to osiągnąć poprzez euroobligacje. A jeśli nie można ich wprowadzić tak szybko, EBC musi stabilizować cały system (finansowy). Działając w ten sposób nie powoduje wzrost inflacji, ale w rzeczywistości nie dopuszcza do deflacji.
Czy nie obawiacie się, że presja, aby przeforsować oszczędności i reformy zniknie tak szybko, jak EBC użyje bazooki?
Bofinger: Niemieccy politycy nie zauważyli, że te kraje już znacznie zmniejszyły swoje deficyty. W porównaniu do 2009 r. deficyty spadły we wszystkich krajach pogrążonych w kryzysie. Włochy są drugim najbardziej solidnym państwem grupy G-7, tuż za Niemcami. Rynki tego nawet nie zauważyły.
Starbatty: Politycy chcą zyskać na czasie dla zadłużonych krajów, pożyczając im pieniądze, w nadziei, że odzyskają je gdy te kraje wydobędą się z kłopotów. Ale ta strategia nie działa. Rynki to wiedzą stąd wzrosty stóp po których pożyczają im pieniądze.
Rentowność papierów idzie w górę, ponieważ inwestorzy sprzedają obligacje. Jak można zatrzymać ten odpływ inwestor?
Starbatty: Ponieważ punkty zapalne w strefie euro nie są izolowane, iskry przeskakują na zdrowe kraje. Każdy wie, że jeśli kraje słabsze mają być uratowane, dwa kraje - Niemcy i Francja - ostatecznie poniosą cały ciężar tej operacji. Tak więc najważniejsze pytanie brzmi: Jak długo jeszcze Niemcy są gotowi zapłacić? A jak długo Francuzi są w stanie płacić? Inwestorzy wierzą, że nie potrwa to już długo, tak samo i agencje ratingowe.
Bofinger: Dobrze opisałeś zachowanie strefy euro jak 17 różnymi krajami starającymi się rozwiązać problemy indywidualnie. W rzeczywistości, prawdziwe pytanie brzmi, czy Niemcy mogą być ostatecznym gwarantem dla wszystkich. Dlatego musimy odwrócić kolej rzeczy i powiedzieć: Teraz będziemy działać jako jedno ciało. Jeśli Włochy będą mogły korzystać z długu przez euroobligacje, zawsze będą w stanie zebrać potrzebne pieniądze, nawet jeśli musiałyby refinansować 300 mld euro w długu w przyszłym roku. To pozbawia spekulantów możliwości rozgrywania poszczególnych krajów przeciwko sobie.
Starbatty: Powiem to jeszcze raz: Myślę, że jest to złe rozwiązanie. Uwspólnianie odpowiedzialności zawsze powoduje nieostrożne obchodzenie się z pieniędzmi innych ludzi.
Bofinger: Oczywiście, obligacje muszą być powiązane z bardziej rygorystycznymi wymogami dotyczącymi dyscypliny fiskalnej.
Starbatty: Mieliśmy ustalone zasady: nie ma klauzuli ratunkowej...
... która oznacza, że żaden kraj euro nie może odpowiadać za długi innego.
Starbatty: Ale ta zasada została zepchnięta na margines. Pani Christine Lagarde, była minister finansów Francji, mówi, że naruszamy traktaty w celu ratowania euro. I to się powtórzy.
Bofinger: Nie sądzę, nie jeśli powstaną dobre zasady.
Starbatty: Myślę, że jesteś trochę naiwny. Ludzie wprowadzą nowe zasady budżetowe, aby wprowadzić euroobligacje i jak tylko będą je mieli, to zapomną o zasadach następnym razem gdy tylko pojawi się problem.
Bofinger: Z euroobligacjami, byłoby o wiele trudniej zdestabilizować cały system. Gdy wszystko jest zabezpieczone, mogę, jeśli to konieczne, wyrzucić wszystkie kraje, które nie przestrzegają zasad. Na przykład, każdy kraj będzie musiał mieć akceptację dla swojego budżetu przez Parlament Europejski. Jeśli jego polityka fiskalna zostanie uznana jako niewystarczająca będzie możliwe nałożenie dodatkowych obciążeń w postaci krajowych podatków.
To byłoby równoznaczne z unią fiskalną.
Bofinger: Nawet nie szli byśmy tak daleko. Wystarczyłby czasowy wzrost podatków od przychodu i podatku od towarów i usług (VAT). Możliwość ta będzie musiała być zapisana w konstytucjach poszczególnych krajów.
To jednak wymagałoby zmiany konstytucji krajowych.
Bofinger: Wierzę, że w zamian za euroobligacje większość krajów byłaby skłonna się na to zgodzić.
Starbatty: Cały czas mówisz "może" i "powinien". Takie zdania normatywne są nieprzekonujące dla ekonomisty, który pracuje z faktami. Do tej pory zawsze było tak, że to nie przepisy nie kształtowały zachowania, ale że w rzeczywistości zachowania miały wpływ na zasady.
Bofinger: Jeśli nie ma pewności w procesie politycznym, to przyzwolenie na wysadzenie wszystkiego w powietrze byłoby następnym logicznym krokiem. Ponieważ rynek nie działa jako narzędzie dyscypliny. Rynek jest chaotyczny. Do 2008 r. nie widział co się dzieje w Grecji, a następnie się obudził. Teraz nie zauważył, że kraje zmniejszyły swoje deficyty, w rzeczywistości nie rozróżnia niczego w ogóle.
Starbatty: Wpędzasz się w kłopoty gdy próbujesz wyeliminować prawa ekonomii. Mogę wam powiedzieć, co się stanie, gdy nastaną euroobligacje. Po dwóch lub trzech miesiącach napotkasz te same problemy jak poprzednio.
Więc na sam koniec EBC będzie musiał użyć bazooki?
Starbatty: Inflacja jest zawsze długoterminową konsekwencją finansowania się przez rząd za pośrednictwem banku centralnego. Jeżeli EBC ma taką samą ilość papieru i po prostu drukuje na nim większą wartość pieniężną to jest równoznaczne z fałszowaniem.
Bofinger: Gdzie są drukowane pieniądze? o czym ty mówisz?
Starbatty: Bazooka oznacza nic innego jak drukowanie pieniędzy.
Bofinger: Jeżeli EBC kupuje obligacje od banku komercyjnego, ten bank otrzymuje kredyt na swoim koncie w EBC. Ani jedno euro nie jest drukowane w takim przypadku. Inflacja może wystąpić tylko wtedy, gdy banki, z uwagi na niską stopę procentową banku centralnego, rozpoczęłyby udzielać kredytów na dużą skalę. Sposób, w jaki obecnie rozwija się gospodarka powoduje, że banki nie są teraz zainteresowane rozdawaniem kredytów dookoła. Ale nawet jeśli by tak robiły, EBC może podnieść stopy procentowe w każdej chwili aby ograniczyć akcję kredytową.
Starbatty: Prawo zabrania bankowi centralnemu finansować kraje w sposób bezpośredni. Oczywiście, to zależy od sytuacji gospodarczej, ale w dłuższej perspektywie fałszowanie pieniądza doprowadzi do inflacji. W przeszłości, jeśli władca wybił dwa razy tyle monet z tej samej ilości złota były one warte mniej. EBC powinien robić dokładnie to samo.
Bofinger: Mówisz o rosnącej podaży pieniądza. Ale to co robi EBC nie zwiększa podaży pieniądza. Ona zwiększa się tylko, gdy banki udzielają więcej kredytów. Poza tym to co robi EBC nie jest zabronione. To klasyczne operacje otwartego rynku, a nie bezpośredni zakup nowych obligacji rządowych.
Jeśli odpływ inwestorów od obligacji rządowych nadal się utrzyma, EBC nie będzie prawdopodobnie w stanie uniknąć skupu obligacji bezpośrednio od krajów
Bofinger: EBC ma tylko zasygnalizować, że nie pozwoli na wzrost oprocentowania tych obligacji powyżej 5 proc. Może to kontrolować przez rynek wtórny.
Starbatty: Myślę, że wykorzystanie euroobligacji i bazooki jest niebezpieczne. Myślisz, że one są wspaniałe.
Bofinger: Nie, ja tylko mówię, że jesteśmy w takiej sytuacji jak ta, którą mieliśmy na jesieni 2008 roku. System finansowy musi zostać ustabilizowany bezpośrednio, a następnie tak szybko jak to możliwe muszą zostać zmienione zasady. Ale powiedz mi, co to jest to czego Ty chcesz!
Starbatty: Konsolidacji euro!
Bofinger: Kogo? W jaki sposób?
Starbatty: Programy ratunkowe, które stanowią naruszenie traktatów, muszą być zatrzymane. Kraje, które uważają, że powinny być częścią strefy euro muszą się bardziej postarać. Ci którzy wolą wyjść tak, aby mogli zdewaluować swoje waluty i ponowne odzyskać konkurencyjność powinni to zrobić. W przeciwnym razie cała ta sprawa wybuchnie nam prosto w twarz. Zgadzam się z Tobą w tej sprawie.
Bofinger: Ale w takim przypadku, to naprawdę wybuchnie nam prosto w twarz. Kiedy kraje rozpoczną się wycofywać zadziała reakcja łańcuchowa.
Starbatty: Należy zaakceptować rzeczywistość, że kraje nie rozwiążą ich problemów w unii walutowej.
Bofinger: Ale te problemy nie są nam dane od Boga. Wynikają one z faktu, że Włochy i Hiszpania muszą płacić 7 procent odsetek.
Starbatty: Ze względu na swoje problemy!
Bofinger: Nie, ponieważ rynki są w panice. One nie reagują na dane fiskalne, albo inaczej Japończycy i Amerykanie, którzy nie starają się tak jak Włochy, również powinni płacić 7 lub 8 procent. Inwestorzy obawiają się po prostu o swoje pieniądze i mają stadną mentalność.
Starbatty: Nie. Inwestorzy zwracają szczególną uwagę, czy dany kraj może poradzić sobie ze swoimi długami. I kiedy czują, że nie może, wolą wyjść wcześniej niż później.
Bofinger: Ale to staje się samospełniającą się przepowiednią: im więcej inwestorów ucieka, tym wyższe są stopy procentowe i tym bardziej prawdopodobne staje się, że kraj może nie być w stanie obsługiwać swojego zadłużenia.
Starbatty: Włochy, zanim dołączyły do unii walutowej w 1995 roku miały 6,2-procentowy udział w rynku światowym. W 2009 roku było to tylko 2,8 proc. Jak ten kraj ma wygenerować niezbędne nadwyżki? Te problemy nie zostaną rozwiązane przez euroobligacji lub pieniądze z prasy drukarskiej.
Bofinger: Jeśli kraje takie jak Portugalia mają problem z konkurencyjnością to także dlatego, że, w znacznie większym stopniu niż Niemcy napotkały nową konkurencję z krajów takich jak Chiny i Rosja. To wydarzyłoby się i bez euro.
Starbatty: Ale gdyby mieli swoją własną walutę byliby w stanie ją zdewaluować.
Więc czy kraje strefy euro są zbyt różne, by być zespolone w jednej walucie, tak jak eurokrytycy twierdzili od początku?
Bofinger: Istnieją również duże różnice w zdolnościach produkcyjnych w Stanach Zjednoczonych. Problemem jest to, że my w Niemczech staraliśmy się zwiększyć swoją pozycję przez powstrzymywanie wzrostu płac. Teraz jasne, że była to błędna polityka. Przyczyniliśmy się do zmniejszenia konkurencji w obrębie strefy euro, podobnie jak Hiszpanie i Portugalii na drugim końcu.
Starbatty: Błąd polega na tym, że słabe kraje unii monetarnej nie zmieniły swojej polityki. One korzystały z niskich stóp procentowych zamiast modernizować swoje gospodarki. Niemcy zachowywali się inaczej, dlatego teraz mamy wyraźne różnice w unii walutowej. Niektóre kraje są zbyt konkurencyjne, podczas gdy inni nie mogą już nadążyć. Greckie euro jest znacznie zawyżone, a niemieckie euro jest mocno zaniżone. Dlatego, jak Chińczycy jesteśmy na ławie oskarżonych.
Czy różnice w unii walutowej mogą zostać zmniejszona, czy też silne kraje muszą wspierać słabych stałe?
Starbatty: Transfery są automatyczną konsekwencją, gdy mamy różne gospodarki w jednej unii monetarnej. Słaba stabilność importu i eksport miejsc pracy. Widać to w północnych i południowych Włoszech, a także w zachodniej i wschodniej części Niemiec. Będzie jeszcze więcej transferów, chyba że nastąpią jakieś zmiany. I nie wyniosą ok. 15 mld euro ile wyniosły w UE aż do teraz, ale będą o wiele większe. Ale to nie zadziała bez zmiany konstytucji, ponieważ strefa euro będzie się miała silne cechy federacji. W przeciwnym razie znów znajdziemy się przed Federalnym Sądem Konstytucyjnym. Musi odbyć się referendum w tej sprawie.
Bofinger: Nie widzę powodu, dla transferów na stałe na wysokim poziomie. Kraje są już w proces redukcji deficytu na rachunku bieżącym. Warunkiem jest, że gospodarka się nie zawali, że stopy procentowe pozostaną na rozsądnym poziomie i że potencjał wzrostu się zwiększy.
Starbatty: Ty zawsze mówisz zdania warunkowe. Jako ekonomista powinieneś wiedzieć, że konsekwencją unii i transferów jest nie jest to, że słabi nie są już słabi, ale że silni nie są już dłużej silni.
Jedynym sposobem, aby mówić o rozpadzie unii walutowej jest zdania warunkowe. Panie Starbatty, jak można to sobie wyobrazić w konkretny sposób?
Starbatty: Oczywiście będzie to bolesny moment jeśli rozpada się coś co przez 12 lat było razem. Ale i jest takie powiedzenie: Lepiej mieć przerażający koniec niż horror bez końca. (It's better to have an end with horror than horror without end)
Wyjście Grecji, Włoch i innych krajach miałoby dramatyczne konsekwencje dla systemu finansowego.
Starbatty: Jeśli Grecja przywróci drachmę, rynek będzie rozregulowany na początku. Ale to nie jest problem dla Grecji. Widzieliśmy, to samo stało się w Argentynie, Tajlandii i Indonezji.
Bofinger: Dewaluacja z pewnością nie byłaby rozkoszą dla tych krajów.
Starbatty: Nie, ale kraje te po raz kolejny stałyby się szanowanym członkami globalnej gospodarki. Oczywiście banki miałyby problemy jeśli Grecji by zbankrutowała. Nie da się wyciągnąć nic z kieszeni nagiego mężczyzny. Ale wtedy Grecja mogłaby zacząć wszystko od nowa.
Bofinger: Mówisz o Grecji, ale ignorujesz reakcję łańcuchową. To naiwne wierzyć, że mały statek popłynie po prostu po zrzuceniu trochę balastu za burtę. Kopiemy sobie dołek a na koniec będziemy sami w tym oceanie globalizacji. Nie, jedyne motto którym powinniśmy się kierować jest taki: wszystko albo nic. Jeśli uwolnisz dżina z butelki, nie zatrzyma się, dopóki nie wrócimy do poziomu z 1998 r.
Myślę, że jeden z tych Panów ma rację. Tylko czas pokaże który. Ja myślę, że jak butelka z dżinem stanie się za ciężka aby ją ciągle nosić przy sobie, to dżin sam z niej wyjdzie... tylko że wtedy my będziemy już zmęczeni drogą, którą zdążyliśmy przejść. A i powrót do punktu wyjścia będzie dłuższy.
Słowacy nie mają na szkoły a muszą płacić za długi Grecji, Czechy Estonia i Bułgaria mówią otwarcie o tym, że nie będą płacić za długi strefy euro, a Portugalczycy straszą finansową bombą atomową.
Czy Islandia może być wzorem dla zadłużonej Europy?
Poniżej rozmowa dwóch niemieckich ekonomistów o przyszłości europejskiej waluty. J.Starbatty to emerytowany profesor ekonomii na Uniwersytecie w Tübingen. W 1998 roku złożył oficjalny protest przeciwko wprowadzaniu euro, i ponownie w zeszłym roku przeciwko pomocy dla Grecji. P.Bofinger, jest profesorem na Uniwersytecie w Würzburgu i jest członkiem zespołu ekonomistów, który doradza rządowi Republiki Federalnej Niemiec. Jedyne w czym się ci dwaj Panowi zgadzają to, że trzeba coś zrobić i to szybko.
Panie Starbatty, Panie Bofinger, czy euro można jeszcze uratować?
Starbatty: Wszystkie środki, które są obecnie planowane przyniosą efekty w długoterminowej perspektywie. A plan ratunkowy jest potrzebny już na teraz. Dlatego wielu polityków chce wyciągnąć tzw. bazookę i wpompować pieniądze w rynek poprzez Europejski Bank Centralny (EBC) lub wprowadzenie euroobligacji. Oba te sposoby są złe. Lepiej byłoby, aby zmniejszyć unię walutową do twardego jądra, które może utrzymać euro.
Bofinger: To byłaby katastrofa. Ale zgadzam się z Tobą, że czas jest najważniejszy. Wysokozadłużone kraje muszą być w stanie pożyczać z rozsądnymi stopami procentowymi, aby nie zbankrutować. Można to osiągnąć poprzez euroobligacje. A jeśli nie można ich wprowadzić tak szybko, EBC musi stabilizować cały system (finansowy). Działając w ten sposób nie powoduje wzrost inflacji, ale w rzeczywistości nie dopuszcza do deflacji.
Czy nie obawiacie się, że presja, aby przeforsować oszczędności i reformy zniknie tak szybko, jak EBC użyje bazooki?
Bofinger: Niemieccy politycy nie zauważyli, że te kraje już znacznie zmniejszyły swoje deficyty. W porównaniu do 2009 r. deficyty spadły we wszystkich krajach pogrążonych w kryzysie. Włochy są drugim najbardziej solidnym państwem grupy G-7, tuż za Niemcami. Rynki tego nawet nie zauważyły.
Starbatty: Politycy chcą zyskać na czasie dla zadłużonych krajów, pożyczając im pieniądze, w nadziei, że odzyskają je gdy te kraje wydobędą się z kłopotów. Ale ta strategia nie działa. Rynki to wiedzą stąd wzrosty stóp po których pożyczają im pieniądze.
Rentowność papierów idzie w górę, ponieważ inwestorzy sprzedają obligacje. Jak można zatrzymać ten odpływ inwestor?
Starbatty: Ponieważ punkty zapalne w strefie euro nie są izolowane, iskry przeskakują na zdrowe kraje. Każdy wie, że jeśli kraje słabsze mają być uratowane, dwa kraje - Niemcy i Francja - ostatecznie poniosą cały ciężar tej operacji. Tak więc najważniejsze pytanie brzmi: Jak długo jeszcze Niemcy są gotowi zapłacić? A jak długo Francuzi są w stanie płacić? Inwestorzy wierzą, że nie potrwa to już długo, tak samo i agencje ratingowe.
Bofinger: Dobrze opisałeś zachowanie strefy euro jak 17 różnymi krajami starającymi się rozwiązać problemy indywidualnie. W rzeczywistości, prawdziwe pytanie brzmi, czy Niemcy mogą być ostatecznym gwarantem dla wszystkich. Dlatego musimy odwrócić kolej rzeczy i powiedzieć: Teraz będziemy działać jako jedno ciało. Jeśli Włochy będą mogły korzystać z długu przez euroobligacje, zawsze będą w stanie zebrać potrzebne pieniądze, nawet jeśli musiałyby refinansować 300 mld euro w długu w przyszłym roku. To pozbawia spekulantów możliwości rozgrywania poszczególnych krajów przeciwko sobie.
Starbatty: Powiem to jeszcze raz: Myślę, że jest to złe rozwiązanie. Uwspólnianie odpowiedzialności zawsze powoduje nieostrożne obchodzenie się z pieniędzmi innych ludzi.
Bofinger: Oczywiście, obligacje muszą być powiązane z bardziej rygorystycznymi wymogami dotyczącymi dyscypliny fiskalnej.
Starbatty: Mieliśmy ustalone zasady: nie ma klauzuli ratunkowej...
... która oznacza, że żaden kraj euro nie może odpowiadać za długi innego.
Starbatty: Ale ta zasada została zepchnięta na margines. Pani Christine Lagarde, była minister finansów Francji, mówi, że naruszamy traktaty w celu ratowania euro. I to się powtórzy.
Bofinger: Nie sądzę, nie jeśli powstaną dobre zasady.
Starbatty: Myślę, że jesteś trochę naiwny. Ludzie wprowadzą nowe zasady budżetowe, aby wprowadzić euroobligacje i jak tylko będą je mieli, to zapomną o zasadach następnym razem gdy tylko pojawi się problem.
Bofinger: Z euroobligacjami, byłoby o wiele trudniej zdestabilizować cały system. Gdy wszystko jest zabezpieczone, mogę, jeśli to konieczne, wyrzucić wszystkie kraje, które nie przestrzegają zasad. Na przykład, każdy kraj będzie musiał mieć akceptację dla swojego budżetu przez Parlament Europejski. Jeśli jego polityka fiskalna zostanie uznana jako niewystarczająca będzie możliwe nałożenie dodatkowych obciążeń w postaci krajowych podatków.
To byłoby równoznaczne z unią fiskalną.
Bofinger: Nawet nie szli byśmy tak daleko. Wystarczyłby czasowy wzrost podatków od przychodu i podatku od towarów i usług (VAT). Możliwość ta będzie musiała być zapisana w konstytucjach poszczególnych krajów.
To jednak wymagałoby zmiany konstytucji krajowych.
Bofinger: Wierzę, że w zamian za euroobligacje większość krajów byłaby skłonna się na to zgodzić.
Starbatty: Cały czas mówisz "może" i "powinien". Takie zdania normatywne są nieprzekonujące dla ekonomisty, który pracuje z faktami. Do tej pory zawsze było tak, że to nie przepisy nie kształtowały zachowania, ale że w rzeczywistości zachowania miały wpływ na zasady.
Bofinger: Jeśli nie ma pewności w procesie politycznym, to przyzwolenie na wysadzenie wszystkiego w powietrze byłoby następnym logicznym krokiem. Ponieważ rynek nie działa jako narzędzie dyscypliny. Rynek jest chaotyczny. Do 2008 r. nie widział co się dzieje w Grecji, a następnie się obudził. Teraz nie zauważył, że kraje zmniejszyły swoje deficyty, w rzeczywistości nie rozróżnia niczego w ogóle.
Starbatty: Wpędzasz się w kłopoty gdy próbujesz wyeliminować prawa ekonomii. Mogę wam powiedzieć, co się stanie, gdy nastaną euroobligacje. Po dwóch lub trzech miesiącach napotkasz te same problemy jak poprzednio.
Więc na sam koniec EBC będzie musiał użyć bazooki?
Starbatty: Inflacja jest zawsze długoterminową konsekwencją finansowania się przez rząd za pośrednictwem banku centralnego. Jeżeli EBC ma taką samą ilość papieru i po prostu drukuje na nim większą wartość pieniężną to jest równoznaczne z fałszowaniem.
Bofinger: Gdzie są drukowane pieniądze? o czym ty mówisz?
Starbatty: Bazooka oznacza nic innego jak drukowanie pieniędzy.
Bofinger: Jeżeli EBC kupuje obligacje od banku komercyjnego, ten bank otrzymuje kredyt na swoim koncie w EBC. Ani jedno euro nie jest drukowane w takim przypadku. Inflacja może wystąpić tylko wtedy, gdy banki, z uwagi na niską stopę procentową banku centralnego, rozpoczęłyby udzielać kredytów na dużą skalę. Sposób, w jaki obecnie rozwija się gospodarka powoduje, że banki nie są teraz zainteresowane rozdawaniem kredytów dookoła. Ale nawet jeśli by tak robiły, EBC może podnieść stopy procentowe w każdej chwili aby ograniczyć akcję kredytową.
Starbatty: Prawo zabrania bankowi centralnemu finansować kraje w sposób bezpośredni. Oczywiście, to zależy od sytuacji gospodarczej, ale w dłuższej perspektywie fałszowanie pieniądza doprowadzi do inflacji. W przeszłości, jeśli władca wybił dwa razy tyle monet z tej samej ilości złota były one warte mniej. EBC powinien robić dokładnie to samo.
Bofinger: Mówisz o rosnącej podaży pieniądza. Ale to co robi EBC nie zwiększa podaży pieniądza. Ona zwiększa się tylko, gdy banki udzielają więcej kredytów. Poza tym to co robi EBC nie jest zabronione. To klasyczne operacje otwartego rynku, a nie bezpośredni zakup nowych obligacji rządowych.
Jeśli odpływ inwestorów od obligacji rządowych nadal się utrzyma, EBC nie będzie prawdopodobnie w stanie uniknąć skupu obligacji bezpośrednio od krajów
Bofinger: EBC ma tylko zasygnalizować, że nie pozwoli na wzrost oprocentowania tych obligacji powyżej 5 proc. Może to kontrolować przez rynek wtórny.
Starbatty: Myślę, że wykorzystanie euroobligacji i bazooki jest niebezpieczne. Myślisz, że one są wspaniałe.
Bofinger: Nie, ja tylko mówię, że jesteśmy w takiej sytuacji jak ta, którą mieliśmy na jesieni 2008 roku. System finansowy musi zostać ustabilizowany bezpośrednio, a następnie tak szybko jak to możliwe muszą zostać zmienione zasady. Ale powiedz mi, co to jest to czego Ty chcesz!
Starbatty: Konsolidacji euro!
Bofinger: Kogo? W jaki sposób?
Starbatty: Programy ratunkowe, które stanowią naruszenie traktatów, muszą być zatrzymane. Kraje, które uważają, że powinny być częścią strefy euro muszą się bardziej postarać. Ci którzy wolą wyjść tak, aby mogli zdewaluować swoje waluty i ponowne odzyskać konkurencyjność powinni to zrobić. W przeciwnym razie cała ta sprawa wybuchnie nam prosto w twarz. Zgadzam się z Tobą w tej sprawie.
Bofinger: Ale w takim przypadku, to naprawdę wybuchnie nam prosto w twarz. Kiedy kraje rozpoczną się wycofywać zadziała reakcja łańcuchowa.
Starbatty: Należy zaakceptować rzeczywistość, że kraje nie rozwiążą ich problemów w unii walutowej.
Bofinger: Ale te problemy nie są nam dane od Boga. Wynikają one z faktu, że Włochy i Hiszpania muszą płacić 7 procent odsetek.
Starbatty: Ze względu na swoje problemy!
Bofinger: Nie, ponieważ rynki są w panice. One nie reagują na dane fiskalne, albo inaczej Japończycy i Amerykanie, którzy nie starają się tak jak Włochy, również powinni płacić 7 lub 8 procent. Inwestorzy obawiają się po prostu o swoje pieniądze i mają stadną mentalność.
Starbatty: Nie. Inwestorzy zwracają szczególną uwagę, czy dany kraj może poradzić sobie ze swoimi długami. I kiedy czują, że nie może, wolą wyjść wcześniej niż później.
Bofinger: Ale to staje się samospełniającą się przepowiednią: im więcej inwestorów ucieka, tym wyższe są stopy procentowe i tym bardziej prawdopodobne staje się, że kraj może nie być w stanie obsługiwać swojego zadłużenia.
Starbatty: Włochy, zanim dołączyły do unii walutowej w 1995 roku miały 6,2-procentowy udział w rynku światowym. W 2009 roku było to tylko 2,8 proc. Jak ten kraj ma wygenerować niezbędne nadwyżki? Te problemy nie zostaną rozwiązane przez euroobligacji lub pieniądze z prasy drukarskiej.
Bofinger: Jeśli kraje takie jak Portugalia mają problem z konkurencyjnością to także dlatego, że, w znacznie większym stopniu niż Niemcy napotkały nową konkurencję z krajów takich jak Chiny i Rosja. To wydarzyłoby się i bez euro.
Starbatty: Ale gdyby mieli swoją własną walutę byliby w stanie ją zdewaluować.
Więc czy kraje strefy euro są zbyt różne, by być zespolone w jednej walucie, tak jak eurokrytycy twierdzili od początku?
Bofinger: Istnieją również duże różnice w zdolnościach produkcyjnych w Stanach Zjednoczonych. Problemem jest to, że my w Niemczech staraliśmy się zwiększyć swoją pozycję przez powstrzymywanie wzrostu płac. Teraz jasne, że była to błędna polityka. Przyczyniliśmy się do zmniejszenia konkurencji w obrębie strefy euro, podobnie jak Hiszpanie i Portugalii na drugim końcu.
Starbatty: Błąd polega na tym, że słabe kraje unii monetarnej nie zmieniły swojej polityki. One korzystały z niskich stóp procentowych zamiast modernizować swoje gospodarki. Niemcy zachowywali się inaczej, dlatego teraz mamy wyraźne różnice w unii walutowej. Niektóre kraje są zbyt konkurencyjne, podczas gdy inni nie mogą już nadążyć. Greckie euro jest znacznie zawyżone, a niemieckie euro jest mocno zaniżone. Dlatego, jak Chińczycy jesteśmy na ławie oskarżonych.
Czy różnice w unii walutowej mogą zostać zmniejszona, czy też silne kraje muszą wspierać słabych stałe?
Starbatty: Transfery są automatyczną konsekwencją, gdy mamy różne gospodarki w jednej unii monetarnej. Słaba stabilność importu i eksport miejsc pracy. Widać to w północnych i południowych Włoszech, a także w zachodniej i wschodniej części Niemiec. Będzie jeszcze więcej transferów, chyba że nastąpią jakieś zmiany. I nie wyniosą ok. 15 mld euro ile wyniosły w UE aż do teraz, ale będą o wiele większe. Ale to nie zadziała bez zmiany konstytucji, ponieważ strefa euro będzie się miała silne cechy federacji. W przeciwnym razie znów znajdziemy się przed Federalnym Sądem Konstytucyjnym. Musi odbyć się referendum w tej sprawie.
Bofinger: Nie widzę powodu, dla transferów na stałe na wysokim poziomie. Kraje są już w proces redukcji deficytu na rachunku bieżącym. Warunkiem jest, że gospodarka się nie zawali, że stopy procentowe pozostaną na rozsądnym poziomie i że potencjał wzrostu się zwiększy.
Starbatty: Ty zawsze mówisz zdania warunkowe. Jako ekonomista powinieneś wiedzieć, że konsekwencją unii i transferów jest nie jest to, że słabi nie są już słabi, ale że silni nie są już dłużej silni.
Jedynym sposobem, aby mówić o rozpadzie unii walutowej jest zdania warunkowe. Panie Starbatty, jak można to sobie wyobrazić w konkretny sposób?
Starbatty: Oczywiście będzie to bolesny moment jeśli rozpada się coś co przez 12 lat było razem. Ale i jest takie powiedzenie: Lepiej mieć przerażający koniec niż horror bez końca. (It's better to have an end with horror than horror without end)
Wyjście Grecji, Włoch i innych krajach miałoby dramatyczne konsekwencje dla systemu finansowego.
Starbatty: Jeśli Grecja przywróci drachmę, rynek będzie rozregulowany na początku. Ale to nie jest problem dla Grecji. Widzieliśmy, to samo stało się w Argentynie, Tajlandii i Indonezji.
Bofinger: Dewaluacja z pewnością nie byłaby rozkoszą dla tych krajów.
Starbatty: Nie, ale kraje te po raz kolejny stałyby się szanowanym członkami globalnej gospodarki. Oczywiście banki miałyby problemy jeśli Grecji by zbankrutowała. Nie da się wyciągnąć nic z kieszeni nagiego mężczyzny. Ale wtedy Grecja mogłaby zacząć wszystko od nowa.
Bofinger: Mówisz o Grecji, ale ignorujesz reakcję łańcuchową. To naiwne wierzyć, że mały statek popłynie po prostu po zrzuceniu trochę balastu za burtę. Kopiemy sobie dołek a na koniec będziemy sami w tym oceanie globalizacji. Nie, jedyne motto którym powinniśmy się kierować jest taki: wszystko albo nic. Jeśli uwolnisz dżina z butelki, nie zatrzyma się, dopóki nie wrócimy do poziomu z 1998 r.
Myślę, że jeden z tych Panów ma rację. Tylko czas pokaże który. Ja myślę, że jak butelka z dżinem stanie się za ciężka aby ją ciągle nosić przy sobie, to dżin sam z niej wyjdzie... tylko że wtedy my będziemy już zmęczeni drogą, którą zdążyliśmy przejść. A i powrót do punktu wyjścia będzie dłuższy.
Słowacy nie mają na szkoły a muszą płacić za długi Grecji, Czechy Estonia i Bułgaria mówią otwarcie o tym, że nie będą płacić za długi strefy euro, a Portugalczycy straszą finansową bombą atomową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz