Wszystkie trzy państwa bałtyckie miały jeszcze niedawno kwitnące gospodarki były stawiane za wzór dla pozostałych krajów naszego regionu. Niskie podatki liniowe, kwitnący sektor nieruchomości i bliska perspektywa przyjęcia euro powodowały, że wszyscy uwierzyli, że na naszych oczach powstają nowe tygrysy Europy. Estonia wypracowała sobie nawet nadwyżkę budżetową. Nagle czar prysł.
Z trzech państw bałtyckich w najgorszej sytuacji jest Łotwa, która już raz korzystała z pomocy Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), by ratować swoją gospodarkę przed zapaścią. Z 10-procentowego wzrostu w zeszłym roku przeszli do prognozowanego obecnie 12-procentowego spadku w tym roku. Perspektywa przyjęcie euro znacznie się oddaliła, a co gorsze waluta Łotwy pozostaje w mechanizmie ERM2, więc pole do manewru mają niewielkie i ewentualna dewaluacja łata nie wchodzi w grę. Nie lepiej jest na Litwie i w Estonii. Tym bardzie należy się dwa razy zastanowić zanim wprowadzi się teraz Polskę do ERM2, o czym już pisałem.
Nie tylko ERM2 stoi na przeszkodzie dewaluacji państw bałtyckich. Bliska perspektywa przyjęcia euro sprawiła, że większość kredytów mieszkaniowych udzielana była właśnie w tej walucie. Dewaluacja oznaczałaby zatem znaczący wzrost zadłużenia ludzi. Zdecydowano się zatem na cięcie wydatków publicznych i płac, co i tak spowodowało masę demonstracji. Sytuacja nie jest ciekawa i nie zazdroszczę rządom tych krajów.
Powstaje pytanie co doprowadziło do tej sytuacji? W dużo większym stopniu niż u nas są tam obecne banki skandynawskie, które ochoczo finansowały tamtejszą gospodarkę. Perspektywa przyjęcia euro znacząco obniżyła stopy procentowe. Dodatkowo niskie podatki skłaniały ludzi do konsumpcji. Bańka na rynku mieszkaniowym urosła do niewyobrażalnych rozmiarów. Dopóki wszystko było w porządku Bałtowie cieszyli się z rosnących pensji i dobrobytu. Nadmierna konsumpcja i wzrost zadłużenia w walutach obcych spowodowały, że kraje stały się niezwykle zależne od napływu kapitału z zagranicy. Kiedy na świecie rozpoczął się kryzys finansowy, kapitał zagraniczny odpłynął.
To jeszcze odpowiedzmy sobie na pytanie jakie wnioski możemy wyciągnąć dla nas ? Po pierwsze, że polityka gospodarcza powinna być dostosowana do czasów w których żyjemy. To co świetnie sprawdzało się w czasach hossy niekoniecznie przyniesie spodziewane efekty gdy mamy spowolnienie. Niektórzy mogą też zauważyć, że nie można opierać całej gospodarki na kapitale z zagranicy, bo ten tak jak szybko napływa tak i szybko odpływa (tutaj jako przykład nie tylko Bałtowie ale i np. Irlandczycy).
Jak to mówią lepiej uczyć się na cudzych błędach, więc obserwujmy dokładnie naszych sąsiadów i starajmy się nie popełniać ich błędów.
Artykuł zainspirowany tekstem.
niedziela, 26 kwietnia 2009
Przekleństwo Bałtów
Etykiety:
Estonia,
gospodarka,
gpw,
inwestycje,
kryzys,
Litwa,
Łotwa
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
mądrzy by się uczyli na cudzych pytanie czy tam na Wiejskiej itp. są mądrzy ludzie ;)
OdpowiedzUsuń